10 maja poszedłem na wybory i oddałem ważny głos. Tak też zrobię w najbliższą niedzielę. Dotychczas unikałem jasnej deklaracji, na kogo zagłosowałem i zagłosuję, ale skoro wciąż jestem politykiem i działam publicznie, to warto zabrać publicznie głos, bo może zostanie on wzięty pod uwagę przez część z tych, jak sądzę, kilkudziesięciu tysięcy obywateli, którzy skłonni są zastanowić się nad tym, co mam im do przekazania. Tych obywateli, dla których, tak jak dla mnie, polityka to dziedzina emocji i namiętności, ale którzy uważają, że namiętności w polityce są paliwem, bez którego ruszyć się nie da, ale rozum to układ kierowniczy, i to on powinien sterować naszymi namiętnymi wyborami.
W pierwszej turze wyborów zagłosowałem na pana Andrzeja Dudę i tak też zrobię w drugiej. Następujące trzy powody wpłynęły na moją decyzję. Omówię je kolejno.
Uważam, że Polsce potrzebna jest zmiana i to w dwóch kluczowych sprawach.
Po pierwsze, przygotowania kolejnego zrywu modernizacyjnego, bez którego ugrzęźniemy w stagnacji, gdy skończy się strumień środków europejskich. Po drugie, w wymiarze społecznym, korzyści ze zmian, które dokonywały się w Polsce, także w ostatnich ośmiu latach, były dzielone nierówno i niesprawiedliwie. Andrzej Duda występuje z bardziej hasłem niż programem „Dobrej Zmiany”, ale nie to przesądza o mojej decyzji, by go poprzeć. Rzecz w tym, że Bronisław Komorowski i Platforma Obywatelska wystąpiły z realnym programem: żadnych zmian. Zadeklarował to na początku kampanii Bronisław Komorowski stwierdzając, że zmian mogą chcieć tylko frustraci. Dopiero po przegranej w I turze obóz władzy zdecydował się na całkowicie niewiarygodne i nieprzemyślane propozycje zmian.
Problem polega na tym, że w mojej ocenie partia, z której wywodzi się Andrzej Duda, żadnych pozytywnych zmian nie będzie w stanie w Polsce wprowadzić, a to dlatego, że przez minione osiem lat stała się partią walki z całym establishmentem obecnej Polski. Taka partia może wprowadzić zmiany na drodze rewolucji społecznej, a nie ma w Polsce klimatu, przyzwolenia i szans na rewolucję. PiS to rozhisteryzowana polityczna bezradność, a PO to stagnacja i inercja, czyli też bezradność, ale w innej formie. W moim przekonaniu konieczne zmiany będzie można w Polsce wprowadzić, jeśli ten projekt uzna za swój obecny obóz władzy i przynajmniej część establishmentu. Jak do tego doprowadzić? Odpowiedź jest prosta: ciężko przestraszyć i przycisnąć do ściany, tak by nie mieli wyjścia.
Bronisław Komorowski i PO całkowicie zlekceważyli pierwszy poważny polityczny sygnał ostrzegawczy, jakim były wyniki wyborów do samorządów, zwłaszcza samorządów województw. Zlekceważyli dlatego, że po wyborach w 15 województwach dzięki koalicjom utrzymali władzę. Padły argumenty: nieważne, jak wyborcy głosowali, ważne, kto po wyborach ma władzę, a władzę mamy nadal my. Podobnie się stanie, jeśli w wyborach prezydenckich wygra Bronisław Komorowski. W Sejmie rozmawiam z posłami PO (z posłami PiS nie bardzo jest o czym) i słyszę jedno: no, ale jak Bronek wygra w II turze, to znaczy, że jest dobrze. Nie dociera do nich to, że dwie trzecie wyborców opowiedziało się za zmianą i ma to swoje polityczne konsekwencje. W Rosji jest powiedzenie: za jednego bitego dają dwóch niebitych. PO jeszcze nie jest dostatecznie obita, nadal nic nie rozumie. No to trzeba ją jeszcze obić, a zrozumie. Z tym wiążę nadzieję na realny i dający się zrealizować program potrzebnych Polsce zmian. Wywodzący się z PiS prezydent Andrzej Duda może być nie czynnikiem destrukcji, ale stałego nacisku na obecny obóz władzy. Taki nacisk jest niezbędny.
