Ostre starcie pod koniec kampanii. Prezydent był taki sam jak podczas niedzielnej debaty, a Duda zaskoczył - właśnie o to chodziło

Fot. PAP/Jacek Turczyk
Fot. PAP/Jacek Turczyk

O tym, kto wygrał starcie Komorowski vs. Duda, świadczą sami przeciwnicy kandydata na prezydenta. Na tzw. portalu parówkowym, najbardziej stronniczym ze wszystkich popierających urzędującą głowę państwa, tytuł brzmi: „Debata, która nic nie zmieni”. Gdyby wygrał Bronisław Komorowski nagłówki krzyczałyby „Zwycięstwo!”. A tak przegrani bojąc się dezawuować swojego kandydata, dezawuują debatę.

Moim zdaniem Duda wygrał i teraz muszę się uderzyć w piersi - popełniłem błąd. Bałem się tego starcia od początku. Pisałem, że jak raz się udało we wrażym TVN-ie, to nie ma po co ryzykować ponownie. Byłem za wycofaniem się Dudy pod pretekstem skierowania pojedynku do Telewizji „Trwam”, bądź „Republiki”, na co rzecz jasna nie zgodziłby się Komorowski. Po niedzieli uznałem, że niestety z tej sytuacji nie ma już wyjścia i kandydat musi stanąć przed „plutonem egzekucyjnym”. Inaczej zarzucono, by mu tchórzostwo, tak jak jutro trzeba wytykać przez cały dzień prezydentowi, że okazał zajęcze serce w obliczu spotkania u Kukiza. W internecie wrzało przez cały tydzień. Podstawowym argumentem zwolenników Dudy była jego odwaga, że tej debaty się nie boi, ponieważ jest facetem „z jajami”. To powinno zaprocentować.

Poza Moniką Olejnik w zasadzie zarówno Bogdan Rymanowski, jak i o dziwo Justyna Pochanke, nie zadawali tzw. złośliwych pytań. Bardzo dobre wejście Dudy z flagą Platformy Obywatelskiej zbiło z tropu prezydenta, a powstałe z tego powodu drobne zamieszanie pozwoliło Dudzie zyskać możliwość tylko krótkiej odpowiedzi na niewygodna kwestię. Takie i tym podobne gesty, jak zdenerwowanie Wałęsy przez Kwaśniewskiego celowym spóźnieniem się do studia, zostają w pamięci elektoratu. Siłą Komorowskiego w pierwszym starciu w TVP była zaskakująca pozytywnie zmiana wizerunku. Ospały żubr z mazurskich kniei ryknął. Aż za bardzo. W szeregach Platformy i medialnego mainstreamu pojawił się nowy duch.

Dziś prezydent był taki sam jak w poprzednim starciu, a Duda zaskoczył. Właśnie o to chodziło. Skoro lansuje się go na kandydata a la John Kennedy, musi powiać świeżością. I takie wrażenie powinien pozostawić po tej debacie. Były też i błędy. Aspirujący do stanowiska głowy państwa przez pierwsze 10 minut nie potrafił ukryć zdenerwowania lecz to także przytrafiło się kilka razy staremu wyjadaczowi, jakim jest Komorowski. Pamiętajmy, że na postawę Dudy musimy patrzeć z punktu widzenia elektoratu centrowego. Stąd złośliwości nie mogło być zbyt wiele. Natomiast należało raczej spokojnie wyjaśniać w czym kandydat czuje się naturalnie. Co do merytorycznej strony wypowiedzi obydwu panów nie chcę się wypowiadać. Przeważająca część widzów zwraca uwagę tylko na gestykulację, tembr głosu i sposób wypowiadania się, nie zapamiętując w istocie tego co powiedzieli. Jednym słowem na wizerunek jaki uda się stworzyć biorącym udział w debacie. I punktem dla Dudy był na pewno jego dobrze skrojony garnitur, dobrana fryzura i w ogóle cały jak to mówia celebryci „outfit”. Komorowski nie odrobił lekcji zadanej w pierwszej turze i choć nie miał świecacej marynarki to jej krój był daleki od ideału. Natomiast odrobił lekcję w innej kwestii. Starał się mówić pewnie, unikał zbędnych gestów o negatywnym wydźwięku, jak machanie dłońmi zaciśniętymi w pięść. Ręce trzymał spokojnie na pulpicie i co by nie mówić sprawiał moim zdaniem wrażenie przez pierwsze minuty lekko bardziej opanowanego niż przeciwnik. Jednak nie osiągnął celu jaki powinien był przed sobą postawić. Nie potrafił zbudować wrażenia, że góruje nad Dudą.

Dwie czy trzy celne riposty i lekko zadziorna postawa młodego Dudy zniwelowały te zamiary. Dwa błędy prezydenta zostały na pewno źle odebrane przez elektorat, albowiem nastąpiło niepotrzebne, przekroczenie granicy dobrego smaku. Uderzenie w teścia poetę Kornhausera, który napisał wiersz teścia o pogromie kieleckim, błędnie przedstawione przez Komorowskiego jako o Jedwabnym, było poniżej pasa, a w dodatku kłamliwe. Drugim był typowy dla prezydenta, który ma kłopoty z dobrym smakiem stwierdzenie, że ludzie w kominiarkach, którzy biorą udział w zadymach, to koledzy jego konkurenta. Niska kultura rządzącej jeszcze głowy państwa dała o sobie brutalnie znać. Zero finezji, walenie cepem. Elektorat to wychwytuje bez błędu. Przed pierwszą debatą wszyscy spodziewali się prezydenckiej porażki, a wyszło inaczej. W drugiej rundzie wydawało się, że Duda poniesie klęskę. Stało się odwrotnie. Nastroje się odwróciły. Trzeba patrzeć na zakłady bookmacherów. Te od początku typowały na zwycięzcę kandydata z Krakowa.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.