Roman Giertych będzie, jak coraz więcej wskazuje, kandydował na senatora z okręgu podwarszawskiego. Formalnie ma być kandydatem niezależnym, ale faktycznie wskazanym przez PO. Partia rządzącą nie wystawi swojego kandydata, a obecny senator Platformy z tego okręgu (Łukasz Abgarowicz) ma wystartować w innym miejscu.
Ma oczywiście rację Paweł Zalewski, gdy twierdzi, że Giertych i Michał Kamiński „to są nazwiska symbole”, „symbole tego, co obciąża Platformę w dół”. Tak obiektywnie jest. Bo jak przekonać elektorat PO do jeszcze jednej mobilizacji, gdy partia-matka zdaje się tracić busolę, i wykonuje ruchy co najmniej niezrozumiałe, a w oczach wielu platformersów wręcz obrzydliwe?
To nie jest nawet przypadek polityka radykalnego, który jest atrakcyjny dla twardego elektoratu, ale zniechęca pozostałych. Nie, tu mamy do czynienia jedynie z odpychaniem.
Przy takim natężeniu kłopotów PO, z jakim mamy do czynienia obecnie, ten dodatkowy czynnik może okazać się decydujący, i to w skali kraju. Oczywiście zniesmaczeni raczej nie zagłosują na PiS, ale może poprą Petru, albo, co jest najbardziej prawdopodobne, zostaną w domach?
Z tego gwarantowanego skutku zdaje sobie sprawę doskonale Ewa Kopacz, walcząca przecież o polityczne przetrwanie. A mimo to nie tylko podtrzymuje tę decyzję, ale także dość brutalnie (choć bardzo dziwnie, bo niejasno) odpowiada Zalewskiemu:
Jeśli pan Paweł Zalewski obawia się, że pan Giertych ma duże szanse, by zdobyć mandat, nie widzę przeszkód, by wykorzystać zdolności Pawła Zalewskiego - niech się zmierzy z Giertychem.
Pani premier popiera Giertycha i broni jego kandydatury, bo tak chce Donald Tusk, dyktujący Ewie Kopacz wszystkie ważniejsze decyzje. Były premier chce się, można sądzić, odwdzięczyć za jakieś przysługi, prawne albo innego rodzaju.
Z kolei sam Roman Giertych nie startuje dla sportu, zbyt długo znamy tego polityka. Jeśli startuje to po coś. Moim zdaniem - po immunitet. W końcu niektóre nagrania afery taśmowej w sposób zadziwiający nie wywołały poważniejszych reakcji, także proceduralnych, choć na zdrowy rozum, w normalnym państwie, powinny.
Albo ten formalny, związany z pełnieniem obowiązków senatora, albo nieformalny, który jakoś jednak otacza świeżo pokonanych konkurentów politycznych. Zwłaszcza tych głośnych i znanych. Wszelkie działania aparatu państwa wobec ludzi są źle odbierane i przez Polaków, i przez opinię europejską.
Ważniejszy wniosek dotyczy jednak całej Platformy: oddanie Giertychowi okręgu, w którym od dwóch kadencji miała senatora dysponującego dużą przewagą nad resztą stawki, dowodzi, że liderzy PO pogodzili się już z myślą o przegranych wyborach. Ewa Kopacz, i zwłaszcza mądrzejszy Donald Tusk, grają już w inną grę: przygotowanie partii do opozycji. I także spłacanie zobowiązań. A może dobieranie ludzi, którzy na pierwszej linii władzy są niepotrzebni, ale w pierwszej linii opozycji mogą zaszkodzić prawicy?
Potencjalne, maksymalne wyniki Platformy są więc tu i ówdzie „zbywane” przez jej liderów. Kosztem zwykłych posłów, którzy znajdą się za burtą, a być może znaleźliby się w Sejmie. Może nie wszyscy, ale część na pewno.
Warto zaznaczyć, że Roman Giertych dostał naprawdę dobry okręg. W 2011 roku Łukasz Abgarowicz wygrał tam zdecydowanie - zdobył ponad 44 proc., następny w kolejności kandydat PiS 27 proc.:
Sądzę jednak, że mimo wszystko Giertych przegra, zwłaszcza jeśli jego kontrkandydatem będzie Konstanty Radziwiłł.
A dzięki promowaniu Giertycha, Platforma przegra jeszcze bardziej niż przegrałaby bez Giertycha.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/261949-roman-giertych-na-pierwszej-linii-po-to-ruch-ktory-da-sie-wytlumaczyc-tylko-w-jeden-sposob-platforma-juz-wie-ze-przegrala
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.