Mam dość straszenia PiS-em. Boję się tych, którzy straszą

Fot. PAP/Marcin Obara
Fot. PAP/Marcin Obara

Jedna z najbardziej znanych polskich reżyserek – nomen omen cenię jej twórczość – zadeklarowała ostatnio w wywiadzie dla „Newsweeka”, że jak Andrzej Duda wygra wybory, to wyjedzie z kraju. „Emigracja to nie dramat” - odpowiedziałaby jej Anna Komorowska. I – chociaż pani Agnieszce Holland powiedziałabym, że „droga wolna” - to z Pierwszą Damą zgodzić się nie zamierzam.

Jednak nie na tym chce się skupiać. Czytając o „kontrowersyjnych” deklaracjach p. Holland, przyszła mi do głowy moja własna. Wiem, że żaden ze mnie autorytet, wiek młody, osiągnięć skromna liczba. Ale może dlatego warto, żebym powiedziała to co chce w imieniu nie tylko swoim, ale tysięcy ludzi w moim wieku. Że kiedy Bronisław Komorowski wygra wybory nasza ochota na opuszczenie kraju na pewno wzrośnie.

Nigdy nie myślałam o wyjechaniu za granicę. A okazję bardzo dobrą miałam – po maturze mogłam iść na studia na dobry angielski uniwersytet. Jednak – odwrotnie niż spora część moich znajomych – pomyślałam, że Polska jest moim krajem i, mimo że ma wiele wad, chcę go budować dalej, chcę być częścią jego rozwoju. Studia wybierałam zresztą tuż po katastrofie smoleńskiej. A ta tragedia chyba jeszcze bardziej wzmocniła moje poczucie przynależności do Polski. Więc zostałam. 10 kwietnia 2010 miałam raptem 17 lat - „gówniara” pomyśli pewnie wiele osób. I pewnie ma rację. Jednak nawet ja byłam w stanie dostrzec to, co dzieje się w naszym kraju. Ten „przemysł nienawiści”, który rodził się w około obozu ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Po 10/04/2010 r. pomyślałam, że może coś się zmieni, że znajdziemy w tym kraju jakąś jedną wspólną drogę. Ale jak pamiętamy, rzeczywistość szybko okazała się inna.

Fakt, w jaki sposób rząd „rozprawił się” z wyjaśnianiem okoliczności śmierci prezydenta oraz towarzyszących mi 95 osób - bo de facto właśnie to zrobił – obrzydził mi zaufanie do większości instytucji państwa. Do administracji publicznej oraz władzy sądowniczej. Nie tu i miejsce pora przypominać stosy nieprawidłowości, ale też pogardy i buty, którą prezentował obóz rządzący wobec ofiar, ich rodzin oraz osób, którym wciąż zależy na prawdzie. Najlepiej podsumowuje to książka Bogdana Rymanowskiego – wywiad z Małgorzatą Wassermann.

Ale Smoleńsk to tylko wierzchołek góry lodowej, który składa się na całokształt obrazu. A obraz to naprawdę państwo w swoistym moralnym rozkładzie. Państwo, którego rządzący myślą, że władza im się należy, że jest dożywotnia. Którego rządzący nie potrafią wziąć odpowiedzialności za swoje błędne decyzje. Gdzie korupcja i nepotyzm panoszy się wszędzie. Gdzie do walki z opozycją wykorzystuje się nie tylko media, ale nawet – co można wnioskować po nagraniach jednego z tygodników - igranie z wielkim, mocarnym sąsiadem. Gdzie polityka zagraniczna prowadzona jest w histeryczny sposób – byle nadążyć za „trendami” zachodniego sąsiada. Gdzie brak szacunku do głowy państwa miał wpływ na śmierć prezydenta oraz 95 innych obywateli. Gdzie prezydent konsekwentnie unika odpowiedzi na temat swojej przeszłości o powiązań z WSI. Gdzie przekłamuje się historię, tylko po to, żeby przypodobać się zachodniemu sąsiadowi. Gdzie obywatel traktowany jest z góry jak „winny” i „podejrzany”. Gdzie wymiar sprawiedliwości kuleje na każdym etapie procesu. Gdzie władza nie umiała zadbać o stocznie czy kopalnie – mając ku temu instrumenty w Unii Europejskiej. Gdzie przejaw niechęci wobec obozu rządzącego może się skończyć jak w przypadku właściciela serwisu Antykomor.pl. Gdzie legislacja zależy od zmiennych emocji większości sejmowej. Gdzie władza po 8 latach wypiera się swoich rządów, udając, że za nic nie odpowiada. Gdzie dziennikarze są w stanie perfidnie skłamać byleby obrazić córkę kandydata opozycji na prezydenta. Gdzie muszę się wstydzić za zachowania głowy państwa. Gdzie głowa państwa nie zna swoich kompetencji i prerogatyw – ba, nawet łamie podstawowe zasady ustawy zasadniczej.

I to naprawdę nie jest koniec tej litanii.

Czy uważam, że PiS bądź Andrzej Duda to „lek na całe zło”? Nie. Potrafię dostrzec ich populistyczne nieraz zagrywki czy błędy. Jednak potrafię też dostrzec to, że chociaż nie raz nie są tak ugładzeni i medialni jak Platforma, to im zależy. Żeby coś zmienić. I wiem też, że wbrew temu, co konsekwentnie PO próbuje forsować – to nie PiS rządzi od 8 lat i nie on odpowiada za wszystko, co wymieniłam powyżej. W latach 2005-2007 może i byłam bardzo młoda i głupiutka. Ale co nieco pamiętam. Wśród tego na pewno nie ma żadnych „demonów IV RP”. I chociaż uważam, że koalicja z Samoobroną i LPR-em była błędem, to wydaje mi się, że akurat to ugrupowanie na tym błędzie się nauczyło.

Dlatego mam dość ciągłej retoryki obozu rządzącego – straszenia PiS-em (teraz bardziej Andrzejem Dudą). Bo ja się ich nie boje. Natomiast szczerze boję się tych, którzy tak straszą. Bo obawiam się, że kolejne wygrane wybory uświadomią im, że mogą naprawdę wszystko. A wtedy będzie wygaszone.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.