Krzysztof Łapiński relacjonuje "akcję" Hadacza: "Był agresywny, chciał zbliżyć się do Andrzeja Dudy. Czy miał kontakty ze sztabem Komorowskiego?" NASZ WYWIAD

wPolityce.pl: Pańskie nazwisko pada w rozmowach, których treść ujawniliśmy w tygodniku „wSieci”. Panowie Andrzej Hadacz i Robert G. omawiając kulisy prowokacji mówią o panu, jako o tym, który rzucił się na spokojnego Andrzeja Hadacza On podobno chciał tylko zadać pytanie Andrzejowi Dudzie. Jak to wyglądało?

Krzysztof Łapiński, zastępca rzecznika prasowego PiS, członek sztabu wyborczego Andrzeja Dudy: Zacznijmy od tego, że pan Hadacz nie jest osobą przypadkową. Od lat pojawia się w przestrzeni publicznej i zazwyczaj działa w charakterze prowokatora. Jego pojawienie się przed debatą, przed budynkiem Telewizji Publicznej, odczytywaliśmy jako chęć sprowokowania Andrzeja Dudy, czy to przed debatą, czy po niej. Dlatego, kiedy tylko pojawił się na terenie Telewizji Publicznej, zwróciliśmy uwagę ochronie budynku, że znajduje się tu człowiek nastawiony wobec nas prowokacyjnie. Mimo, że Hadacz nie był ani dziennikarzem, ani współpracownikiem któregoś ze sztabów, to ochrona nie podjęła żadnych działań. Do pierwszej prowokacji doszło jeszcze przed debatą, gdy pan Hadacz próbował atakować Andrzeja Dudę, ale udało nam się go powstrzymać. Był niezwykle agresywny, wyrywał się, krzyczał i chciał zbliżyć się do Andrzeja Dudy. Staraliśmy się działać tak, aby z jednej strony nie pozwolić mu zbliżyć się do Dudy, a z drugiej strony by nie zrobić mu krzywdy. Wiadomo, że media ogłosiłyby to jako atak sztabowców Andrzeja Dudy na „niewinnego obywatela”.

Skąd wiedzieliście, że to prowokacja, a nie atak zwykłego szaleńca?

Andrzej Hadacz nie jest osobą, która pojawiła się nagle, o której nic nie wiadomo. Wcześniej był znany jako „Andrzej spod krzyża”, który był bardzo agresywny wobec jego przeciwników. Ale podejrzane było to, że pojawiał się zawsze tam gdzie są kamery. Spośród tzw. obrońców krzyża on był najbardziej „medialny”. Był najbardziej krzykliwy, agresywny, to m.in. dzięki niemu tę grupę niektórzy nazywali „ludźmi niespełna rozumu”. Potem nastąpiła wolta i widać go było w otoczeniu Palikota na paradzie gejów i lesbijek. A ostatnio widziano go na spotkaniach Bronisława Komorowskiego. To wszystko pokazuje, że nie jest to człowiek, który działa przypadkowo. Było dla nas oczywistym, że jego obecność przed debatą nie jest przypadkowa. Pozostawało pytanie zadanie jakie ma do wykonania. I czy to zadanie sam sobie wymyślił, czy ktoś mu je zlecił.

Bywał w otoczeniu Bronisława Komorowskiego i nie był odciągany przez BOR. Wręcz przeciwnie, był bardzo blisko i ktoś mu na to pozwalał. Czy to nie dziwne?

Gdyby to była nieznana postać, który przyszła wyściskać Bronisława Komorowskiego, a po tygodniu pojawia się u nas i zachowuje tak jak się zachowywał, to jeszcze można by powiedzieć, że otoczenie byłego prezydenta nie wie kto to jest. Ale jeżeli Bronisław Komorowski jest otoczony wianuszkiem funkcjonariuszy BOR-u i podchodzi do niego Andrzej Hadacz, który jest postacią znaną z mediów i dopuszcza się go do prezydenta na bliską odległość, on obściskuje prezydenta i nikt nie reaguje, to może być to szokujące. Skoro nie było żadnych reakcji ochrony, to Komorowski musiał wiedzieć kim jest Hadacz, a to coś musi znaczyć. Pytanie, czy były jakieś kontakty ze sztabem prezydenta.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.