„Szłem czy szedłem ale doszedłem”, można skwitować zdanie Wałęsy o prezesie PiS. Czy stać go będzie na znacznie ważniejsze przeprosiny?

Fot. Blip
Fot. Blip

„Dobrze się stało, że źle się stało”, mawiał Lech Wałęsa, który właśnie - by pozostać w jego leksyce - dokonał „zwrotu o 360 stopni”. I, co trzeba przyznać, nikt inny nie potrafi lepiej wyłożyć sprawy tak „jasno na białym”, jak on. Rzecz dotyczy kończącego urzędowanie prezydenta, jego następcy i… - uwaga, uwaga! – byłego premiera, prezesa PiS.

Najpierw człowiek, który sam siebie opisał zdaniem, „mam dwie profesury, sto doktoratów i dwadzieścia razy tyle medali co Breżniew”, wspierał gdzie tylko się dało prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jak np. w Radiu Tok FM, w którym Wałęsa ostrzegał:

„To będzie nieszczęście dla Polski, to będzie rewolucja, jeżeli Duda zostanie prezydentem”. (…) On będzie prowokował, niszczył, denerwował”.

Aby nie doszło do tego „nieszczęścia” przez człowieka, który „jest ograniczony Kaczyńskim i PiS-em”, Wałęsa wychwalał tuż przed drugą turą wyborów m.in. w RMF zalety Komorowskiego: „lepiej się zna na możliwościach państwa”, że „rozsądny”, że ma więcej „logiki” itp. To „faworyt”, który - jak prognozował - „wygra” i na przyszłość podsuwał mu, co należałoby zrobić. Np. zmienić ordynację wyborczą:

„Dopuścić mniejsze, zorganizowane grupy, by wchodziły do parlamentu. Żeby nie było rozdrobnienia parlamentu zmusić (te mniejsze grupy - dopisek mój) regulaminem do większych grup”.

Sam Machiavelli lepiej by tego nie wymyślił. Wałęsę zirytowało tylko „wystawianie na giełdę” najwyższego urzędu w państwie, bo w ten sposób „podważa się autorytet prezydenta”…

Gdy Komorowski przegrał, najsłynniejszy w świecie elektryk skorygował, że był za nim, a nawet przeciw. Owszem, głosował na Komorowskiego, lecz - co oznajmił w „Rzeczpospolitej” - „go nie popierał”:

„Wiedziałem, że przegra wybory i nie chciałem brać na siebie współodpowiedzialności za porażkę”.

Teraz Komorowski będzie ją z rok odchorowywał, a „gdy się wyleczy pewnie nie będzie chciał być dalej w aktywnej polityce”. Miał notabene głupie pomysły, np. „pospieszył się z tym referendum”, gdyż „Polsce nie potrzebne są JOW, tylko rozdrobnią parlament”, krytykuje Wałęsa. Jak dziś utrzymuje, od początku miał świadomość, że Komorowski „nie miał większych szans”. Ba, teraz zaczął nawet dostrzegać w prezydencie elekcie, że tak powiem, minusy dodatnie. Wprawdzie Duda wykazał populizm i demagogię, może jednak będzie „wielkim prezydentem”, stwierdził na antenie PR. Pod warunkiem, że naprawi w Polsce demokrację, która „przeżywa wielki kryzys”. Bo reszta, co Duda naobiecywał jest nie do spełnienia:

„Jak usiądzie na to miejsce, to dopiero zobaczy, jakie możliwości i >>wietrzenie<< jest bardzo trudne”. (…) Od Okrągłego Stołu wciąż są zmiany, ale w tym samym towarzystwie. Rozbić kliki jest gorzej niż za komunizmu”.

ostrzega następcę Komorowskiego. Jakie kliki? Gdzie te kliki? Czyżby w Platformie Obywatelskiej i wokół prezydenta Komorowskiego, w którym Wałęsa pokładał niedawno wszelkie nadzieje na „spokój i stabilizację”? A propos, jego następcy Wałęsa doradza, żeby najlepiej nie wnikał w sprawę smoleńskiej katastrofy:

„Jeśli Andrzej Duda wraz z PiS-em pójdą w stronę ostrego rozliczenia Smoleńska, będziemy mieli w Polsce wojnę domową. Kaczyński zmieni retorykę albo zostanie zmieniony”

— stwierdził w kolejnej rozmowie z TOK FM. Co więcej, Wałęsa odróżnia już, że „Duda mówi trochę inaczej” niż Kaczyński. Na czym ta inność polega, tego nie wyjaśnił. W każdym razie, w ocenie Wałęsy, na klęskę Komorowskiego złożyły się jego własne błędy oraz Platformy Obywatelskiej.

„Za Platformę, za Wałęsę, za wszystko zapłacił. Dlatego nie afiszowałem się z Komorowskim, bo wiedziałem, że ja mu raczej nie dołożę plusów”…,

— skwitował eksprezydent w Radiu Gdańsk. Ale PO może jeszcze wygrać, ponieważ Ewa Kopacz:

„Obrała dobry kurs, jak go utrzyma, to doprowadzi Platformę do zwycięstwa”.

Według Wałęsy, w debacie z kontrkandydatką PiS premier Kopacz rozłoży ją na łopatki. Powinna też dążyć do konfrontacji z Jarosławem Kaczyńskim, który „zasłania się” Beatą Szydło:

„Niech się odważy na debatę. Kopacz go zetrze na pył”,

stwierdził „polytyk” Wałęsa na użytek „Rzeczpospolitej”. A co będzie, jeśli jednak PiS wygra? Też zna odpowiedź.

„Szydło skończy jak Marcinkiewicz. Po kilku miesiącach, może dłużej, znajdą się powody, dla których Kaczyński przejmie premierostwo”.

A tak w ogóle, jeśli PiS odzyska władzę, będzie jeszcze bardziej zachłanne. Wałęsa ma też swoją opinię o Pawle Kukizie, który „nie jest i nie będzie nowym Wałęsą”. Zebrał wkurzonych, ale nie ma nic do zaproponowania i, jeżeli wejdzie do Sejmu, to „popłynie jeszcze bardziej niż Palikot”. A jeśli wejdzie w koalicję z PiS, to „skończy gorzej niż Samoobrona. On niczego poza negacją nie proponuje”.

Ostatnio Wałęsa przechodzi samego siebie. Parę dni temu, w studiu TVN24 stwierdził mianowicie, że „jest nadzieja”, iż nowy prezydent naprawi demokrację i „przewietrzy ten układ”:

„Duda i jemu podobne młode wilczki mogą te mankamenty poprawić”.

W razie, gdyby Kaczyński chciał „po staremu” kierować Dudą, to prezydent elekt „nie da się sterować niekorzystnie”, skomentował Wałęsa, co ja pozostawię bez komentarza. Jest jednak coś, w czym zasługuje na wyrazy uznania. W niedawnym wywiadzie dla niemieckiego, prawicowego tygodnika „Focus” dowiódł Adamowi Michnikowi, że to on jest prostakiem; sprzeciwił się ocenie szefa „Gazety Wyborczej”, jakoby zwycięstwo Andrzeja Dudy było „zagrożeniem dla demokracji”.

Nie da się ukryć, ani Wałęsa, ani Michnik nie byli w przeszłości dobrymi ambasadorami naszego kraju, przenosili walkę z PiS na zewnątrz, opluwając własny kraj, premiera rządu i prezydenta RP. Nie wiem, czy Wałęsa doznał nagłego olśnienia, w każdym razie zachował się jak mąż stanu: tym razem nie wzywał już zagranicy do izolacji naszego kraju. Nie tylko stwierdził, że odzyskanie władzy przez PiS nie musi oznaczać odosobnienia Polski na arenie międzynarodowej, lecz nawet wyraził nadzieję na przeforsowanie przez partię Jarosława Kaczyńskiego niektórych reform w UE, które on, Wałęsa, popiera. Jakby tego było mało, scharakteryzował ekspremiera i prezesa PiS, że jest „inteligentnym człowiekiem” (w przeszłości był „durniem”, który „więcej psuje niż robi coś konkretnego”, który może przegapił szansę na odegranie ważnej roli w budowaniu nowej Polski, lecz „myśli tak samo jak my”.

„Szłem czy szedłem, ale doszedłem”, stwierdził swego czasu przy innej okazji były przywódca „Solidarności”, i to najważniejsze - z niektórymi poglądami Wałęsy przedstawionymi w „Focusie” można, a nawet należy dyskutować, ale w czym ma rację, w tym ma: Jarosław Kaczyński jest bez wątpienia jednym z najwybitniejszych polskich polityków, na co niektórzy, aby to dostrzec, potrzebowali aż tylu lat i tylu zdarzeń…

Teraz pozostaje tylko czekać, aż Wałęsa z Matką Boską w klapie „wymijająco wprost” przeprosi za swą wypowiedź z 2010r. o prezydencie Lechu Kaczyńskim:

„Na pewno zginął i to jest osiągnięcie, że zginął. Natomiast innych osiągnięć nie widzę”…

Jeśli się na to nie zdobędzie, pozostanie aktualna inna jego wiekopomna „mądrość”: „Nie można mieć pretensji do Słońca, że kręci się wokół Ziemi”…

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.