„Tłuste misie” są bezkarne w aferze taśmowej, bo rządzący z koalicji PO-PSL są ich chłopcami na posyłki

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Czy polskie państwo w ogóle działa? - może zapytać ktoś nawet słabo zorientowany w aferze nagraniowej, czytając stenogramy kolejnych rozmów. Najnowsza to wielogodzinna pogawędka czterech panów w tym Aleksandra Kwaśniewskiego i Ryszarda Kalisza. No bo tak: podejrzani o nagrywanie i organizowanie tego procederu biznesmeni Marek Falenta i Krzysztof Rybka oraz kelnerzy Łukasz N. i Konrad L. cieszą się wolnością. Prokuratura już ponad rok zajmuje się sprawą, ale sensownego końca tego śledztwa nie widać. A nowe nagrania krążą po dziennikarzach i selektywnie wypływają. To na powierzchni. Ale istnieje jeszcze dużo większa sfera ukryta pod powierzchnią. I w niej trzeba szukać powodów tego, że afera nagraniowa wygląda jak wyjątkowe kuriozum.

Na kuriozalności śledztwa w sprawie nagrań z dwóch warszawskich restauracji korzystają polityczni frustraci w rodzaju Michała Kamińskiego i Romana Giertycha. Od kilku dni pompują oni narrację, że za wszystkim musi stać PiS, bo na razie nie wypłynęło żadne nagranie z udziałem polityków tej partii. Z akt śledztwa nie wynika też, żeby politycy PiS w ogóle zostali nagrani. Znani z polityczno-spiskowego fantazjowania Kamiński i Giertych wietrzą w tym zamach stanu, z PiS na zapleczu. To zrozumiałe, bo ucierpieli przyjaciele Giertycha, w tym Radosław Sikorski, zaś kompletnie nie ucierpieli wywołujący w nim negatywną ekstazę politycy PiS. A Kamiński po prostu robi to, co zwykle, czyli we wszystkim doszukuje się tropów wiodących do PiS. Jeśli więc zabraknie mu ich w polityce, znajdzie w wywoływaniu przypływów i odpływów morza, w dziurze ozonowej czy wybuchach wulkanów, np. Merapi na Jawie. Ten typ tak ma.

Złość i frustracja Kamińskiego czy Giertycha to jednak w aferze nagraniowej sprawy kompletnie dziewięciorzędne. Najważniejszy jest wspomniany już splot tego, co niewidoczne. A niewidoczne są przede wszystkim wielkie interesy. Na nagraniach są rekiny polskiego biznesu i prezesi największych spółek skarbu państwa, co powoduje, że w tej sprawie jest więcej świętych krów na kilometr kwadratowy niż przewidują wszelkie obecne i przyszłe normy. Te święte krowy znają inne święte krowy i mają polityczne przełożenie na niemal wszystkich znajdujących się obecnie u władzy, co czyni śledztwo z ich udziałem absolutną kwadraturą koła. Bo jeśli zawiodą wpływy, groźby, prośby, szantaż czy przyjacielskie przysługi, zawsze można uruchomić wielkie pieniądze, które zaczną czynić cuda. Cuda po stronie śledczych, świadków, oskarżonych, pokrzywdzonych czy polityków, i to także tych z najwyższych szczebli. Nie było w Polsce afery, gdzie pojawiłoby się tyle dużych nazwisk dysponujących lub zarządzających jeszcze większymi pieniędzmi. Trudno się więc dziwić, że na razie nie wypłynęły żadne taśmy z udziałem tych „tłustych misiów”. Z jednym wyjątkiem - prezesa PKN Orlen Jacka Krawca, ale on pojawia się w tylu nagraniach, że trudno było tego wyjątku uniknąć.

Poza bardzo „tłustymi misiami” mamy w aferze taśmowej tajne służby, które są w niej „umoczone po kokardę”. A jeśli są w czymś tajne służby, ich agentura, ich tajne operacje (wszystko jedno prawdziwe czy lipne, bo to jest właściwie nie do odróżnienia), ich tajne fundusze operacyjne, ich prawdziwe bądź wymyślone kanały wywiadowcze na zagranicę itp., to wyjaśnienie afery może być niemożliwe nawet za sto lat. Zarówno z powodu masy dezinformacji, ściem i fałszywych tropów, jak i wikłania przez służby tych wszystkich, którzy mieliby interes w wyjaśnieniu afery. Jedyną możliwością rozwiązania zagadek z tak istotnym udziałem tajnych służb, byłoby rozwiązanie ich wszystkich, czyli opcja zerowa. Ale nawet to mogłoby nie wystarczyć. Akta dotychczasowego śledztwa nie pozostawiają złudzeń, że wątek tajnych służb został choćby napoczęty. Nie został, bo prokuratorzy są na to za krótcy, a poza tym całkiem racjonalnie uważają, że gdyby „zaszumieli”, nikt nie stanie obecnie w ich obronie. Nikt nie kiwnie nawet palcem, gdyby tajne służby się odwinęły, mając w dodatku wsparcie szachowanych przez nie polityków.

Politycy są na tyle ważnym elementem nagraniowej układanki, sprawiającym, że zawsze coś nie będzie w niej pasowało. Bo można ich po kolei „odstrzeliwać”, jak stało się np. z Radosławem Sikorskim, Bartłomiejem Sienkiewiczem, Włodzimierzem Karpińskim, Bartłomiejem Arłukowiczem czy Andrzejem Biernatem, ale wszystkich się nie da. Choćby dlatego, że nie leży to w dobrze pojętym, wspólnym interesie dysponentów nagrań, „tłustych misiów”, polityków, ludzi służb, a także mediów. Bo nie czarujmy się, że część mediów nie jest w tej sprawie graczem. Istnieje więc granica, za którą niektórzy politycy będą nie do ruszenia, bo wszystko musiałoby się posypać. A to oznaczałoby zagładę systemu żywiącego większość najpotężniejszych pasożytów, co jest właściwie niemożliwe, i to nie tylko za obecnej władzy. Istnieje bowiem kwestia znalezienia istotnych dowodów, co jest zadaniem ambitnym, jednakowoż w polskiej rzeczywistości w bliskim czasie nierealnym, choćby po zmianie władzy nowej ekipie bardzo na tym zależało. Na pewno coś się da zrobić, ale najważniejsze interesy pozostaną nietknięte, a ludzie głęboko schowani w cieniu będą się tylko śmiać. System bezkarności „tłustych misiów” działa wystarczająco długo, by łatwo było go zburzyć. Zapał tu nie wystarczy, gdy osłon jest tak dużo i w tak wielu miejscach są one zawieszone.

To, co obserwujemy wokół afery nagraniowej jest tylko małym jej fragmentem, odpryskiem. Wielu jej uczestników jest bardzo sprytnie manipulowanych, i to tak, że nawet nie wiedzą, iż doraźnie służąc dobrej sprawie, ostatecznie mogą się przyczyniać do tego, że prawdy nigdy nie wypłynie. Prokurator czy dziennikarz ma prostu bardzo małe szanse z ludźmi dysponującymi wielkimi pieniędzmi, najlepszymi prawnikami, tajnymi służbami i ich technikami operacyjnymi, wpływami oraz tym wszystkim, czego sobie zażyczą. To dlatego powstaje słuszne warzenie, że państwo jest tu bardzo słabe i przegrywa na całej linii. I nawet zmiana władzy szybko tego nie zmieni. Ta mafia jest po prostu wszędzie, jest bardzo silna i ma wielkie możliwości paraliżowania służb państwa, a rządzący z koalicji PO-PSL są tylko ich chłopcami na posyłki. To wszystko nie znaczy, że państwo musi polec w walce z „tłustymi misiami” i innymi elementami tego patologicznego systemu. Nie musi, ale zajmie to lata i wymaga natychmiastowej reorientacji. Przede wszystkim wyjaśnienie afery nagraniowej wymaga zapewnienia śledczym specjalnej ochrony, także przed „tłustymi misiami”. Bez tego są oni bez szans, a śledztwo będzie przynosiło same rozczarowania i frustrację tych, którzy w tej sprawie są uczciwi i chcieliby dojść do prawdy.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.