Deklaracja Pawła Kukiza, który niedawno zapowiedział, że nie zamierza przedstawiać społeczeństwu żadnego programu pozytywnego, bardzo mnie zaskoczyła i zawiodła. Taka sytuacja oznacza, że tworzony przez niego ruch polityczny, o ile osiągnie sukces, będzie najprawdopodobniej bardzo trudnym partnerem przy zawieraniu jakichkolwiek porozumień. Co więcej, dużo wskazuje na możliwość całkowitej dekompozycji tej grupy w stosunkowo krótkim okresie po ewentualnym wejściu do Sejmu.
W takiej sytuacji żaden potencjalny wyborca Kukiza w zasadzie nie ma pojęcia czego można spodziewać się od jego przedstawicieli w razie przekroczenia progu wyborczego. Jedyna dostępna publicznie wiedza na temat tego ruchu to fakt, że nie podoba im się to, co jest teraz. To zdecydowanie zbyt mało, by móc dokonać racjonalnego wyboru.
W sytuacji, kiedy wśród zaplecza Pawła Kukiza znajdziemy zarówno zadeklarowanych prawicowców, jak i skrajną lewicę, trudno wskazać choćby ogólny kierunek ewentualnej aktywności tej grupy w Sejmie. Niemożliwe jest zbudowanie trwałego środowiska politycznego, opierając go wyłącznie o emocje oraz program negatywny.
Podkreślmy raz jeszcze – kontestowanie rzeczywistości nie wymaga wiele wysiłku, w przeciwieństwie do zaproponowania w zamian sensownej alternatywy. W momencie, kiedy pojawi się możliwość nie tylko ogólnej krytyki, ale i współdecydowania o przyszłym kształcie państwa, różnice wewnątrz ruchu Kukiza mogą okazać się zbyt wielkie.
Taki stan rzeczy oznacza, że jedyną partią zmiany w Polsce jest Prawo i Sprawiedliwość, za którym stoją dokumenty programowe oraz eksperci. Z naszymi propozycjami oraz zapleczem intelektualnym będzie się można w bardzo szerokim zakresie zapoznać w związku z kongresem programowym, który odbędzie się w Katowicach w dniach 3-5 lipca.
Jeśli chodzi o programowe oblicze środowiska Kukiza, jedynym konkretem jakim dysponujemy jest jego pozytywny stosunek do wrześniowego referendum. Kukiz w pełni popiera decyzję Komorowskiego o jego rozpisaniu, prezentując stanowisko w całości zbieżne z Platformą Obywatelską, która również wzywa do głosowania „trzy razy tak”.
Stanowi to dla mnie kolejny powód do wątpliwości, ponieważ ewentualne wprowadzenie JOW wraz z likwidacją finansowania partii z budżetu doprowadziłoby do zdecydowanego wzmocnienia systemu, z którym Kukiz rzekomo walczy.
Zmiana ordynacji wyborczej na JOW wiąże się z brakiem reprezentatywności wyłanianego w ten sposób składu parlamentu. W ramach tego systemu w każdym okręgu zwycięża ten kandydat, który otrzyma najwięcej głosów, zaś pozostałe muszą zostać „zmielone”. Prowadzi to do takich sytuacji, jak podczas ostatnich wyborów w Wielkiej Brytanii, gdzie UKIP z poparciem 4 milionów głosów uzyskał zaledwie jeden mandat. W tym samym czasie SNP, poparte przez 1,5 milionów Brytyjczyków, uzyskało aż 56 mandatów.
Podobnie krytycznie należy spojrzeć na propozycję likwidacji finansowania budżetowego partii politycznych. Taka sytuacja doprowadziłaby do uzależnienia partii od wszelkiej maści oligarchów oraz bogatych lobby, którzy wówczas zastąpiliby budżet państwa. W takiej sytuacji uprzywilejowaną pozycję uzyskają te środowiska, które mają możliwość czerpania funduszy skądinąd niż z budżetu.
W pełni rozumiem, dlaczego takie rozwiązania popiera Platforma Obywatelska. Niestety nie pojmuję, dlaczego do ich wprowadzenia wzywa Paweł Kukiz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/257886-kukiz-wzmacnia-system-zamiast-go-zwalczac