W sprawach moralnych Andrzej Duda jest prawdziwy. Bronisław Komorowski dawno zapomniał, czym jest w polityce własne sumienie

fot. facebook/AndrzejDuda
fot. facebook/AndrzejDuda

Nie będę ogłaszał, zwłaszcza w tytule, kto wygrał ostatnią prezydencką debatę. Sprawa nabiera wymiaru rytualno-plemiennnego, i trzeba odwagi i doświadczenia życiowego Bronisława Wildsteina żeby formułując oceny, gdy jest się w teorii sędzią, nie stawać się wyłącznie kibicem.

Skądinąd i mnie i moim znajomym zdaje się, że w drugiej debacie Andrzej Duda był zdecydowanie bardziej przekonujący niż obecny prezydent (choć też lepszy niż podczas swojego pierwszego występu). Ale też mam świadomość, że zwolennicy Komorowskiego uważają z urzędu inaczej (patrz sondaże TVN-owski i „Gazety Wyborczej”). I wiem coś chyba ważniejszego: miarą słuszności w kampanii nie jest to, kto żywiej gestykuluje, swobodniej przerywa albo ma lepszych researcherów uganiających się za hakami.

Chcę napisać coś innego. Nawet niektórzy ze zwolenników Andrzeja Dudy uważają, że „wpadł” on na tematyce in vitro. Z jednej strony Komorowski i jego sztab eksploatują sprawę do znudzenia, bo czują tu przychylność większości. Z drugiej, sam kandydat PiS pozwolil sobie na ewolucję publicznych deklaracji. Rzecz w tym, że za to absolutnie Dudy nie potępiam. Bo to wyjątkowo nie jest kwestia giętkości języka i zgrabności formułek. To kwestia sumienia.

Początkowe „twarde” deklaracje Dudy były produktem jego prywatnych przekonań katolickich. Kościół jest wobec in vitro bardzo krytyczny nie tylko z powodu losu zarodków. Wyczuwa w tym, moim zdaniem słusznie, krok w kierunku zupełnie nowej cywilizacji, w której dzieci będą produkowane. Skoro można sobie zamówić dziecko, dlaczego nie planować mu koloru oczu czy inteligencji? W ostateczności możemy dojść do pytania o sens i granice człowieczeństwa.

Za tym przekonaniem poszedł także odruch podpisania PiS-owskiego projektu. Jeśli przyjmiemy opisane przed chwilą założenie, zakaz jest decyzją logiczną. Prezydent Komorowski krzyczy: 2 lata więzienia to Średniowiecze! Ale przecież jeśli się ustanawia zakaz, trzeba też ustanowić sankcję. Dodajmy dotyczącą lekarzy, nie kobiet, bo i to się w zgiełku ostatnich dni zamazuje.

Z pryncypialnym katolickim poglądem zderza się praktyka. Większość uważa co innego, i to między innymi Bronisław Komorowski podsunął tej większości wygodną formułkę: chodzi o tworzenie, a nie niszczenie życia. Dodajmy do tego przekonanie, że nieograniczone prawo do szczęścia powinno wygrywać z innymi wartościami. Polaków się w tej sprawie dziś nie przekona. Do takiego zakazu nie znajdzie się większość, a jej zwolennicy będą wyszydzani, choć szydzący nawet nie próbują istoty tego sporu pojąć.

Pewną odpowiedzialność ponosi tu też Kościół, który debatę nad in vitro zaczął bardzo późno, w wiele lat po wprowadzeniu tej techniki, drogą faktów dokonanych, a nie regulacji prawnych. Istnieją wprawdzie watykańskie dokumenty, ale nikt ich przecież nie propagował. W Polsce biskupi zaczęli zajmować się tematem dopiero wówczas, gdy Donald Tusk najpierw powiedział coś o konieczności finansowania tej techniki, a potem otworzył nie kończące się i służące absorbowaniu opinii publicznej prace nad odpowiednim projektem.

