Wystawiając Beatę Szydło PiS pokazuje, że naprawdę gra o zwycięstwo, a Jarosław Kaczyński nie zadowala się pozycją dożywotniego lidera opozycji

fot. Jan Lorek
fot. Jan Lorek

Feministki powinny być zachwycone. Najważniejsze funkcje państwowe zdominowały w Polsce kobiety i to pomiędzy nimi rozegra się - przynajmniej ten formalny - pojedynek o władzę. Nie znaczy to jednak, że będzie to walka mniej zacięta.

Kryterium płci zdecydowanie nie jest w polityce najważniejsze, ale nie sposób nie zauważyć, że takiej sytuacji jeszcze nie mieliśmy - żeby premier urzędujący, nowy marszałek Sejmu i najbardziej prawdopodobna przyszła premier reprezentowały słabą płeć…

Zachwytów środowisk feministycznych z tego powodu się jednak nie spodziewam. Choćby dlatego, że Małgorzata Kidawa-Błońska postanowiła być marszałkiem, nie marszałkinią, a Beata Szydło - no wiadomo. .. Jak się jest z PiS-u to nawet spódnica nie pomoże. Można zostać okrzykniętą, co najwyżej „paprotką”, Tym niemniej „damska” nominacja wytrąca rytualny argument przeciwnikom PiS-u, że to szowinistyczna męska partia wodzowska, która kobiety gnębi i zapędza je do garów…

Choćby z tego punkty widzenia - ruch z wysunięciem dotychczasowej wiceprezes na pierwszy plan wydaje się dobry. Jednak pytanie - na ile jest to posunięcie kampanijne, na ile realne podzielenie się władzą - pozostaje otwarte. Czy jest to kandydatka „na drogę” do zwycięstwa (Spotkajmy się w drodze - brzmi tytuł nowego spotu Prawa i Sprawiedliwości), czy docelowa przyszła szefowa rządu…

Fakt jest faktem, że jeszcze pół roku temu - takie wskazanie wydawało się zupełnie abstrakcyjne, żeby nie powiedzieć samobójcze. Przez kilka lat posłowania, a nawet wiceprezesowania partii Beata Szydło nie wykazała się niczym nadzwyczajnym. Z pewnym trudem radziła sobie w roli eksperta od ekonomii, w których usiłowała się wyspecjalizować.

Kampania Andrzeja Dudy - zmieniła wszystko. Z dość bezbarwnej postaci polskiej polityki szefowa kampanii awansowała do grona najbardziej wpływowych i co ważniejsze lubianych i rozpoznawalnych polityków. Rozwinęła skrzydła. Okazała się sprawnym organizatorem, niezłym analitykiem politycznym a z wystąpienia na wystąpienie coraz lepszym mówcą. W dodatku w przeciwieństwie do histerycznej często, nerwowej  i afektowanej Ewy Kopacz emanuje spokojem i ciepłem.

Czy to wystarczające kwalifikacje na premiera? Pewnie nie. Beata Szydło jest wciąż dużą niewiadomą. Czy zaoferowane wczoraj stanowisko nie przerasta jej możliwości? Tego nie wie nikt. Tym niemniej już na dzień przed konwencją, ot tak na wszelki wypadek, Platforma ustami Joanny Muchy usiłowała ją zdeprecjonować - wytykając jej etnologicze wykształcenie i takie czy inne wpadki językowe.

Jednak biorąc pod uwagę, że na fotelu premiera zasiadał przez 8 lat historyk, a teraz lekarz medycyny - nie jest to chyba argument najbardziej trafiony. Zwłaszcza w ustach kobiety, która obejmując ministerstwo sportu zastanawiała się głośno kto dobrał takie a nie inne drużyny do meczu w Superpucharze Extraklasy…

Problemem nie są więc nie kwalifikacje Beaty Szydło, która bądź co bądź w polityce funkcjonuje od lat wielu, ale miejsce Jarosława Kaczyńskiego i ich wzajemne relacje po wyborach. Jeśli bowiem prezes zwycięskiej partii pozostanie szeregowym posłem bez stanowiska - cały czas będzie oskarżany o sterowanie premierem z tylnego siedzenia. A to z pewnością nie ułatwi harmonijnego funkcjonowania rządu.Jeśli zostanie marszałkiem (o tym tez szeptano w kuluarach) - dodatkowo PO zarzuci mu wykorzystywanie stanowiska II osoby w państwie do bieżącej gry politycznej.

Inna rzecz, że czegokolwiek by Jarosław Kaczyński nie zrobił - na zawsze dla PO i kibicujących jej mediów zostanie wrogiem publicznym numer jeden. W najgorszym razie będzie ” nienawistnie milczał”. Tak czy owak - zejście z pierwszej linii strzału - wydaje się zabiegiem słusznym.

Otwiera bowiem grę o głosy niezdecydowanych wyborców, przy założeniu, że ci najwierniejsi i tak na PiS zagłosują. Tak jak zagłosowali na Andrzeja Dudę. Cały ten zabieg pokazuje też, że PiS naprawdę gra o zwycięstwo, a Jarosław Kaczyński nie zadowala się, jak to mu zarzucano przez lata - pozycją dożywotniego lidera opozycji.

Na minus takiej strategii przemawia fakt, że jest to kopia manewru z wyborów prezydenckich. A coś co udało się raz - niekoniecznie musi sprawdzić się po raz drugi. Bo traci walor świeżości. No i jak mówi przysłowie - nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. Szydlobus zamiast Dudabusa może wydawać się już mało oryginalnym pomysłem….Choć sama Beata Szydło - owszem.

Inna rzecz, że w przeciwieństwie do prezydenta, funkcja premiera nie musi być obsadzona raz na cała kadencję. I objęcia sterów rządu przez Kaczyńskiego po kilku miesiącach, a może już w trakcie formowania rządu? - całkiem wykluczyć nie można. Sądzę, że dziś PiS bierze pod uwagę obie ewentualności.

Który scenariusz zostanie zrealizowany zależy od rozwoju sytuacji, w tym od samej Beaty Szydło. Jeśli będzie robić tak geometryczne postępy jak przez ostatnie pół roku - jej premierostwo może być potraktowane zupełnie serio. Jeśli się poślizgnie - ma ją kto zastąpić. To daje PiS owi - poczucie bezpieczeństwa - i pozwala zainwestować w ten swoisty eksperyment.


Ponadczasowy wywiad - rzeka z Jarosławem Kaczyńskim:„Czas na zmiany”. Książka do kupienia wSklepiku.pl. Polecamy!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.