Niespodzianki kampanii prezydenckiej. Przyznaję, że nie doceniłem kandydatury Andrzeja Dudy

Fot. PAP/Marcin Obara
Fot. PAP/Marcin Obara

To była nudna kampania?! Ci, którzy tak twierdzili i twierdzą, obserwowali chyba kampanię w Burkina Faso, nie w Polsce.

Oto lista moich zaskoczeń, nowości i niespodzianek.

Duda. Przyznaję, że nie doceniłem tej kandydatury. Polityk młodego pokolenia, dotąd z drugiego szeregu, w ciągu kilku miesięcy tytanicznej pracy wyrósł na prawdziwego lidera i realnie zagroził urzędującemu prezydentowi. To prawda, że Duda musiałby się jako prezydent jeszcze przez jakiś czas uczyć i dojrzewać, ale widząc, w jakim tempie dorastał do roli poważnego kandydata na najwyższy urząd, nie mam wątpliwości, że nie trwałoby to długo. Nie mam też wątpliwości, że byłby o niebo lepszą głową państwa niż pan Bronisław.

Kampania Dudy. PiS przyzwyczaił mnie do kampanijnej niekonsekwencji, dezorganizacji, gromadzenia atutów przez dłuższy czas i następnie trwonienia ich przez jeden błąd. Tym razem było inaczej: choć nie bezbłędna i wciąż w szczegółach nie do końca profesjonalna, to była jednak najlepsza od wielu lat kampania PiS, odznaczająca się żelazną wręcz konsekwencją w strategicznym przekazie. Efekty – widać.

Kampania Komorowskiego. Była porażająco słaba, co zaskakuje wziąwszy pod uwagę, jak potężne środki i aparat partyjny, a także urzędniczy (wykorzystywany przecież bez oporów) miał po swojej stronie Komorowski. Lista błędów zajęłaby kilka stron, następne kilka – lista wpadek. Kampania kandydata PO była niezborna, niekonsekwentna, kandydat miotał się od ściany do ściany. Z jego wizerunkiem próbowano robić rzeczy zadziwiające i groteskowe. Krótko mówiąc – był to rzadki i chyba bezprecedensowy pokaz dyletanctwa.

Internet. To dziś mówią wszyscy, ale jeszcze kilka miesięcy temu nie było to łatwe do przewidzenia: to pierwsza kampania, w której znaczenie internetu jest przynajmniej równie duże co znaczenie mediów tradycyjnych. A przecież rok temu, podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego, wcale tak nie było. Internet okazał się potężnym ciosem w obóz Komorowskiego, który składał się w znacznej części z tradycyjnych, przychylnych mu mediów. Ich narracja była jednak tym razem równoważona przez rozproszoną siłę mediów społecznościowych. Kreowane przez media prorządowe fałsze lub przemilczenia szybko były konfrontowane z rzeczywistym obrazem zdarzeń na Twitterze, Facebooku, YouTube. To przekłada się na wynik głosowania.

Odporność na manipulacje. Łączy się to z poprzednim punktem. Znaczna część wyborców wykazała się dużą odpornością na narrację mediów prorządowych. Więcej nawet: im ta narracja była bardziej nachalna i fałszywa, tym większy zdawała się budzić opór i tym jadowitsze kpiny.

Strach. Wiadomo było, że niektórzy ze strachu przed zmianą lokatora „dużego pałacu” popadną w psychozę; inni będą ten strach podsycać z przyczyn czysto merkantylnych. Tak już przecież było kilka razy. A jednak zawsze jest to nowe odkrycie. Tym razem na liście przerażonych wyróżnili się między innymi prof. Leszek Balcerowicz, którego tłiterowa aktywność wywoływała wręcz zażenowanie, Agnieszka Holland, która chwaliła się, że na stałe mieszka za granicą, więc jakby co, to będzie mogła się z tej strasznej dyktatury wyrwać, no i oczywiście Tomasz Lis, którego zachowanie przebiło chyba wszystkie warstwy mułu na dnie Rowu Mariańskiego.

Zaskakujące deklaracje. Pojawili się także zaskakujący sojusznicy kandydata opozycji, sygnalizujący interesujące trendy również przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Krzysztof Stanowski – wkurzony na obecną władzę dziennikarz sportowy, wcześniej głosujący między innymi na Palikota; Krystian Legierski – działacz homoseksualny, bardzo pragmatycznie tłumaczący swoją decyzję głosowania na Dudę; Piotr Guział – polityk lewicy i były burmistrz Ursynowa. Te trzy osoby symbolizują grupy ludzi, którzy z różnych przyczyn chcą wesprzeć opozycję, być może również w przyszłości. Warto, żeby PiS tę lekcję odrobił i przyjrzał się uważnie ich argumentacji.

Jaki będzie wynik wyborów? Kilku znajomych odważnie twierdzi, że Duda wygra nawet 8 punktami. Gdybym miał się bawić w typowanie, postawiłbym na dreszczowiec, w którym o zwycięstwie rozstrzygną być może nawet dziesiąte części punktu procentowego, ale jednak ze wskazaniem na Dudę. Nie chciałbym przeżywać rozczarowania – stąd moje bardzo ostrożne prognozy.

Jedno jest pewne: nawet jeśli uznać, że prezydent w polskim systemie może niewiele (nie zgadzam się z tą opinią, ale to temat na inny tekst), zmiana w kluczowym punkcie układu władzy jest świetnym punktem wyjścia do gruntownego przewietrzenia przykrego zaduchu, w jakim się kisimy od ośmiu lat.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.