Sojusz Polityka z Muzykiem? Kukiz powinien stworzyć własne struktury i iść w koalicji z Kaczyńskim, a Kaczyński z Kukizem – jak brat z bratem

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
 fot. PAP/Aleksander Koźmiński
fot. PAP/Aleksander Koźmiński

Już chyba każdy, kto mieszka w dużym mieści i małej wsi zdaje sobie sprawę, że cały świat zaczyna układać się na nowo. Ale zadziwiające, bo nie każdy inteligentny człowiek zdaje sobie sprawę, że takie roszady ciągną za sobą duże ryzyko wybuchu wojny. Ryzyko zwiększa się proporcjonalnie do „siły naporu wobec oporu”.

Mało komu przychodzi do głowy, że ewentualny jej wybuch dotknie każdą globalną wioskę, że matka wojna nikogo nie będzie pytać czy jest Europejczykiem, lemingiem, ciemnogrodem, czy zwykłym wariatem. Oderwanych od rzeczywistości pogodzi błyskawicznie – sprawiedliwość będzie absolutna, jak śmierć. No i teraz pytanie co robić?

Na to pytanie niestety odpowiedzi nie ma. Pierwszym odruchem jest bezrefleksyjny bełkot, albo ucieczka. Z takimi, co nie mają planów i nie wiedzą co robić, to nawet Karol Marks miał kłopoty. Oni do końca będą barykadować każdy rozsądny głos i stać na stanowisku: wirtualna rzeczywistość, albo zgon. Ale najważniejsze pytania pozostają. Co robić? Czy mamy uciekać do domu, którego już nie ma, bo został sprzedany; mamy organizować obronę tego co nam zostało, czy tradycyjnie przygotowywać społeczeństwo do budowy ojczyzny po kolejnej klęsce? A może pójść na całość, zrezygnować z wyrzeczeń, ukoronować populizm, opróżnić kilkudniowe zapasy i rzucić wszystko na żer gawiedzi, by napełniała swoje brzuchy i chwaliła władzę, a potem umierała z głodu i rozpaczy? A więc rozum, czy władza za wszelką cenę?!

Polskie drogi

Od początku członkostwa w NATO i UE było wiadomo, że one nie zapewnią nam bezpieczeństwa oraz, że o swoje miejsce w szeregu musimy walczyć sami. Od początku było wiadomo, że każde państwo członkowskie, we własnym zakresie, będzie musiało zapewnić sobie bezpieczeństwo: militarne, gospodarcze, energetyczne, finansowe. Od początku też było jasne, że miarą siły państwa nie jest PKB, lecz są nimi kryteria oceniające stan przygotowania do samodzielnej obrony. Nikt nie podnosił protestów, gdy polskiemu państwu zabraniano magazynowania żywności; głosy przestrzegające przed wyprzedażą strategicznych przedsiębiorstw były wyśmiewane – ani poszczególne rządy, ani społeczeństwo polskie nie protestowało przeciwko temu, bo wszyscy uwierzyli, że zmiana strukturę z przemysłowej na sklepikarską to właściwy podział rynku pracy i wielki sukces; społeczeństwo zaakceptowało również strefę wolnego handlu obcymi towarami, bo mniej kłopotu i mniej wysiłku. Niewielu zauważyło, że społeczna mentalność w takim świecie zaczyna utrwalać swoje niewolnicze nawyki.

Dlatego też w tym kontekście należy postawić pytanie: w jakim stanie jest polska gospodarka, polska armia, polska wytwórczość, polska myśl strategiczna i gospodarcza, polskie zdolności obronne, kondycja intelektualna, polska kasa? I dalej. Co nam pozostanie, gdy wycofany kapitał np. ze spółek zagranicznych, uciekną zagraniczne banki, zlikwidowane zostaną hipermarkety, wstrzymane zostaną dotacje unijne? Co zostanie, gdy wycofane zostanie wszystko co obce, i zostanie wszystko, co nasze? Nie trudno zgadnąć. Pozostanie pusta przestrzeń z kilkudziesięcioma milionami nikomu nie potrzebnych ludzi. I wówczas nie będzie to problem uchodźców, lecz problem balastu.

A co robi się z takim balastem, który chce jeść i żyć „jak na Zachodzie”, bo myśli, że jest jego częścią? I tu krótki rys historyczny. Np. pod Lenino polskich żołnierzy dumnie nazwano „Kościuszkowcami” i wysłano na rzeź. Nie inaczej wyszykowano polskie wojska desantowe, które, w pół godziny po ataku atomowym na Danię i Norwegię, miały opanować tamtejszy teren. Mieli zaszczyt być pierwszymi i bohaterami, ale ginąc dla obcych… Tak postępował Wschód. A czy Zachód w podobnej sytuacji postąpiłby inaczej? Sytuacja Polski w II wojnie światowej nie pozostawia żadnych złudzeń. Obszar obecnego terytorium Polski i Ukrainy przez Niemców, Rosjan a pewnie także i Amerykanów, postrzegany jest tradycyjnie, jako teren jednolity kulturowo, a więc do podporządkowania. Warto się zastanowić, czy w razie konieczności, UE na front wojenny wyśle napływających uciekinierów z Afryki i Azji. „Pokój ma swoją cenę” – usłyszymy.

Ale zanim on zaistnieje, będą musiały nastąpić fakty dokonane. I nie mamy pewności, czy nie będą tworzone „o nas bez nas”? W demokracji, w której obecnie żyjemy, społeczeństwa coraz mniejsze zaufanie mają do swoich rządów, ale cóż, jakie to ma znaczenie? Nie mamy też pewności, czy Polska nie zostanie zaangażowania na Ukrainie – wbrew Polakom i samym Ukraińcom?… I teraz widzimy za co tak cenimy Piłsudskiego. Polskie elity rozumieją, że wbrew intencjom mocarstw, Ukraina wykuwa swoją tożsamość? Ale czy do końca rozumieją, że nasza pomoc musi być ograniczona, bo Ukraina powinna to robić sama – takie są prawa historyczne?

Na Ukrainie toczą się walki, ale ona jest duża, co będzie, gdy walki przesuną się na zachód, a terytorium ukraińskie zmniejszy się? Co będzie, gdy wszyscy Afrykanie uznają, że ich miejscem jest Europa? Czy Europa będzie nadal głosić piękne i wzniosłe hasła, a my wszyscy razem ponosić konsekwencje ich kolonialnej przeszłości i współczesnych nawyków? Pomagać trzeba, ale wszystko ma swoje granice.

Wracając do Polski, jeżeli ktoś myśli, że na pytania dotyczące Polski nie ma odpowiedzi, to ma rację, bo przez ostatnie kilkaset lat, w sposób wystarczająco jasny, dawała je – historia. Polska bezrządu, to Polska przedpola, podgrodzia, Polska ofiar niewydolnego systemu, Polska lemingów.

Miecze i polska szabla

Piłsudski w przemówieniu z 11.11.1918 r. tak powiedział:

„Nie chciałem pozwolić, aby w czasie, gdy na żywym ciele naszej Ojczyzny miano wyrąbywać nowe granice państw i narodów, samych przy tem Polaków tylko zabrakło. Nie chciałem dopuścić, by na szalach, na które miecze rzucano, zabrakło polskiej szabli”.

Wówczas, gdy mieliśmy do czynienia z rozpadem Rosji, wewnętrzną wojną europejską, rozpadem mocarstw, takie słowa miały sens. Ale dziś, gdy najważniejszym graczem na globie ziemskim stają się Chiny, to geopolityka wymusza zupełnie inne zachowania. Mamy do czynienia nie ze 100-ma milionami Rosjan, czy 80-cioma Niemców i manlicherami, lecz z masą licząca półtora miliarda ludzi. Chiny są więc zdolne obsadzić wszystkie ważna stanowiska na świecie. A gdy otrzymujemy informacje, że kraje BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA) przy wymianie handlowej już nie posługują się dolarami, lecz juanami, że rosyjskie banki przejmowane są przez chińskie, że wyeliminowanie dolara ze światowego handlu oznacza rozpad USA lub III wojnę światową, to mamy do czynienia z tsunami o niespotykanej dotąd sile. Tutaj strategia Piłsudskiego nie ma zastosowania. Kończą się wiedeńskie i jałtańskie uwarunkowania. Nie ma mieczy, nie ma polskich szabel. Chiny biorą wszystko. Inicjatywa rosyjska związku Unii Europejskiej z Rosją, owa „bolszaja Jewropa” która miała się urzeczywistnić w 2030 r., jest połykana przez Chińczyków – w całości. Problemu europejskiego nie było, rosyjski zaczyna znikać. To nie ośmiorniczki, lecz trawione są największe wieloryby z brzuchami do samego dna. Tsunami czeka. Wraz z nim zbliża się koniec epoki kolonialnej, epoki sztucznego pieniądza, epoki lichwy. Możemy mieć satysfakcję, ale nie czujemy się dobrze, bo nie wiemy co jest za ścianą tsunami.

Polskie szanse

Należy zapytać co robią nasze naukowe elity i nasi politycy i dziennikarze? Jaką mają wizję, jaką strategię działania? Gdzie oni są? Chyba, że działa jakieś nowe Polskie Państwo Podziemne, o którym nic jeszcze nie wiemy… No dobrze, ale jeżeli mamy do czynienia z takim tsunami, to czy warto robić cokolwiek, prócz picia piwa i smażenia na grillu? Co my biedne żuczki możemy jeszcze zrobić? Globalizm wyraźnie przerósł nasze możliwości i naszą wyobraźnię. Wielki projekt potrzebuje odwołania do innego wielkiego projektu. I taki projekt mamy! Trwał kilkaset lat. Europa nie potrafiła go docenić, ale doceniła Azja, i tam wciąż go pamiętają. Była nim polska demokracja z okresu jagiellońskiego. I to jest wybitnie nasz projekt, który zainteresuje Chińczyków ponieważ oni sami mają problemy ze zjednoczeniem swoich pięciu grup narodowościowych: Hanów, Mongołów, Tybetańczyków, Mandżurów i Ujgurów. Oni tak samo, jak my przez wieki byli ciemiężeni, poniżani, we własnym kraju uznawani za drugą kategorię (psom i Chińczykom wstęp wzbroniony), w XX wieku przejęli pewne tradycje europejskie i zastosowali je do potrzeb własnych. Czynili wysiłki na rzecz odrodzenia narodowego i państwowego. To nie Niemcy, choć ceniono tam Bismarcka, czy Europa, lecz Polska ze swoją demokratyczną tradycją jest dla nich w tym względzie partnerem. Oczywiście to inny, konfucjański świat, ale mimo tak wielkich różnic, mamy wspólne pola do rozmowy. Niedawno opublikowane tłumaczenie książki wielkiego myśliciela chińskiego Sun Yat-sen’a zatytułowane „Trzy zasady ludu” (Wydawnictwo Sedno), ośmiela nas w tym względzie. Tylko trzeba wstać z kolan, trzeba wysoko wejść na własne kulturowe drzewo i z tej pozycji spojrzeć w dal. Wielokrotnie na łamach tego portalu proponowałem powołanie do życia Muzeum Polskiej Demokracji (np. http://wpolityce.pl/polityka/211434-muzeum-polskiej-demokracji).

To unikalne dzieło muszą zobaczyć Polacy i ma cały świat. Niestety, z wyjątkiem kilku osób, taka propozycja była poza wyobraźnią. Muzeum Powstania Warszawskiego dało początek odrodzeniu Polaków. Rodziły się pomysły zorganizowania muzeum kresów, muzeum ziem zachodnich i kilu innych. Ale miejsce pomiędzy Rosją a Niemcami wymusza odwołanie się do ludzkiej wielkości, do szczególnych charakterów, szerokich horyzontów i jednego wielkiego projektu, który spinałby wszystko razem, a jednocześnie pokazywał prawdziwą wartość polskiego dzieła, która powstało na pograniczu dwóch cywilizacji. W Eurazji, jeżeli chcemy przetrwać, jako naród, musimy się czymś wyróżnić w Europie. I właśnie jagiellońska demokracja niespodziewanie daje nam taki bilet do przyszłości. I to jest nasza sztandarowa pierwsza szansa.

Drugą (niewykorzystaną) szansą jest Orban, który nie zapomniał, że w 1956 r. Polacy oddawali swą krew dla braci-Wegrów, pamiętał o pociągu Polaków wiozących jemu swoje poparcie. Dwukrotnie przyjeżdżał do Warszawy i wyraził nadzieję współdziałania, bo, jak powiedział, Polska jest naturalnym liderem Europy Środkowej. Niestety, Orban został osamotniony, ale wiele wskazuje, że Węgry w przyszłym rozdaniu wylądują o wiele lepiej, niż my. Na obecny czas potrzebny jest w Polsce taki uczciwy rząd, który postawi Polakom i sobie jasne wymagania, odwoła się do wielowiekowego polskiego doświadczenia, odda narodowi honor i uruchomi mechanizmy obronne i intelektualne. Czekamy na mężów stanu i ludzi na miarę II RP i całej Eurazji. Na kolejnego Jagiełłę, Piłsudskiego, Jana Pawła II. Polakom za Jagiełły się udało stworzyć I RP, Piłsudskiemu przeszkodził Zachód, który nie życzył sobie silnej Polski. I trzeba zrozumieć, że Polska jest jak Jan Paweł II – jedyną alternatywą dla upadającej cywilizacji łacińskiej.

Cała cywilizacja czeka na mężów stanu, na ludzi nie z mentalnością kupiecką lub różową, lecz czeka na etos rycerski. Jeżeli ma przetrwać, musi wrócić do swoich podstawowych wartości. I to właśnie jest normalność i dotyczy ,wszystkich, również Kościoła.

Nowa scena polityczna

Dzisiejsza polska scena polityczna tak się ułożyła, że polskie społeczeństwo dostało okazję do ostatecznego pożegnania PRL-u i zmiany kryterium doboru własnych elit, z selekcji negatywnej która nęka nas od 1945 r., na pozytywną. I tu wielką pracę wykonał Paweł Kukiz. Otworzył te drzwi, które należało, a jego sukces diametralnie zmienił polską scenę polityczną. Wybór Dudy przypieczętował sukces, PiS złapać wiatr w żagle, a Beata Szydło wygłosiła płomienne przemówienie, które stworzyło nadzieję. Ale zgodnie z Konstytucją to Naród Polski w jesiennych wyborach, zadecyduje o jakości przyszłej klasy politycznej. To zaufanie, ale też dojrzałość lub niedojrzałość ułożą przyszły los Polakom. I trzeba powiedzieć jasno, że ani sam Andrzej Duda, ani Beata Szydło, ani nawet PiS samotnie niczego nie zrobią. Zwycięstwo Platformy też nic ni zmieni. Bez uruchomienia demokratycznych struktur kontroli władzy i odpowiedzialnej postawy patriotycznej i obywatelskiej Polski nie zbudujemy. Demokracja wymaga dobrego wykształcenia obywateli – także dla kontroli władzy.

Polska scena polityczna znalazła się więc w sytuacji, w której bierność lub cofnięcie się oznacza petryfikację bałaganu i dezorganizację wszystkiego. Ruletka historii zatrzymała się i czeka na nasz odzew. To polskie społeczeństwo zadecyduje, czy będziemy grać dalej, czy zostaniemy zjedzeni przez silniejszych. Rozumując logicznie, wygrana Dudy ustawiła Kukiza po stronie PiS-u. I co więcej, obecne działania legislacyjne i polityczne PO umacniają pozycje Kukiz po tej stronie. To strach Platformy przed klęską każe jej robić wszystko to, co wzmacnia PiS i samego Kukiza. Nie można rządzić przez 8 lat i na koniec ze strachu i pośpiesznie wykonywać swoje obowiązki, które powinno się wykonać podczas dwóch kadencji. W polityce nie zawsze finisz prowadzi do zwycięstwa, lecz często do partactwa.

Problem w tym, że Kukiz powinien stworzył ruch lub partię (może struktury), które powinny spełniać rolę kontrolną i jednocześnie pomostową, mniej więcej taką, jaką w II RP piastował Marszałek. Niestety, nie jest do tego przygotowany ani on sam, ani mało prawdopodobne aby, stworzony przez niego obóz, mógł temu zadaniu sprostać. Tak, czy owak jest więc skazany na PiS, a PiS skazany jest na niego. Rozwód grozi wspólną klęska Kukiza i PiS-u. I nie dlatego, że wygrana Dudy nie gwarantuje Kukizowi dłuższego trwania, ale dlatego, że polska scena polityczna musi zabezpieczyć się na wypadek, gdy rządy Beaty Szydło zostaną albo zdestabilizowane, albo okażą się słabe.

I teraz bardzo wiele zależy od dojrzałości politycznej samego PiS. Skoro Kukiz, z różnych względów, sam nie jest w stanie stworzyć odpowiedniej siły, pomóc w tym musi mu PiS. Ale ta pomoc posiada warunek: odwrócenie selekcji negatywnej. Dla Kukiza JOW-y nie są celem, lecz narzędziem. Jemu chodzi o powrót do własnych kulturowych źródeł. Owszem, to niezwykle trudna operacja, która wymaga współdziałania, przerwanie pisowskiego hermetyzmu i dopuszczenia ludzi, którym bliska jest idea Kukiza, a którzy z różnych względów nie chcą przystąpić do tego ruchu. Ta operacja będzie wymagała dużej ostrożności i pewnego dualizmu, ale jeżeli się uda, wielkość Jarosława Kaczyńskiego i Pawła Kukiza będą udokumentowane, a sojusz Polityka z Muzykiem jedynym na świecie.

Dekomunizacja i lustracja nie udały się. Nowa scena polityczna powinna dotyczyć weryfikacji nie tylko partyjnej, ale również intelektualnej i świadomościowej. Kukiz powinien stworzyć własne struktury i iść w koalicji z Kaczyńskim, a Kaczyński z Kukizem – jak brat z bratem. Weryfikacja tych struktur będzie obopólna. Obydwaj Panowie powinni powściągnąć swoje ewentualne odruchy, bowiem to nie o nich chodzi, lecz o przyszłość Polski. Taka jest logika obecnego czasu w Polsce. Tylko w takiej zgodnej konfiguracji będziemy mogli dokonać zamiany elit i podłączyć się do własnego krwioobiegu, doświadczenia i 1000-letniej tradycji, bez których jesteśmy pozbawieni tlenu i mocy. Demokracja jest naszym najwyższym znakiem jakości i biletem do kontaktu z Chinami – największą potęgo tego świata.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych