Drogę Polakom chce wskazywać facet, który dopiero co po pijanemu przejechał zakonnicę na pasach

fot.PAP/Jacek Turczyk
fot.PAP/Jacek Turczyk

Przegrywając prezydenturę Bronisław Komorowski dokonał czegoś, co Adam Michnik uważał za absolutnie niemożliwe.

Michnik musiał mieć taką pewność, skoro w celu wyrażenia oceny szans prezydenta posłużył się grafomańską konstrukcją:

Komorowski przegra wybory tylko, jeśli pijany przejedzie na pasach zakonnicę w ciąży.

Normalny człowiek, który waży racje, nie bujając w obłokach własnych życzeń, nie stosuje tak drastycznych analogii. Michnik mógł zwyczajnie powiedzieć, że porażka Komorowskiego jest absolutnie niemożliwa, lecz chciał pokazać swój szekspirowski pazur i w ten sposób zajął drugą pozycję w powyborczym rankingu ukaranej pychy, zaraz po Komorowskim.

Zatem w tym sensie, Komorowski jednak przekroczył własne ograniczenia, dokonując czegoś nieprawdopodobnego, co jego mistrz Michnik traktował jako bezwzględnie niewykonalne. Mimo wszystko dokonał sztuki nie lada, chociaż nie sądzę, żeby ucieszył swojego mistrza. Dzisiaj dużo się mówi o zaślepieniu, że pycha kroczy przed upadkiem i o odurzeniu sondażami zaufania. Te i tym podobne truizmy krążą w obiegu medialnym. Trudno im zaprzeczyć, skoro nawet medialni zausznicy przegranego prezydenta nie potrafią ukryć zażenowania.

Nie ma się więc co dziwić, że Gazeta Wyborcza wycofała się z zamiaru uhonorowania Komorowskiego mianem Człowieka Roku Gazety Wyborczej. W obecnej sytuacji byłoby to krwawe szyderstwo nie tylko z niego, ale i z własnej ikony, jaką jest bez wątpienia Michnik dla środowiska GW. Roztrwonienie w ciągu kilku miesięcy tak potężnego bagażu zaufania społecznego to przypadek bez precedensu i Komorowski zasługuje raczej na tytuł Mistrza Politycznego Blamażu. Ten zaś fakt, już niejako automatycznie, skutkuje srebrnym medalem dla Michnika w owej konkurencji.

Jest jednak inna strona tego medalu, gdyż kwestia fatalnej porażki Komorowskiego nie jest przypadkiem Polaka szaraka, który może zaślepiać się do woli, błaźnić i pysznić ile dusza zapragnie, bo tylko siebie skompromituje, sobie zaszkodzi, ewentualnie najbliższym. Tu jednak mamy do czynienia z politykiem z najwyższej półki (chociaż pośledniej klasy), który z urzędu miał wielki wpływ na losy państwa. Nie można więc blamażu Komorowskiego skomentować i podsumować prostą diagnozą typu: błąd, arogancja, zła kampania czy nieudolność. Jeśli polityk żył w krainie iluzji, nie potrafił dobrać strategii ani sztabu, mylił się fundamentalnie w ocenie rywali i swoich szans, nie był w stanie skorygować postępowania pomimo wyraźnych sygnałów, że jest na manowcach, to niby dlaczego miałby być lepszy, zdolniejszy i sprawniejszy w innych kwestiach politycznych?

Bowiem wybory, kampania wyborcza to jest problem polityczny, to nie jest urzędnicza sprawa do odfajkowania, ani prywatny problem polityka, który chce pozostać na stanowisku. Nieudolny polityk to problem wagi państwowej, bo od jego nieudolności prosta droga do szkody dla kraju. Skoro Komorowski tkwił w złotej klatce z pozłacanym żyrandolem (może stąd te brednie o złotym wieku, jaki przeżywają Polacy?), nie potrafił odczytać nastrojów i aspiracji społecznych, nie był w stanie na elementarnym poziomie porozumieć się z przechodniami na ulicy, to świadczy, że nie nadawał się na głowę państwa.**

To jest także dowód, że w tych wyborach prezydent pokazał swoją prawdziwą twarz. Nie twarz z plakatów i nie twarz z Gazety Wyborczej oraz innych sprzyjających mu mediów. Trudno zaprzeczyć bowiem, że Komorowski w kampanii wyborczej starał się ze wszystkich sił pokazać swoją najlepszą stronę, to oczywiste. Ku zgrozie Polaków, ta strona okazała się wręcz antyspołeczna, nierozumna, agresywna, a w porywach tragikomiczna. Komorowski jest niebezpieczny dla państwa z powodu swojego odklejenia od rzeczywistości, od życia, od problemów Polaków, nawet od rozumienia polityki! Polskę trzeba strzec przed człowiekiem, który z troski o bezpieczeństwo narodowe uczynił hasło wyborcze. Cóż za fatalny paradoks!

Tymczasem kilka dni po tej brzemiennej w następstwa klęsce politycznej (w identycznej skali także klęsce wizerunkowej), Bronisław Komorowski sprawia wrażenie, jakby ciepły deszcz padał. Idzie na spotkanie do klubu parlamentarnego swojej partii i jak gdyby nigdy nic poucza Polaków:

To będzie zasadnicza walka o to, czy wspólnie obronimy drogę polskiej wolności, czy dojdziemy do celu, jakim jest polska nastawiona modernizację, strzegąca praw wolności.

Wierzyć się nie chce, że można być tak oczadziałym propagandą na temat własnej osoby. To nawet mało powiedziane, posługując się stylem Michnika można powiedzieć, że Komorowski brodzi w bagnie własnej pychy, zanurzony w niej po uszy. Facet, który po pijaku przejechał ciężarną zakonnicę na pasach, chce nas prowadzić na drodze polskiej wolności. Michnik powinien się pochlastać.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.