Przyjęta ustawa o „kredytach walutowych” łagodzi, ale i sankcjonuje bezprawie. A bezprawie trzeba skończyć

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. SBB/Andrzej Kałuszko
fot. SBB/Andrzej Kałuszko

Trwa zamieszanie po „nocy cudów” we środę 5 sierpnia, gdy niespodziewanie Sejm przyjął poprawki SLD do fatalnej ustawy forsowanej przez PO w sprawie „restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych”.

Wcześniej Komisja Finansów odrzuciła znacznie dalej idącej poprawki Prawa i Sprawiedliwości, odrzuciła też poprawki SLD. Jednak podczas sejmowego głosowania za przyjęciem poprawek SLD zagłosowali także posłowie PiS, PSL oraz posłowie niezależni. Poprawki owe (autorstwa Wincentego Elsnera) zwiększają finansową odpowiedzialność bankierów za sprzedawane przez nich Polakom toksyczne kredyty. Skonsternowana Platforma zagłosowała przeciw własnej ustawie i zapowiada, że będzie ją „naprawiać” w Senacie.

W mediach trwa banksterska histeria i festiwal nieporozumień. Bankowi lobbyści krzyczą o „stratach” banków, straszą wzrostem kosztów bankowych usług (i tak najwyższych w Europie), grożą politykom, że tak straszliwie krzywdzone banki nie dadzą kasy na inwestycje i szczują na siebie nawzajem wszystkich nas, byśmy zajmowali się wzajemną zawiścią i nie dostrzegali jak jesteśmy przez bankierów okradani. Inni obliczają kto z się na dobrodziejstwa ustawy „załapuje”, a kto nie. Wedle zasady szarpania czerwonego sukna.

Odrzućmy jednak wytwarzany przez bankowych lobbystów udających niezależnych ekspertów oraz niemądrych dziennikarzy tuman kłamstw, głupstw i manipulacji. Jeśli na serio traktujemy Rzeczpospolitą, jej obywateli, obowiązujące w niej prawo i potrzebę sprawiedliwości – wrócić musimy do prawnych i etycznych podstaw. Jeśli ma w Polsce powrócić prawo i sprawiedliwość - nie możemy tworzyć substytutów, ersatzów. Albo owe „kredyty walutowe” są zgodne z prawem i sprawiedliwością, a wtedy nie ma żadnego powodu, by cokolwiek zmieniać, a bankierzy mają całkowitą rację. Albo operacje owe łamią obowiązujące prawo i wtedy konieczna jest usunięcie przyczyn bezprawia, a nie częściowe łagodzenie wybranych, niektórych jego skutków. W państwie prawa i sprawiedliwości, a takiej chcemy Rzeczpospolitej, nie idzie o to, by masowe oszustwa łagodzić, ale by je naprawiać i usuwać.

Tymczasem przyjęta 5 sierpnia ustawa – już w samym tytule – sankcjonuje nieprawdę. Bo nie dotyczy ona kredytów walutowych, ale kredytów w złotych polskich, jedynie waloryzowanych do kursów walut. Już sam jej tytuł rozpowszechnia więc fałsz o udzielaniu tych kredytów w walutach obcych, co jest socjotechniczną operacją banksterów.

Finansowe produkty wysokiego ryzyka, które bankierzy sprzedali milionom Polaków jako „kredyty indeksowane/denominowane do kursu walut”, a dziś zwane jest „kredytami walutowymi” lub „kredytami frankowymi” nigdy nie były i nie są kredytami. Obowiązujące w Rzeczpospolitej brawo bankowe (art. 69 ust. 1) precyzyjnie definiuje czym jest kredyt:

„przez umowę kredytu bank zobowiązuje się oddać do dyspozycji kredytobiorcy na czas oznaczony w umowie kwotę środków pieniężnych z przeznaczeniem na ustalony cel, a kredytobiorca zobowiązuje się do korzystania z niej na warunkach określonych w umowie, zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu wraz z odsetkami w oznaczonych terminach spłaty oraz zapłaty prowizji od udzielonego kredytu”.

W świetle tego absolutnie podstawowego prawa dla działalności kredytowej banków, który określa wzajemne uprawnienia i obowiązki stron umowy kredytowej na kredytobiorcy ciąży obowiązek oddania bankowi nie jakiejkolwiek kwoty, nie kwoty będącej wynikiem giełdowej/spekulacyjnej gry na wzrost/spadek kursu czegokolwiek, ale kwoty dokładnie określonej w ustawie odpowiadającej „wykorzystanemu kredytowi”. Bankierzy – chcąc zwiększyć liczbę sprzedawanych kredytów i swoje zyski - świadomie więc sporządzili dla polskich klientów umowy sprzeczne z obowiązującym w Polsce prawem bankowym, nie bacząc, że tym samym prowadzą nieświadomych tej operacji klientów do „ubojni”, bo właśnie „ubojnią” nazywali między sobą bankowi sprzedawcy sale, gdzie podpisywano owe umowy.

Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu pisze:

„Doceniamy, że wreszcie sejmowa większość dostrzega powagę tego kryzysu, szkód, jakie trwające od lat w tej sferze bankowe bezprawie wyrządza obywatelom Rzeczpospolitej i polskiej gospodarce oraz ogrom niebezpieczeństw, jaki niesie trwanie tego stanu. Cieszy nas, że sejmowa większość starała się poprawić kaleki, niesprawiedliwy, w istocie szkodliwy i niekonstytucyjny projekt ustawy złożony przez Platformę Obywatelską. Jednak przyjęte przesz Sejm poprawki są połowiczne, dzielą poszkodowanych przez łamiące prawo banki na tych, których prawo ma zacząć bronić i tych, którzy mają nadal być bezprawnie pozbawiani swej własności. Przyjęta w tej formie ustawa nie zmienia istoty problemu trwania deprawacji państwa  i relacji handlowych oraz sankcjonuje przemoc finansową wobec obywateli.

Ekspert w sprawach bankowości, mecenas Ewa Midura wyjaśnia: „skutki takich umów okazały się kuriozalne i absurdalne. Nigdy bowiem w historii działalności kredytowej banków nie nastąpił taki skutek umowy kredytowej, aby bank oddał do dyspozycji kredytobiorcy kapitał w kwocie np. 220 000 zł a na gruncie postanowień tej umowy mógł żądać zwrotu kapitału w wysokości 400 000 zł. W świadomości klientów banków, zgodnej z obowiązującym w Polsce prawem, żądanie zwrotu długu większego, czasem dwukrotnie, niż udostępniony kapitał - występuje w działalności przestępczej. W żadnej mierze taka sytuacja nie może być skutkiem działalności kredytowej banków”.

Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu:

„Przyjęta ustawa niestety ignoruje podstawowy fakt, iż owe „kredyty waloryzowane” są w istocie instrumentami finansowym na gruncie dyrektywy 2004/39/WE, których sprzedaż jest obarczona wymogami formalnymi informacji o ponoszonym ryzyku oraz ograniczeniem strat do wniesionej kwoty. Przyjęta ustawa niestety w żadnej sposób nie odnosi się do podstawowego faktu, iż banki w dalszym ciągu zmuszają setki tysięcy obywateli RP do wykonywania umów, w których nadal tkwią klauzule zakazane prawomocnymi wyrokami polskich sądów, a organa polskiego państwa nie potrafią lub nie chcą od banków tych prawomocnych wyroków wyegzekwować.”

Niezrozumiałe są powymyślane przez autorów ustawy (i w dobrej wierze poprawiane przez część posłów opozycji) społeczne ograniczenia działania ustawy. Arbitralnie ustalona wielkość mieszkania czy domu, liczba dzieci w rodzinie, fakt czy był to jedyny lokal mieszkalny w posiadaniu kredytobiorcy i wszelkie inne pomysły przypominają sytuację, w której ze świadomie podpalonego przez terrorystów centrum handlowego, straż i policja wypuszcza tylko niektórych, sprawdzając ile mają dzieci, jak duże mają mieszkania, jaki mają kolor oczu albo czy rozmiar ich czaszki jest regulaminowy.

Jeśli Rzeczpospolita jest, a raczej chce być, państwem prawa i sprawiedliwości, to wszelkie warunki ograniczające zakres obowiązywania prawa i sprawiedliwości, dzielące obywateli RP na tych chronionych oraz tych niechronionych przez polskie państwo, są sprzeczne z konstytucyjną zasadą równości obywatela wobec prawa.

Wmówiono wielu z nas, żeśmy sami sobie winni, że wolny rynek i kapitalizm dopuszcza wszelkie finansowe operacje, także diametralnie zmieniające charakter transakcji, bez wiedzy jednej z jej stron. Jak już podpisałeś umowę - toś złapany w pułapkę i nic nie poradzisz. Otóż jest to wierutna bzdura, szkodliwa, stanowiąca narzędzie wspomagania finansowej przemocy wobec nas. Warunkiem prawdziwego wolnego rynku jest obowiązywanie prawa, a kapitalizm wykształcił silne, jasne i konieczne mechanizmy regulujące finansowe relacje między podmiotami działającymi na rynku finansowym. Jednym z nich jest zasada rzetelnej informacji o oferowanym produkcie. Giełdowy inwestor ma prawo wiedzieć czy kupuje nisko oprocentowane, ale pewne obligacje państwowe, nisko oprocentowane, ale mało ryzykowne akcje stabilnych podmiotów, czy też chce zaryzykować wiele, mając nadzieję na wielki zysk – wtedy kupuje „junk bonds”. Akcje śmieciowe, na których można zarobić fortunę, albo też szybko wszystko stracić. Wolno mu. Ale musi być rzetelnie poinformowany, nie wolno sprzedać mu „junk bonds” w opakowaniu obligacji skarbu państwa.

Opłacani z naszych pensji nasi pracownicy (prezydent, parlament, rząd, KNF, UOKiK, sądy, organa ścigania) są zobowiązani, by ustrzec nas przed kłamstwem nieuczciwych sprzedawców, zwanym „missellingiem”, sprzedawaniem junk bonds jako obligacji skarbu państwa. Kupując aspirynę w koncesjonowanej i pozostającej pod nadzorem polskiego państwa aptece musimy mieć pewność, że nie ma w niej trutki na szczury, strychniny. Przed połknięciem kupionej tam aspiryny, nie rozkrawamy jej, nie sprawdzamy składu. Bo ufamy naszemu państwu, że apteki nadzoruje. A ono kilka milionów z nas zawiodło, w nadzorowanych przez polskie państwo aptekach sprzedano nam w aspirynie strychninę. I tę strychninę trzeba z aspiryny wyrzucić. W całości. Bez dzielenia otrutych na wyleczenia godnych i wyleczenia niegodnych. A oszustów przynajmniej poinformować, że tak już robić nie wolno. Choć mnie bardziej podoba się rozwiązanie islandzkie, gdzie kilku najbardziej nieuczciwych bankierów siedzi w więzieniu.

Stowarzyszenie SBB kończy swoje stanowisko wezwaniem i zaproszeniem:

„…Panie Posłanki i Panów Posłów, którzy chcą rozwiązać ten problem zapraszamy do współpracy nad ustawą, która rozwiąże go naprawdę i ostatecznie, przy czym nie będzie dzielić Polaków na lepszych i gorszych, jednych wspierać, a innych wykluczać. Będzie sprawiedliwa i zgodna z Konstytucją, dobra dla Rzeczpospolitej i jej obywateli.”

Prezydent Andrzej Duda, jeszcze jako kandydat, 19 maja br. spotkał się ze stowarzyszeniem Stop Bankowemu Bezprawiu i dał nam słowo, że w pierwszych trzech miesiącach swego urzędowania złoży w parlamencie projekt ustawy, która naprawdę zakończy gigantyczną i stanowią zagrożenie dla stabilności finansów państwa aferę toksycznych kredytów. Wiem, że Prezydent Andrzej Duda dotrzyma słowa.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych