Sikorski jest najbardziej przestraszoną osobą spośród wszystkich nagranych. Czego się tak boi?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. ansa
fot. ansa

Co znajduje się na innym nagraniu z warszawskiej restauracji z udziałem Sikorskiego, że jest tak przestraszony? A może chodzi o starsze taśmy, nagrane w innych miejscach, o których mówi się od lat?

Biedny, skrzywdzony, poniżony, niedoceniony, wystawiony, zdradzony, porzucony i jeszcze ze trzysta przymiotników tego rodzaju dałoby się powiedzieć o obecnym stanie ducha Radosława Sikorskiego. Ten największy dotychczas przegrany afery taśmowej kazał właśnie „spadać aferzyście”, czyli Markowi Falencie, głównemu inżynierowi studia nagraniowego w restauracjach „Sowa i Przyjaciele” oraz „Amber Room”. Sikorski kipi niewyobrażalną złością, że „tak pięknie się działo, aż się u…. No, powiedzmy zepsuło. Ma pretensje do całego świata, że przez lata był bogiem, a teraz jest tylko „mężem swojej żony”. Sławnej żony. Kiedy się czyta gorzkie żale byłego szefa MSZ i ex-marszałka Sejmu, można odnieść wrażenie, że są dwa największe kataklizmy współczesnej Europy - grecki i sikorski.

Niedawno zdymisjonowany bóg ma żal do całego świata, że przecież nic złego nie zrobił, a poniósł gorsze konsekwencje niż Kiszczak i Jaruzelski razem wzięci.Bo na taśmie (z rozmowy z Jackiem Rostowskim) „nie ma ani złamania prawa, ani żadnych podejrzanych spraw”. Jest za to „intensywna dyskusja o polskiej polityce zagranicznej i miejscu naszego kraju w świecie”, czyli była to „ważna i potrzebna rozmowa”. „Pomyślałem, że jak ludzie się dowiedzą, co sobie głośno myślę, to będzie dobrze, bo jestem uczciwy, nie knuję i nie kradnę” - chlipał Radosław Sikorski w rękaw Tomasza Lisa. Ludzie się dowiedzieli i pomyśleli, że Sikorski to …, czyli zupełnie inaczej niż on sam o sobie pomyślał. Z nim zresztą tak było zawsze: oczekiwał wdzięczności za swój heroizm, za mądrość i niewyobrażalne wręcz poświęcenie, a tu „ch… bombki strzelił, choinki nie będzie” - jak głosi klasyczna mądrość, wyjęta z miejskiego slangu.

Sikorski aż się gotuje, że jakiś Falenta i jacyś kelnerzy tak „zrobili na cacy” takiego giganta jak on.I żeby polepszyć sobie samopoczucie, zastanawia się nad spiskiem PiS czy też dawnego szefostwa CBA. No bo ogranie giganta przez „nikogo” byłoby złamaniem porządku wszechświata. Ogólnoświatowy spisek w tle, to można by ostatecznie zaakceptować, ale nie jakiś banał. Albo gdyby z Olimpu strącili go Putin czy Obama, to jeszcze można by przeżyć, ale jakiś Falenta? Na Olimpie, w parnasie i panteonie, gdzie przebywał Sikorski, banał jest absolutnie nie do przyjęcia. Jest obrazą boską po prostu. Dlatego wspominając swoje knajackie słownictwo i koszarowe dowcipy, Sikorski odwołuje się do Józefa Piłsudskiego. Jeśli nawet zdarzyło się „parę grubych słów”, to wiadomo, że czerpał z marszałka, a nie z jakiejś trywialnej żulerni. Inaczej być nie może w wypadku osoby, która właściwie urodziła się we fraku, Oxford ma w genach, a nie tylko na dyplomie i na pewno ma jakieś cesarsko-królewskie pochodzenie. No bo skoro Lech Wałęsa doszukał się przodka w „cesarzu Walensie”, który w 410 r. uciekł z Konstantynopola (sam to opowiadał bratu w Arłamowie), to Sikorski musiałby się wywodzić albo od cesarza Karola Wielkiego (742-814), albo przynajmniej od Wilhelma I Zdobywcy (1028-1087).

Sikorski głośno tego nie mówi, ale czuje się totalnie wyrolowany przede wszystkim przez własną partię.No bo jak? Wylecieć „na bruczek” - jak zdrabniał minister Pilchen wobec Nikodema Dyzmy (też oxfordczyka, choć niezupełnie) - ze stanowiska ministra, a potem marszałka Sejmu za taki „drobiażdżek”? W dodatku wylecieć po tym, jak koncertowo wyrolował go Donald Tusk, który do ostatniej chwili miał zabiegać o ważną europejską fuchę dla domniemanego potomka Karola Wielkiego (w jakimś sensie protoplasty Unii Europejskiej, więc wszystko zostałoby w rodzinie), a faktycznie grał na siebie i przeciwko Sikorskiemu. Na osłodę Tusk łaskawie dał Sikorskiemu stanowisko marszałka Sejmu, ale potem porzucił go równie podle jak inni partyjni baronowie, a nawet chłopi pańszczyźniani PO.

Były marszałek Sejmu żalił się publicznie, że tak się poświęcał dla ojczyzny spędzając mnóstwo czasu za granicą i harując w kraju, że nie miał czasu wyrobić sobie w PO zaplecza. Ale nie spodziewał się, że „nikt go nie kocha, nikt go nie lubi”. Ewie Kopacz czy kolegom tego oczywiście w twarz nie rzuci, ale musiał się srogo na nich zawieść. Dlatego zastępczo atakuje PiS i jakieś ciemne siły ulokowane gdzieś wysoko i daleko niczym ciemna energia we wszechświecie. Bo jakoś tę straszną zdradę koleżeństwa trzeba przeboleć. Mimo wszystko Sikorski chyba nie dopuszcza do siebie myśli, że to koleżeństwo nie cierpi go od momentu przeflancowania się z PiS do PO i określa takimi epitetami, że te użyte przez niego w nagranej rozmowie są „kaszką z mleczkiem”. Tuż po ujawnieniu nagrania rozmowy Sikorskiego z Rostowskim od bardzo ważnego polityka PO usłyszałem taką wiązankę pod adresem ówczesnego szefa MSZ, że te puszczanie przez aktora Mariusza Jakusa w serialu „Fala zbrodni” brzmią miło i łagodnie.

Poza obrażonym majestatem i naruszoną boskością w kolejnych wypowiedziach i działaniach Radosława Sikorskiego widać jakiś paniczny strach. To chyba najbardziej przestraszona osoba spośród nagranych. Tym bardziej to dziwne, że przecież jedna taśma z Sikorskim została już ujawniona i stracił on zajmowane stanowiska państwowe (formalnie jest wciąż wiceprzewodniczącym partii, ale to czysta dekoracja). A skoro tak, to czego Sikorski się tak boi? Co znajduje się na innych nagraniach z warszawskich restauracji z jego udziałem (a istnieje przynajmniej jeszcze jedno), że jest tak „silnie przestraszony” - jak to mówił Kazimierz Pawlak w filmie „Sami swoi”? A może nie chodzi tylko o nagrania z warszawskich restauracji, lecz starsze i zrobione w innych miejscach? O tych nagraniach mówi się od lat, a teraz pojawiły się głosy, że ktoś zamierza je upublicznić.

Niedoszły sekretarz generalny NATO, szef unijnej dyplomacji, a co najmniej komisarz ds. energii nagle stał się zwykłym Radosławem Sikorskim. To znaczy zwykłym, ale niezwykłym, bo jest kłębkiem nerwów, osobą „silnie przestraszoną” i zżeraną przez złość, żal i poczucie krzywdy. I z tą nagłą degradacją oraz strąceniem z Olimpu absolutnie nie może sobie poradzić. Może zatem ze względów humanitarnych warto byłoby zorganizować akcję szukania jakiejś dobrej roboty dla niedawnego bóstwa? Bo popadnie w totalną apatię, jakieś głupie myśli przyjdą mu do głowy albo zrobi coś dziwnego. Pomóżmy domniemanemu potomkowi Karola Wielkiego, skoro nawet własna partia nie chce mu pomóc.


Polecamy wSklepiku.pl:„Resortowe dzieci. Służby” w super cenie z 40% rabatem!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych