Premier do kochania. Ewa Kopacz nie boi się nikogo, podejdzie, zagada, i każdy może zrobić sobie z nią zdjęcie jak z misiem na Krupówkach, i to za friko

fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

W eterze, na rowerze, w pociągu, w przeciągu, od rana, niedospana, gotowa, nietuzinkowa, wybiegająca jak stojąca, otrząśnięta, uśmiechnięta, bezawaryjna, refleksyjna, nieugięta, rozgarnięta, pewna, zwiewna, na widecie, przy kotlecie, nad morzem, w borze, to zagada do sąsiada, pochwalić umie, i zachowa w rozumie, tak „o świcie i o zmroku, w Skarżysku i w Sanoku…” - nasza pani premier Ewa Kopacz jest wszędzie. I jak jej nie kochać…?

To kotlecik powącha, to pysznego chłodniczka skosztuje, i miodzik z polskiej pasieki pochwali, i delikatesy różne, a przy tym dobre słowo znajdzie, i dla chłopa na roli, i dla baby z pensjonatu, a i sama się przy nich czegoś uczy, jak od pana policjanta, i ruchem już pokierować potrafi… - bo podróże kształcą! A, że premier Ewa słuchać umie, dowiaduje się o wielu sprawach i więcej z nich dziś rozumie. Tylko wredna opozycja drze ryja, że gabinet pani prezes Rady Ministrów stoi pusty. Oj tam, oj tam, po pierwsze, opozycja z założenia drze ryja i szuka dziury w całym, a po drugie, wcześniej, tak już ósmy rok z rzędu, też nikt tam nie pracował, choć zajmował stanowiska, czyli nic się nie zmieniło. Skoro więc pani premier w eterze, na rowerze, w pociągu, w przeciągu, od rana, niedospana… - może rzeczywiście czegoś się nauczy. Trzeba jej dać szanse, a nie tak od razu - za przeproszeniem - w łeb!

Może dzięki podróżom Kopacz po kraju zostanie na przykład odmulone Jezioro Rożnowskie? Kto wie… Może ludzie zaczną się zdrowiej odżywiać rodzimymi zalewajkami i kaszankami, albo delicjami z pewnej firmy, czy z pewnego tańszego sklepu? Nazw nie podaję, bo u nas za reklamę się płaci. Może Dunajec uregulują, woda jakaś tam spieniona, może zegarki dzięki polskim kolejom będzie można regulować?

To są prawdziwe, realne problemy, a nie to, co mówi jedna czy druga partia

— podsumowuje swe wojaże sama premier-globtroterka.

Do „veni, vidi” (przyszłam, zobaczyłam), brakuje jej już tylko „vici”, znaczy, zwycięstwa. Wie teraz jak je osiągnąć i wzywa na pojedynek prezesa PiS. Chce udowodnić wszem wobec, że Jarosław Kaczyński mówi, ale pojęcia nie ma. Pani prezes Rady Ministrów innych prezesów z jednej czy drugiej partii nie wzywa, bo przecież się nie roztroi, nie da się jeździć po kraju i jeszcze z wszystkimi pojedynkować. Jeśli czegoś od niej chcą, mogą np. przygotować pytania i przekazać je Kaczyńskiemu, i ten mógłby je jej zadać. Więc z pretensjami proszę do tego tchórza.

Pani premier nie unika konfrontacji, a wręcz przeciwnie. Urzędująca w godzinach poza podróżami po kraju szefowa rządu specjalnie nie wystartuje w wyborach tam, gdzie powinna, w swym radomskim okręgu, lecz w stolicy, żeby pokazać właśnie, że - cytuję - „tchórzliwa nie jestem”, i chętnie „się zmierzę ze swoim największym oponentem”. Już de facto wykazała, że nie boi się nikogo, jeśli ktoś wzbrania się przed tym, żeby podejść do pani premier, ona sama podejdzie, i każdy może nawet zrobić sobie z nią zdjęcie jak z misiem na Krupówkach, i to za friko.

Do starcia z Beatą Szydło, kontrkandydatką Kopacz na jej stanowisko jakoś pani premier niespieszno. I słusznie, po co jej takie babskie pytlowanie, woli pokazać nie tylko Kazimierzowi Marcinkiewiczowi, że „ma jaja”, w co były szef rządu RP publicznie powątpiewał przez kamerami TVN24. Przerażony tą ekshibicjonistyczną wizją jeden z internautów napisał: „Niech ktoś jej zabierze leki!”. Nie wiem, czy on tak z troski o kondycję psychofizyczną pani premier, czy świnia to umorusana, bez szacunku dla szefowej własnego rządu, która w eterze, na rowerze, w pociągu, w przeciągu, od rana, niedospana…

Przecież Ewa Kopacz się uczy i chce udowodnić w następnej kadencji, że jej partia i ona sama zna już „realne problemy”. W ich rozpoznaniu pomaga jej jak zwykle pomocna „Gazeta Wyborcza”, która np. w dzisiejszym wydaniu uzmysławia rządzącym zagrożenie, jakim dla Polaków stały się w ostatnich latach umowy śmieciowe. To oni, to budowniczowie z Platformy Obywatelskiej otwierają dziś oczy niedowiarkom i to nie jest ich ostatnie słowo. W razie potrzeby pani premier, jak były prezydent „Olo” Kwaśniewski, może również podczas jednego z gościnnych występów w ramach cyklu z Kopacz, pardon, „Z Kolbergiem po kraju”, zatańczyć i zaśpiewać. Wiem nawet co:

W kinie, w Lublinie – kochaj mnie, w maju , w tramwaju – kochaj mnie, nie marudź, nie szlochaj, ale z całej siły kochaj…


Czytaj w najnowszym wydaniu tygodnika „wSieci”: wszystkie zmory Bronisława Komorowskiego i obwoźny teatrzyk Ewy Kopacz, czyli obiecać można wszystko.

Największy konserwatywny tygodnik opinii w Polsce w sprzedaży od 20 lipca br., teraz także w formie e-wydania. Szczegóły na:http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.