Petru, Kukiz i tonąca Platforma. Co może przynieść jesień?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Supernak
Fot. PAP/Supernak

Wygrana Andrzeja Dudy pomogła wysunąć PiS na faworyta najbliższych wyborów parlamentarnych, a Platformie wyznaczyła rolę partii schyłkowej. To, a także kłopoty PSL i SLD, dają pewne szanse dwóm powstającym inicjatywom politycznym – Nowoczesnej Polsce Ryszarda Petru i ruchowi obywatelskiemu Pawła Kukiza.

24 maja 2015 roku o godzinie 22.30 gwałtownemu przyspieszeniu uległ proces dekonstrukcji Platformy Obywatelskiej. Część działaczy już kilka miesięcy temu mogła przewidywać taki scenariusz i w związku z tym zaczęła rozglądać się za jakąś tratwą ratunkową. A właśnie taką może okazać się przyszła partia Ryszarda Petru i Leszka Balcerowicza.

Obaj znają się jeszcze z czasów, gdy Balcerowicz był wicepremierem i ministrem finansów, jednak z czasem ich drogi nieco się rozeszły. Balcerowicz w 2007 roku założył fundację Forum Obywatelskiego Rozwoju i zaczął uprawiać miękką krytykę polityki gospodarczej PO-PSL chociażby ustawiając zegar długu w centrum Warszawy czy organizując „debatę” z ówczesnym ministrem finansów Jackiem Rostowskim, co jak się wydaje z perspektywy czasu miało służyć jedynie zwiększeniu poziomu zaufania do jego osoby. Petru w międzyczasie był głównym ekonomistą w banku BPH, pracował w korporacji PwC, w 2011 roku został przewodniczącym Towarzystwa Ekonomistów Polskich, a od 2014 jest przewodniczącym rady nadzorczej przedsiębiorstwa produkującego autobusy Solaris.

Wobec szybko postępującej dekompozycji obozu władzy niewykluczone, że start w wyborach nowej partii zostanie ogłoszony na konwencji, która odbędzie się w najbliższą niedzielę 31 maja. Skompromitowaną licznymi aferami Platformę spróbuje się zastąpić „roztropnymi liberałami”, którzy mają pomysł jak naprawić Polskę. Można przypuszczać, że gospodarka budowana przez fachowców będzie jednym z haseł przewodnich nowej partii. I chociaż Petru mówi: żadnych polityków, żadnych partyjnych spadów to jednak aby nowa inicjatywa miała jakiekolwiek szanse powodzenia, potrzebne jej będą znane twarze. A tych, oczekujących na powrót do pierwszej politycznej ligi jest sporo. Polityczni outsiderzy tacy jak Napieralski, Kalisz, Rozenek, czy Olejniczak mogą znaleźć w partii Petru bezpieczną przystań. W tym momencie akces do słabnącej Platformy tylko mógłby im zaszkodzić, a zakładanie własnej partii nastręcza sporo problemów. Stąd partia Petru i Balcerowicza (wywodzącego się z PZPR) może być dla nich ciekawą alternatywą. Ich wciągnięcie do współpracy może być też ważne z tego powodu, że wspomniani politycy mogą wykorzystywać swoje biura poselskie, asystentów, znajomości, układy z lokalnymi działaczami samorządowymi po to, by przeprowadzić skuteczną kampanię wyborczą. Nowa inicjatywa Petru może też okazać się szalupą ratunkową dla działaczy Platformy, których reelekcja jest zagrożona. Dlatego w najbliższym czasie będzie można zaobserwować migracje do nowej partii, a może nawet powstanie oddzielnego klubu poselskiego.

Nowa inicjatywa polityczna to może być także szansa dla Bronisława Komorowskiego. Jego powrót do macierzystej partii po przegranych wyborach jest raczej niemożliwy, bo Platforma w sposób mało elegancki odżegnała się od przegranego Komorowskiego, a i dla kończącego kadencję prezydenta powrót do PO byłby trudny, o ile w ogóle możliwy. Sam Komorowski w przemówieniu podczas wieczoru wyborczego dawał do zrozumienia, że zamierza kontynuować działalność polityczną. A trzeba pamiętać, że poparło go ponad 8 milionów ludzi, a więc dla sporej części Polaków nadal jest kimś w rodzaju politycznego autorytetu. Nowa partia z byłym prezydentem jako patronem zapewne mogłaby liczyć na swego rodzaju bonus startowy – gdyby nawet 10% głosujących na Komorowskiego w wyborach prezydenckich poparłoby Nowoczesną Polskę jesienią to jest to wystarczający powód, by zaryzykować i wziąć go na okręt. Zresztą Petru i Balcerowicz mocno wsparli w kampanii ustępującego prezydenta, więc ewentualna współpraca między nimi wydaje się całkiem prawdopodobna. Historia zna już taki jeden przypadek, gdzie były prezydent próbował zaangażować się w politykę na poziomie parlamentarnym. W 2007 roku Lewicy i Demokratom patronował Aleksander Kwaśniewski, który był nawet przedstawiany przez LiD jako kandydat na premiera. Słaby wynik Lewicy spowodował wycofanie Kwaśniewskiego z czynnej polityki, ale w 2014 roku powrócił na chwilę by wesprzeć w wyborach europejskich Palikota i jego Europę Plus.

Cztery miesiące na to, by zbudować partię zdolną, do tego by wejść do parlamentu to mało czasu, ale trzeba pamiętać, ze znajdą się chętni by wesprzeć partię Petru i Balcerowicza. Media już zaangażowały się po stronie przewodniczącego TEP. Petru w ciągu ostatnich dwóch miesięcy pojawiał się kilkunastokrotnie w programach publicystycznych w TVN 24, TVP Info, czy też RMF FM. Przy okazji warto dodać, że zaczęło się też pompowanie nieistniejącej partii w sondażach, które dawały nowej inicjatywie od 6 do 11 procent poparcia. Można zatem śmiało powiedzieć, że media już grają na neo-Platformę Petru, tak jak przez ostatnie lata grały na Donalda Tuska i jego ekipę.

Najwięcej będzie jednak zależało od jednego czynnika – wyborców. Tego, czy zaufają inicjatywie firmowanej przez takich ludzi jak Balcerowicz, czy Petru. W internecie już pojawiają się zestawienia Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej Polski jako jej mutacji przed jesiennymi wyborami. Jak pokazała kampania Andrzeja Dudy, internet to dziś potężna siła i jeśli jego użytkownicy już teraz dostrzegają sztuczność tego przedsięwzięcia, łączą pewne fakty, porównują z zakładaniem przez Gromosława Czempińskiego i Andrzeja Olechowskiego Platformy Obywatelskiej to nowa inicjatywa polityczna już teraz będzie miała problem z wiarygodnością. Poza tym Nowoczesna Polska będzie jawiła się raczej jako partia reprezentująca interesy wielkiego biznesu i banków, oderwana od zwykłego obywatela, a więc zamknięta i na swój sposób elitarna.

Po drugiej stronie stoi Paweł Kukiz wzmocniony wynikiem jaki uzyskał w wyborach prezydenckich. Jak się wydaje Kukiz to człowiek z dobrymi chęciami, któremu zależy na poważnych zmianach w Polsce. Jest autentyczny w tym co robi i mówi, jednak jego nowa inicjatywa może stać się tym, czym była Samoobrona i LPR dla PiS w latach 2006-2007. Najgorsze co może się przytrafić ruchowi Kukiza, to całkowicie przypadkowe, nieprzewidywalne osoby na listach, którym uda się wejść do parlamentu. Zresztą już pojawiły się sygnały, że koło muzyka kręcą się dziwni ludzie między innymi z byłej Samoobrony i SLD, którzy próbują znaleźć sobie furtkę do powrotu do polityki. Jeśli Kukizowi nie udałoby się nad nimi zapanować, to Sejm znowu stanie się areną politycznych gierek, a przecież nie o to Kukizowi chodzi. Wystarczy przypomnieć sobie, że z takim czymś mieliśmy do czynienia już w 2011 roku, kiedy z list Palikota do Sejmu dostały się osoby z przypadku, których nie można było zdyscyplinować, a wśród których były nawet osoby skonfliktowane z prawem. Działały one destrukcyjnie na polską politykę, a ostatecznie rozpierzchły się po innych partiach, głównie PSL i SLD. Wprawdzie Kukiz mówił, że to on sam, osobiście, będzie dobierał ludzi, to jednak trudno to sobie dzisiaj wyobrazić. W każdym razie jeśli już będzie układał listy to będzie musiał być bardzo ostrożny i w miarę możliwości gruntownie sprawdzić kogo na nie przyjmuje.

Jeżeli Prawu i Sprawiedliwości zabrakło by kilkunastu mandatów do uzyskania samodzielnej większości, a dysponowałby nimi ruch Kukiza, to stanie się on naturalnym koalicjantem dla PiS. Jednak ruch, który idzie do Sejmu z hasłem walki z partiokracją i wodzami partyjnymi siłą rzeczy nie będzie stabilnym koalicjantem. Media będą prześcigały się w skłócaniu i akcjach sabotażowych i bardzo szybko wykreują osoby takie jak Renata Beger, które będą kompromitować PiS, a nie ruch Kukiza. Przy wsparciu, wciąż lojalnych wobec dawnej władzy, mediów Platforma, lub to co wyrośnie na jej gruzach będzie stale podsycać niesnaski w nowym obozie władzy i poszerzona o polityków typowo lewicowych spróbuje odzyskać władzę w ciągu kilku najbliższych lat.

Sondaże dają nieistniejącemu jeszcze ruchowi Kukiza ok. 20 procent poparcia. Być może jest to efekt wyniku w wyborach prezydenckich, ale jesienią raczej nie może liczyć na taki wynik (raczej będzie to 8-9%). Po pierwsze dlatego że poparcie z wyborów prezydenckich nie przełoży się automatycznie na poparcie w wyborach parlamentarnych, bo elektorat muzyka nie jest stabilny i zdyscyplinowany. Po drugie, budowanie inicjatywy politycznej od zera, to trudne zadanie, zwłaszcza bez struktur i pieniędzy. Po trzecie, Kukiz musiałby znaleźć ponad 40 „lokomotyw wyborczych”, które pociągnęłyby listy wyborcze. A z tym może być problem, bo już w czasie kampanii Kukiz opierał się głównie na wolontariuszach i nie było przy nim ludzi, którzy szczególnie się wybijali ponad przeciętność i zostali szczególnie zapamiętani przez liczący ponad 3 miliony ludzi elektorat. W związku z tym pisanie dziś o 20-25 procentach dla Kukiza i ponad 100 mandatach jest zdecydowanie przedwczesne.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych