Pomimo wyjątkowo brudnej kampanii ze strony Bronisława Komorowskiego, z wyraźnym udziałem postkomunistycznych służb specjalnych, dobro, prawda i nadzieja wygrały.
Wygrały z pomocą wielu ludzi dobrej woli. I dzięki wyjątkowo dobrej kampanii prowadzonej przez wyjątkowo dobry sztab. Z Beatą Szydło i Marcinem Mastalerkiem na czele.
Polacy wybrali zmianę. Ale też wybrali normalność. To znaczy normalną troskę o przyszłość. Bo przecież to, co serwował nam Bronisław Komorowski, to była maskarada. Frazesy zamiast refleksji, przemoc zamiast dialogu, banały zamiast kreatywności.
Realne były tylko te służby w tle. No i toksyczność.
Na koniec buchnęło niemiłym zapachem. Prezydent (niedługo już były) nie wytrzymał. A może musiał to powiedzieć?
„Dziękuję przede wszystkim tym, którzy głosowali. Ale najserdeczniej dziękuję całemu wielkiemu, pospolitemu ruszeniu na rzecz polskiej wolności. 47 proc. to demokratyczne pospolite ruszenie w imię obrony naszej wolności, w imię powstrzymania fali nienawiści, agresji, którą wszyscy niedawno tak głęboko przeżywaliśmy. Tę falę nienawiści, agresji trzeba powstrzymać. To pospolite ruszenie może ją zatrzymać” - mówił.
„Ten, kto nie doznał i nie przeżył porażki, nie jest wart zwycięstwa”.
„Z nami pójdzie to pospolite ruszenie polskiej demokracji, polskiej wolności, polskiej wiary w to, że szliśmy, idziemy i iść będziemy dalej drogą polskiej, mądrej wolności. Nie takie próby już przeżyliśmy. Nie takie bitwy już toczyliśmy. To wielka trudna próba dla nas wszystkich i od niej zależy, czy tę porażkę przekujemy w zwycięstwo. Jestem tego pewien”.
Czy Bronisław Komorowski naprawdę wierzy, że przegrał z „falą nienawiści i agresji”? Może wierzy, że „zamachowca z Torunia” nasłał sztab PiS? Może mu w jego własnym sztabie nie powiedzieli, jak było naprawdę?
Ale ważniejsze są dwa wnioski.
Po pierwsze, Komorowski przemawiał nie jak przegrany prezydent, który wybiera się na zasłużoną emeryturę. Nie, to mówił kandydat na szefa partii opozycyjnej - albo Platformy, albo nowej formacji. To mówił kandydat na premiera.
Po drugie, Komorowski wypowiada - w imieniu zapewne nie tylko swoim - „świętą wojnę” nowemu prezydentowi i całej opozycji. Chce wyraźnie powtórzyć manewr Tuska z 2005-go roku, który po przegranej rozpętał przemysł pogardy.
Czeka nas więc batalia na noże. Pojawią się kolejni zamachowcy z Torunia. Może już uzbrojeni.
Ale to za chwilę. Na razie powtórzmy za Margaret Thatcher, która na wieść o wyzwoleniu Falklandów powiedziała: just rejoice at the news. A więc o nic nie pytajcie, tylko radujcie się.
Radujcie się ze zwycięstwa dobrego dla Polski. Najsłodszego od wielu, wielu lat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/245768-komorowski-nie-wybiera-sie-na-emeryture-chce-byc-premierem-i-zapowiada-niezwykle-brutalna-wojne-z-pis-i-z-nowym-prezydentem