Ludwik Dorn o Andrzeju Dudzie: Mamy do czynienia z politykiem obiecującym. "Deklaracja o odbudowie wspólnoty rodzi duże nadzieje"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wPolityce.pl/tvn24
wPolityce.pl/tvn24

Mamy do czynienia z politykiem obiecującym, ale takim, który na własnej skórze jeszcze się nie nauczył, czym jest wielka polityka

— mówi Ludwik Dorn, pytany o swoją ocenę prezydenta Andrzeja Dudy.

Były marszałek Sejmu w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przekonuje, że przed nową głową państwa sporo nauki i możliwości wpadek i błędów.

Jest w procesie przepoczwarzania się. Albo ten proces przejdzie pomyślnie, czego Polsce, sobie i panu prezydentowi bardzo życzę, albo poszuka ciepełka i nie udźwignie ciężaru zadań

— tłumaczy Dorn i apeluje, żeby nie skreślać go za ewentualne pierwsze błędy

Nadzieje posła szczególnie mocno związane z są z przekazem Andrzeja Dudy poświęconego konieczności odbudowy wspólnoty.

Prezydent złożył deklarację polityczną o odbudowie wspólnoty elementarnego szacunku wzajemnego, więc rodzi to pewne, a nawet duże, nadzieje. Ta deklaracja wcielona w życie może sprawić, że wobec prezydenta Dudy będzie bardzo trudno zmontować opozycję. Taka polityka, umiejętnie prowadzona, może stworzyć szansę nie na zakończenie ostrego konfliktuj politycznego, ale na pozbawienie go toksyczności, która wyklucza jakąkolwiek współpracę

— zaznacza Dorn.

Polityk krytycznie ocenia przy tym próbę oficjalnej i odkrytej chęci budowy przez Dudę sojuszu państw nadbałtyckich.

O zjednoczeniu Niemiec przed 1989 r. trzeba było bez przerwy myśleć, lecz nie należało o tym nigdy mówić. Deklaracja prezydenta Dudy musi wywołać dzwonki alarmowe w Moskwie, Berlinie, a nawet Waszyngtonie. Lepiej więc o tym myśleć, zapuszczać macki i budować przyczółki, ale niekoniecznie trzeba składać otwarte deklaracje

— tłumaczy Dorn i przekonuje, że dzisiejsze warunki w krajach, z którymi Duda chce budować sojusz są w innym miejscu niż za czasów Lecha Kaczyńskiego.

Były marszałek Sejmu odrzuca też suflowaną przez „Wyborczą” tezę o rzekomych zagrożeniach ze strony ideologicznego zaangażowania nowego prezydenta.

Skoro prezydent Duda - bardzo pobożny katolik, czego nie ukrywa - nie zajmował się tymi sprawami w orędziu, to oznacza to, że wie, w jakim kraju żyje. To bardzo mi odpowiada, bo wydaje mi się, że prezydent postara się uchwycić nowy moment dynamicznej równowagi między polską podstawą aksjologiczną, która realizuje się w sposób świecki, ale wywodzi się z religii, a coraz bardziej zmieniającym się, spluralizowanym społeczeństwem, poszukującym coraz bardziej zróżnicowanych stylów życia w bardzo różnych dziedzinach, od kultury po realizację związków emocjonalnych. Duda nie mówi o konflikcie, choć wie, że on istnieje, bo jeśli go zaznaczy, to będzie musiał się opowiedzieć po którejś ze stron

— czytamy.

Nie obyło się też bez małej szpilki wobec Jarosława Kaczyńskiego.

Mnie się zdaje, że pan Kaczyński do dzisiaj nie może uwierzyć, że Andrzej Duda wygrał wybory, i nie ma pomysłu na jego prezydenturę

— ocenił Dorn.

maf, „Gazeta Wyborcza”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych