Andrzej Duda jak Peter Brook? Aby była wielka rzecz, musi być najpierw mnóstwo małych

fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Biorąc pod uwagę liczbę potknięć ekipy rozumianej jako zarządzająca Polską (rząd, parlament, zarządy partii) traktowanych najczęściej słusznie w kategorii afer, kategorii nasyconej chciwością, kłamstwem, dwulicowością i pospolitą gangsterką przy jednoczesnym utrzymaniu pozorów dbałości i kształt i funkcjonowanie RP możemy bez specjalnego ryzyka błędu stwierdzić (a zwłaszcza po dymisjach ministrów w rządzie Ewy Kopacz), że Polską rządzą strzępy, przypadkowe resztki, jakieś żałosne persony najwyraźniej zainteresowane już tylko własnym miękkim lądowaniem (placówki, rady nadzorcze, korporacje).

I to się już do końca nie zmieni. I tu pojawia się problem wyborczy. Przede wszystkim trzeba wyrzucić z parlamentu wszystkich członków PO, PSL, Palikota, Zielonych, SLD. Można zostawić najbardziej wierny ideałom i najbardziej zahartowany przez przemysł nienawiści trzon prawicy. Ale to wyborcza mrzonka. Jeszcze nigdy oczekiwanie na jesień nie było tak wyczuwalne.

Wyrzucenie Komorowskiego poza realnie pojmowaną politykę nastąpiło przez człowieka mało popularnego, ale takiego, który zaoferował, że cały ten prezydencki ropień wytnie, jak paprzący się wrzód zakorzeniony głęboko w organizmie. A co to znaczy?

Mam nadzieję, że Elekt zacznie od meblowania pustki, od wymiany całego prezydenckiego gabinetu – od sekretarek, tłumaczy, kelnerów po wartowników. Każdy z nich ma lata zbieraną wiedzę o Polsce i każdy z nich może okazać się agentem obcych służb. Dobrze dobrany szef kancelarii prezydenckiej w kilka miesięcy przygotuje kompetentny, oddany, fachowy i czysty jak łza zespół obsługi Andrzeja Dudy. Dlatego tutaj Beata Szydło, jak usłyszałem „szydło z tytanu” wydaje się być absolutną obietnicą powodzenia. Nie poprowadzi własnej gry, nie oszuka i na pewno nie zdradzi.

Jak rozumiem zostanie zaangażowana neutralna firma do lokalizacji i likwidacji podsłuchów w strategicznych miejscach Pałacu Prezydenckiego i Belwederu, ale i w zameczku w Wiśle, dworku ciechocińskim czy twierdzy na Helu.

Prezydent musi jak legendarny twórca teatru Peter Brook, przed swoim spektaklem politycznym dokładnie i niemal osobiście zamieść (wymieść) scenę. W jego ekipie nie ma prawa znaleźć się nikt z ekip poprzednich. Łącznie z operatorami rejestrującymi orędzia i inne wystąpienia. To nie kwestia emploi prezydenta i telewizyjnego makijażu, to kwestia rejestrowania sytuacji nieformalnych przed oficjalnym nagraniem (słynny przykład Wałęsy przechadzającego się w skarpetkach po prezydenckim gabinecie) i potem puszczany w eter.

Pierwsza wizyta Dudy w miejscu urzędowania winna być wizytą z torbą pełną dymisji. Tak, aby mógł powiedzieć „nikogo z nich już nie ma, sam zaczynam meblowanie”. Potem można zacząć zamiatanie w korporacjach sędziowskich, prokuratorskich, adwokackich, radcowskich – gdzie tylko konstytucja i prawo prezydentowi zezwalają. Nie wolno pominąć armii. I nie idzie tylko o generałów.

Skąd taki pomysł. Otóż jest on niezbyt nowy. Już wybitny filozof i fizyk Bertrand Russel konstatował, że jeden fatalnie działający w zespole człowiek powoduje, że każdy inny element zaczyna działać równie fatalnie i zespół staje się dysfunkcjonalny. To jak z budową domu. Jeśli w jednym narożniku sufitu zgubimy kąt prosty, to nie odzyskamy go w żadnym innym. Będzie krzywy dom. A nas nie stać na kolejny krzywy dom.

Martwią mnie komunikaty, że Prezydent – elekt nie prowadzi żadnych rozmów z kandydatami do swojej kancelarii. Gwarantuję, że oprócz cwaniaków typu duet Petru/Balcerowicz najbardziej znanych twarzy w reklamie bankokracji istnieją ekonomiści równie kompetentni i będący w stanie wygenerować stosowne koncepcje rozwojowe.

Na pytanie „Jeśli nie Petru to kto?” możemy śmiało odpowiadać pół setki innych, którym nie dano medialnej szansy. Petru to ani cud, ani specjalny fachowiec, ale z pewnością ma wiele cech cyberlichwiarza. Balcerowicz, to raczej gwarancja niepowodzenia tej nowej partyjki. I martwić się  nie ma powodu. Lepiej zająłby się pracą i uzyskał tytuł profesora. Petru mógłby chociaż doktorat napisać skoro takie mistrza jak Balcerowicz ma w zasięgu ręki.

W sferze kultury myślę, że – wbrew obiegowym opiniom-doskonały byłby Grzegorz Braun. To naprawdę wybitny reżyser filmowy, koneser kultury, zawodowiec w każdym calu, a funkcja mocno by wystudziła jego odważny niekiedy język. Jeśli nie on, to zdecydowanie Paweł Nowacki, też z branży filmowej, dokumentalista. Nigdy nie zrealizował żadnego niepotrzebnego filmu, czysty jak łza, bezinteresowny patriota, który już za „złotej Polski” (1989-2014) odbierał cięgi, a jemu odbierano programy. Lecz nie ma w nim ochoty na odwet, ale jest wciąż niegasnący napęd do pracy. Nowacki jest wykształcony, inteligentny i profesjonalny. Nadto nie umie nikogo zdradzić. Ukryty lub nieodkryty skarb. Polecam.

Przestrzeń spraw międzynarodowych Elekt chyba słusznie chce obsadzić Szczerskim. To celny strzał z dobrze ustawionego sztucera wyboru. Nic dodać, nic ująć.

Newralgiczna jest kwestia oświaty. Tu trzeba przede wszystkim praktyka, ale też i profesora z tytułem. Szkoła wymaga absolutnie gruntownej przebudowy, ale dalekiej od improwizacji. Wymaga zdolności ryzyka, ale zawsze budowanego z planem „b” w odwodzie. Ten plan „b” to zaplecze akademicki, dobre zaplecze. I dlatego potrzebny tu profesor, jako łącznik. Szczególnym problemem jest likwidacja małych szkół wiejskich (często jedynego miejsca gdzie jeszcze na froncie wisi godło Polski), wyprzedaż infrastruktury (doświadczenia wskazują, że raz sprzedany budynek szkolny już nigdy do oświaty nie wraca), radykalne zmiany formalne (likwidacja leniwego, niekompetentnego i już tylko urzędnikom potrzebnego MEN), autonomia kuratorów, reforma systemu (natychmiastowa likwidacja gimnazjów) i realizacja kilkudziesięciu innych postulatów z radykalną zmianą trybu egzaminów (i roli CKE i OKE w kreowani wiedzy młodych Polaków) zalegających w szufladach profesorów od teorii szkoły. Dudzie uczciwie patrzy z oczu i śmiem twierdzić, że byłby się z tymi projektami zapoznał osobiście. Konieczna jest likwidacja Ministerstwa Sportu. To kosztowne powielenie funkcji federacji sportowych. A w przypadku organizacji większych imprez (np. Euro 2012) i tak powołuje się specjalistyczne zespoły organizacyjne, które coś naprawdę potrafią.

Rad mógłbym Elektowi podsunąć więcej. Ale spróbuję ich charakter przekazać w formie postulatywnej i uniwersalnej.

  • Unikać osób, które choćby przez chwilę otarły się o ów wrzód wskazany do dogłębnego wycięcia; być pierwszym urzędnikiem w Pałacu, który nie przyjmie oferowanego dobrodziejstwa inwentarza, a wykreuje własny inwentarz po prześwietleniu hodowli, z której on pochodzi.

  • Unikać porad doradców, których samemu się nie dobrało (to samo dotyczy ministrów) –nie znamy ich proweniencji i nie wiemy dla kogo mogą jeszcze pracować.

  • Unikać rozrzutnych leniów, osób o słabej polszczyźnie, osób bez biegłej (biegłej!) znajomości jednego języka obcego (tzw. kongresowego), osób, które na pierwszym spotkaniu nie potrafią zaproponować kilku ważnych i aktualnych oraz realistycznych rozwiązać przydzielonych im problemów. Prezydenccy ministrowie od chwili odebrania nominacji mają być od razu wartością dodaną urzędu a nie kosztem na liście płac. Aby uniknąć niezręcznych sytuacji z chwilą odebrania angażu powinni składać pismo o rezygnacji ze stanowiska w okresie 7 miesięcy. I Prezydent uzna czy tę dymisję podpisać, czy włożyć do kosza.

Aby była wielka rzecz, musi być najpierw mnóstwo małych. I tu próbuję namiastkę tych małych rzeczy Andrzejowi Dudzie zasugerować. A że wiem, że czyta, to może przeczyta.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych