Czy ustawa i rozporządzenie uderzające w szkolne sklepiki to przekręt? Projekt nowelizacji zgłosił Jan Bury

Fot. wPolityce.pl/ansa
Fot. wPolityce.pl/ansa

Mamy tu do czynienia z fatalnym i patologicznym mechanizmem. Pod pretekstem dobra dzieci – najlepszym do tego typu operacji – przemycono w Sejmie ustawę, a następnie w MZ kierowanym przez doktora Zembalę stworzono rozporządzenie, które za jednym zamachem niszczy kilka tysięcy miejsc pracy, tworzy problemy dla dzieci i rodziców i premiuje jeden segment podmiotów (właścicieli automatów), dla których dotychczas szkoły były raczej zamknięte. Można oczywiście uznać, że to przypadek.

Wyjątkowo irytujący jest przy tym mechanizm szczucia na przedsiębiorców prowadzących dotąd szkolne sklepiki, widoczny w niektórych mediach. Ludzie ci są przedstawiani jako chciwi oszuści, wciskający dla zysku dzieciom najgorsze produkty, podczas gdy w rzeczywistości są to ciężko pracujący drobni przedsiębiorcy w większości dawno już działający w ramach porozumienia ze szkołą i oferujący w swoich sklepikach to, na co zgodzono się wspólnie z rodzicami.

Po raz kolejny potwierdza się, że tam, gdzie państwo chce się wtrącać w sferę życia, w którą wtrącać się nie powinno, efekty muszą być opłakane. Po Platformie nie spodziewam się już niczego dobrego. Ale PiS – partia, która chce przejąć odpowiedzialność za Polskę, a głosowała również za nowelizacją – powinna wziąć na siebie ciężar sprawy.

Szkolne sklepiki były i są potrzebne, sposób ich funkcjonowania można uregulować na niższym szczeblu. Przedsiębiorców i rodziców, którzy rozumieją, co się dzieje, namawiam do walki o przywrócenie dawnego stanu rzeczy. Warto – zanim być może ktoś zdąży na tych fatalnych zmianach skręcić swoje lody.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.