Komorowski i obóz władzy porażką zapłacili za pychę, pogardę, tumanienie i oszukiwanie Polaków

Fot. PAP/Zborowski
Fot. PAP/Zborowski

Zwycięstwo Dudy zmieni Polskę, ale trzeba mieć świadomość spalonej przez Komorowskiego i PO ziemi w sferze wartości, praworządności, uczciwego państwa, uczciwej konkurencji i - mówiąc górnolotnie - humanizmu.

Wyraźna przewaga Andrzeja Dudy (53,0 proc. do 47,0 proc.) jest zaskakująca jak na to, co się wyprawiało w końcówce kampanii. Oczywiście na razie to tylko exit poll (gdy to piszę, świeższych danych nie mamy), ale takiej przewagi żadnymi sztuczkami nie da się raczej zniwelować. Piszę „raczej”, bo w przy tej władzy trzeba być gotowym na każde szalbierstwo. Wygrać tak wyraźnie po kampanii, która po stronie obozu władzy i Bronisława Komorowskiego była jednym wielkim skowytem, histerią, agresją, hucpą, prowokacją, kłamstwem i manipulacją to wielkie osiągnięcie. Ale uzyskane także dzięki politycznemu i moralnemu samoupodleniu obozu władzy. Samoupodleniu, bo wielu ludzi nie było w stanie uwierzyć, że można się tak daleko posunąć w łamaniu wszelkich zasad i wyrzekaniu się wszelkich wartości. Liczyło się tylko jedno: za wszelką cenę utrzymać się przy korycie i uniknąć rozliczenia. Nie rewanżu i zemsty, a tylko sprawiedliwego rozliczenia. Stało się tak, że pycha, pogarda i podłość zostały ukarane.

Tym razem po stronie obozu władzy nie tylko zadziałała zasada „wszystkie ręce na pokład” (bardziej wskazane byłoby: „maczuga i maczeta w każdej ręce”), ale także: „wszystkie brudne chwyty dozwolone”. Z najbardziej ohydnym i żałosnym chwytem zastosowanym w piątek 22 maja, na niewiele godzin przed ciszą wyborczą. To wtedy doszło w Toruniu do próby „zamachu” na Bronisława Komorowskiego, czyli najbardziej żałosnej i wrednej prowokacji w tej kampanii. I sprawca tego strasznego zamachu po czterech godzinach spędzonych na przyjacielskich pogawędkach w prokuraturze wyszedł na wolność: bardzo z siebie zadowolony, spokojny, uśmiechnięty i deklarujący, że nawet nie potrzebuje adwokata, bo wszystko jest w najlepszym porządku. A wszystko po to, żeby sam Bronisław Komorowski i uwiązane do jego smyczy media mogły przez kilka godzin, aż do ogłoszenia ciszy, straszyć potworami, które są tak nienawistne, że „zamach” wręcz wisiał w powietrzu. Oczywiście tymi potworami mieli dyrygować Jarosław Kaczyński i jego młodsze wcielenie, czyli Andrzej Duda. I jak takim potworom można oddać Polskę? Prowokacja to tak prostacka, że aż wszystko się burzy. I najpewniej wykonana przez funkcjonariusz państwa.

Po tym jak w nagranej rozmowie w restauracji „Sowa i Przyjaciele” szef CBA Paweł Wojtunik oznajmił ówczesnej wicepremier Elżbiecie Bieńkowskiej, że 11 listopada 2013 r. spalono budkę przy ambasadzie Rosji, bo taka była koncepcja Bartłomieja Sienkiewicza, wtedy szefa MSW, nic już nie mogło dziwić. Putinowskie metody prowokowania, jątrzenia i siania zamętu uzyskały w Polsce Komorowskiego i PO legitymizację oraz błogosławieństwo. I kaktus mi wyrośnie na dłoni, jeśli o tych metodach nie wiedzieli i ich nie akceptowani ci, którym one służyły. Brudna kampania - i to nie tylko brudna moralnie oraz estetycznie, lecz także brudna łamaniem prawa – stała się potrzebą, nakazem i obowiązkiem. Ci, którzy ją prowadzili uznali, że inaczej się nie da. Inaczej się nie uda. Inaczej się politycznie nie przeżyje. Zero skrupułów, zero zasad, zero odpowiedzialności za skutki, zero rozsądku, zero przyzwoitości, zero przezorności. Ale Polacy nie są głupi i za to wszystko ukarali Komorowskiego jako symbol i filar rządzącego układu.

Na zwolenników władzy brudna kampania podziałała jak balsam na dusze z jednej strony i dopalacz czy wręcz czysta kokaina z drugiej. Tak jak ich rządowi i prezydenccy idole uznali oni, że wielka część Polaków to w najlepszym razie niebyt, a w najgorszym – podludzie czy wręcz istoty nie mające prawa do człowieczeństwa. Dlatego doszło do największej i wcześniej niewyobrażalnej podłości w historii III RP – moralnej i podmiotowej eksterminacji części społeczeństwa. W przekonaniu, że tak trzeba. Nie będę wymieniał historycznych precedensów takich zjawisk i procesów, bo i bez tego to, co zaszło w minionej kampanii przeraża, ostrzega, budzi grozę i każe pytać, dokąd to wszystko zmierzało. Zaiste w ostatnich ośmiu latach negatywne procesy przekroczyły granice bezpieczeństwa - i dla społeczeństwa jako wspólnoty, i dla rządzących – kimkolwiek by nie byli. Niezwykły poziom negatywnych zjawisk po ośmiu latach władzy PO i pięciu latach prezydentury Komorowskiego jest śmiertelnym zagrożeniem dla Polski. I gdybym miał wskazać, komu to służy, to na myśl przychodzą mi wyłącznie zewnętrzni wrogowie Polski. Bo dla nich tak radykalne skłócenie Polaków w ciągu ostatnich ośmiu lat przez obóz władzy, to największy profit, to wymarzona sytuacja. Jeśli robiono to świadomie i planowo, to zbrodnia. Jeśli tak wyszło wskutek poluzowania wszelkich hamulców i przepalenia wszelkich bezpieczników, to jest jeszcze gorzej. Bo to oznacza, że można Polskę uczynić bezbronną bardzo małym kosztem. I to jest naprawdę przerażające.

Zwycięstwo Andrzeja Dudy jest ogromnie ważne, bo oznacza, że Polacy chcą zmiany i Polska się zmieni. Ale negatywne procesy i zjawiska szybko nie znikną. Trzeba mieć świadomość spalonej ziemi w wielu dziedzinach, a przede wszystkim w sferze wartości, praworządności, uczciwego państwa, uczciwej konkurencji i - mówiąc górnolotnie - humanizmu. To, że po ośmiu latach przychodzi zwycięstwo, ale na razie na jednym ważnym odcinku (czekają nas przecież jeszcze wybory parlamentarne na jesieni), pokazuje skalę trudności. Ale to dobry początek. Gdyby bowiem i na tym odcinku pozostało po staremu, procesy społeczne w Polsce mogłyby zabrnąć w taką antydemokratyczną aberrację, że trzeba by co najmniej dekady, żeby je zatrzymać i odwrócić. A i teraz nie będzie to łatwe, zważywszy na histerię, jaka się rozpęta po zwycięstwie Andrzeja Dudy. I zważywszy na to, że trzeba odbudować wspólnotę, przywrócić hierarchie wartości i autorytetów, odblokować energię Polaków uwięzioną w kolesiowsko-klientystycznym systemie, przywrócić praworządność, odebrać państwo samozwańczym właścicielom III RP. To tym bardziej trudne, że odebranie Polski samozwańczym właścicielom w czasach PRL wcale się nie udało. Trzeba też zasypywać podziały, które służą tylko zewnętrznym wrogom, a ci, którzy wznieśli wysokie mury i wykopali głębokie rowy wcale tego nie chcą. Histeria jaka zapanuje po oficjalnym potwierdzeniu wyników wyborów będzie miała na celu zapobieżenie zwycięstwu opozycji w wyborach parlamentarnych. Ale nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo. Ważne, że pierwszy krok został zrobiony. Krok bardzo istotny, bo prezydent to w Polsce bardzo znaczący ośrodek władzy. A jeśli na czele państwa nie stoi nieudacznik i nosiciel destrukcji, bardzo wiele można zrobić szybciej i lepiej. Zadanie jest wyjątkowo trudne, ale przecież gdy Andrzej Duda zaczynał wyścig o prezydenturę, bardzo, bardzo niewielu dawało mu jakiekolwiek szanse. A jednak wygrał (na podstawie exit poll, bo innej na razie nie ma) . Widać więc, że jego możliwości są ogromne. Co oznacza wielką szansę dla Polski. Pierwszy, bardzo ważny krok na drodze do wykorzystania tej szansy został właśnie zrobiony.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.