Istotne jest to, jak i dzięki czemu będzie wywierany taki nacisk. I tutaj racje, by głosować na Andrzeja Dudę są przemożne. Można mieć daleko posunięte wątpliwości, jeśli chodzi o jego ogólnikowy i mętny program polityki zagranicznej. Propozycje ustrojowe, też nie są do końca jasne. Ale w kluczowej dla Polski i Polaków sprawie Andrzej Duda jest wiarygodny także podczas kampanii wyborczej. Chodzi tutaj od odbudowę wspólnoty Polaków w wymiarze wzajemnego szacunku, choćby na poziomie elementarnym.
Wszelkie konflikty wewnętrzne dotyczą rozdziału w społeczeństwie pożądanych dóbr: dóbr materialnych, władzy i szacunku społecznego. Wojna PO z PiS-em dlatego zakorzeniła się społecznie, że dotyczyła przede wszystkim szacunku społecznego. Takie walki są najbardziej jadowite i niszczące. W sprawach rozdziału bogactwa i władzy można zawierać kompromisy. W sprawie szacunku społecznego – nie. Albo mnie szanujesz albo nie. Przez minione osiem lat PO odmawiało PiS-owi i jego zwolennikom elementarnego szacunku i na odwrót. Andrzej Duda jako kandydat (choć dalece nie wszyscy jego zwolennicy) przełamał ten podział. Ostro wchodzi w starcia, ale sygnalizuje: szanuję cię mój przeciwniku, i ty i ja jesteśmy częścią wspólnej Polski. Robi to nie tylko w kampanii wyborczej i dlatego jest w tym autentyczny i wiarygodny. Nie ma żadnej jego wypowiedzi z minionych lat, w której atakowałby swoich przeciwników w sposób jadowity, poniżający i toksyczny. Ostrza, które trzymali w rękach Bronisław Komorowski, Donald Tusk, Ewa Kopacz, Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz ociekały jadem. Rapier Andrzeja Dudy był i jest sterylnie czysty.
Bez namiętności i emocji nie ma polityki. Zauważmy, do jakich emocji odwołuje się Bronisław Komorowski przed II turą. Są to emocje wyłącznie negatywne: strach, lęk, obawa obozu anty-PiS-u przed PiS-em. Inaczej postępuje Andrzej Duda. Odwołuje się do emocji pozytywnych: nadziei i potrzeby odnalezienia się w polskiej wspólnocie wzajemnego szacunku. Być może w II turze wygra bardzo nieznacznie Bronisław Komorowski. Ale jego prezydentura będzie prezydenturą słabą, nie dlatego, że wygrał nieznacznie, ale dlatego, że walcząc o nią odwołał się wyłącznie do negatywnych emocji. Jeżeli nieznacznie wygra Andrzej Duda ma szansę na prezydenturę mocną, bo odwołał się do emocji pozytywnych.
To jest racja trzecia, by głosować na Andrzeja Dudę. Polsce potrzebna jest mocna prezydentura. Bronisław Komorowski i PO straszą, że prezydentura Andrzeja Dudy otwiera drogę rządowi Jarosława Kaczyńskiego. Gdybym na podstawie racjonalnych przesłanek uznał, że to jest możliwe, to może sam bym się przestraszył. Ale to są strachy na Lachy. Tym, co jest najbardziej prawdopodobne, nieomalże pewne, jest wyłoniony po jesiennych wyborach parlamentarnych Sejm, który nie będzie w stanie sam z siebie wyłonić rządu o stabilnym i trwałym zapleczu parlamentarnym albo nawet nie będzie w stanie wyłonić rządu w ogóle. I taki stan nie zależy w ogóle od tego, czy wygra Duda, czy Komorowski. W sytuacji wewnętrznie zablokowanego Sejmu rośnie polityczna rola Prezydenta, także w wyłanianiu rządu. Roli takiej nie udźwignie polityk, który szedł do prezydentury odwołując się do lęku i poniżając przeciwników. Ma szansę ja udźwignąć polityk, który w walce o prezydenturę odwołał się do nadziei i okazał przeciwnikom szacunek.
Takie są trzy powody, dla których zagłosuję na Andrzeja Dudę. Nie jako na mniejsze zło, ale większe dobro.
Czytaj także w najnowszym numerze „wSieci”:„Dam radę” - mówi zwycięzca pierwszej tury wyborów prezydenckich Andrzej Duda w specjalnym wywiadzie dla naszego tygodnika.
Największy konserwatywny tygodnik opinii w Polsce w sprzedaży także w formie e-wydania. Szczegóły na:http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/245224-glos-za-duda-wywodzacy-sie-z-pis-prezydent-moze-byc-nie-czynnikiem-destrukcji-ale-stalego-nacisku-na-obecny-oboz-wladzy