Skoro przez lata nikt nie mówił katolikom, jak in vitro oceniać, tym łatwiej kupili usłużną interpretację Komorowskiego. Skądinąd jednak nie jestem pewien, czy gdyby odpowiednie zalecenia podły z ambon wcześniej, Kościół odniósłby pedagogiczny sukces. Tacy politycy Jak obecny prezydent uważają, że ich sumieniami nie rządzą nakazy religijne czy moralne, a sondaże. Na dokładkę upierają się, że to się nie kłóci z ich katolicyzmem. Kościół boi się zaś powiedzieć: sprawdzam.

Ja ten lęk skądinąd rozumiem. I nawet rozumiem biskupów, że sami różnią się między sobą, wahają. Zderzając się z zatwardziałością serc, swoich wiernych znajdują poręczną formułkę: lepiej aby obowiązywało prawo będące „mniejszym złym” niż żeby utrzymała się wolna amerykanka, czyli stan obecny.

To jest ta pozycja na którą cofnęli się tak polscy biskupi jak i Andrzej Duda. To nie jest ich głos w sprawie oceny in vitro, a w sprawie wyboru odpowiedniego stanu prawnego. Ot i cała tajemnica.

Dodajmy, że nawet w ramach tego „mniejszego zła” Komorowski zawsze stawiał na rozwiązania zupełnie sprzeczne z wrażliwością katolików. W wojnie z Jarosławem Gowinem wewnątrz PO (który nigdy nie dążył do całkowitego zakazu, ale do ochrony zarodków), także i jego stanowisko uważał za zbędne skrupuły. Podchodząc do skomplikowanych, trudnych, raniących sumienia wyborów moralnych jak rubaszny licytator na aukcji. Ot, ma na podorędziu bat na prawicę, czemu go nie użyć?

Skorzystanie z tematu in vitro w takiej postaci, w jakiej z niego skorzystano w tej kampanii, uważam za szczególną niegodziwość. Można jednemu wyborowi moralnemu przeciwstawiać inny. Ale ton licytacji, kto bardziej podliże się wyborcom jest w sprawach sumienia czymś bardzo brzydkim.

A już straszenie konkurentem dzieci urodzone według procedury in vitro i ich matki… Dyskusja nad sensem in vitro nie jest zwrócona przeciw nikomu. Służy temu aby w przyszłości ludzie, którzy po taką technikę sięgną, mieli świadomość etycznego sensu swoich wyborów.

Rozumiem, że stawiam współczesnemu światu za wielkie wymagania. Powiem szczerze wolę kogoś, kto się nawet wikła w swoich wyborach, i nie zachowuje konsekwencji, ale kto szuka bardzo trudnej zgody między własnymi moralnymi przekonaniami i jakąś formą powszechnej zgody, od tego, kto od początku wie wszystko. Kto wie jak tym zagrać, jak skorzystać z usług speców od wyborczej reklamy, którzy jak dawny ZCh-owiec Michał Kamiński wyprzedadzą każdą wartość. Wszystko stąd, że obaj, Komorowski i Kamiński, nie mają dzisiaj żadnych stałych przekonań, poza czysto handlowym interesem.

To dotyczy także innych kwestii. Prezydent jest reklamowany jako oświecony konserwatysta. Ten konserwatysta nie zawahał się użyć tematu antyprzemocowej konwencji przedstawiając swego rywala jako zwolennika bicia kobiet. Choć wie doskonale, że sensem tej konwencji nie jest skuteczniejsza walka z tą obrzydliwą patologią (tego się nie osiąga napuszonymi międzynarodowymi aktami), a powpisywane tak ideologiczne deklaracje, które mają mieć moc prawa, a są wymierzone w tradycyjną moralność i rodzinę. Bronisława Komorowskiego znam od lat 25 i powiem szczerze, nie sądziłem, że tematy związane z etyką może on traktować tak luźno i tak instrumentalnie. Nawet będąc w Unii Wolności miał do niej stosunek poważniejszy. Ale czas płynie i ton powagi po prostu przestaje być opłacany. Jest rzeczą oczywistą, jaki wybór to oznacza dla mnie.


Zachęcamy do kupna aktualnego numeru tygodnika „wSieci” w wersji elektronicznej! E - wydanie tygodnika - to wygodna forma czytania bez wychodzenia z domu, na monitorze własnego komputera. Dostępne są zarówno wydania aktualne jak i archiwalne.

Szczegóły na:http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html. Zapraszamy do czytania!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.