Prof. Zdzisław Krasnodębski: "Prezydent nie zachowywał się po prezydencku, również w czasie ostatniej debaty". NASZ WYWIAD

Fot. PAP/Marek Zimny
Fot. PAP/Marek Zimny

To Bronisław Komorowski jest stroną atakującą – atakował także zwykłych ludzi, którzy protestowali na jego wiecach wyborczych

— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS, socjolog.

wPolityce.pl: Czy w Pana ocenie czuć w Polsce potencjał zmian politycznych? Czy też ostatnia debata, ostatnie dni kampanii wyhamowały to zjawisko?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Potencjał do zmian istnieje i jest coraz silniejszy. To pokazały wyniki I tury wyborów. Głosy oddane na Pawła Kukiza i Andrzeja Dudę, ale i fakt, że wszyscy kandydaci poza Bronisławem Komorowskim mówili o potrzebie zmian, krytykowali obecny stan rzeczy, pokazuje, że ludzie odrzucają status quo. Do tej pory jednak mieliśmy sytuację dość schizofreniczną, bowiem potencjał buntu i protestu nie przekładał się na decyzje wyborcze. To widać od dłuższego czasu.

Z czego to wynikało?

To w mojej ocenie rezultat stopnia koncentracji władzy. Widać tę koncentrację i obecnie, gdy mamy ogromną mobilizację środowisk wspierających władze. Widać mobilizację mediów, od publicznych po największe media prywatne, mobilizację establishmentu świata kultury, gospodarki itd. Ci ludzie nagle zapominają nawet o swoich wewnętrznych sporach i walczą na rzecz władzy. Również świat polityczny jest zjednoczony, od postkomunistów pokroju Cimoszewicza, przez Komorowskiego, po gwiazdy telewizyjne – dziennikarzy, czy „celebrytów”. Mamy zmasowany nacisk psychiczny na wyborców, wraz ze wszelkimi brutalnymi chwytami.

Kampanie zawsze były jednak emocjonujące i ostre. Ta się różni?

Obecnie brutalne chwyty przekraczają już wszelkie granice. Jak widać można wykorzystywać i atakować córkę kandydata na prezydenta i używać jej do walki z jej ojcem, można badać pochodzenie i związki narodowościowe teścia. Można wszystko. Obóz „zgody”, „oświecenia”, prezentujący się chętnie jako wysublimowany, schodzi na pozycje brukowe.

Czy to może być jeszcze skuteczne? Bronisław Komorowski w ostatnim czasie zaczął mocniej straszyć PiSem i Andrzejem Dudą. Czy po tylu latach rządów PO to jeszcze może dać komuś nadzieje na zwycięstwo?

Wydaje mi się, że to nie może już być skuteczne. Szczególnie, że dziś widać wyraźnie, że hasło „zgoda” nie jest realizowane. Zmasowany ukierunkowany atak jednak wymaga od masowego odbiorcy dużej odporności psychicznej. Szczególnie gdy mamy do czynienia z osobami, które nie śledzą na bieżąco sytuacji politycznej. Widząc ataki np. na Antoniego Macierewicza, który nota bene dla polskiej niepodległości ma znacznie większe zasługi niż Bronisław Komorowski, można sądzić, że wciąż establishment umie zohydzić osoby życia publicznego.

Po pierwszej turze wyborów widać było pewną zadyszkę sztabowców Bronisława Komorowskiego. Dziś przystępują do ostrych ataków na Andrzeja Dudę. Z czego to wynika?

Sądzę, że sztab Bronisława Komorowskiego i cała PO była mocno zszokowana wynikami pierwszej tury. Uznano zdaje się, że kampania była zbyt łagodna, więc zaostrzono dyskurs. Jednak właściwie cała kampania była przez stronę rządzącą prowadzona w sposób agresywny. Prezydent nie zachowywał się po prezydencku, również w czasie ostatniej debaty. Przerywał, atakował. Zaś Andrzej Duda zachowywał maniery, łagodził przekaz, wyrażał się z szacunkiem. Widać było dokładnie inny przekaz niż ten, który chcą nam wmówić media. To prezydent jest stroną atakującą – atakował także zwykłych ludzi, którzy protestowali na jego wiecach wyborczych

Ta agresja mogła być czynnikiem napędzającym głosy Pawła Kukiza. Co mogą obecnie zrobić jego wyborcy?

Słyszałem opinie, że ludziom którzy byli kiedyś zwolennikami PO, łatwiej dziś głosować na Kukiza czy na Korwin-Mikkego niż na „radykalny PiS”. W przypadku Andrzeja Dudy widać jednak, że ta opinia nie przystaje do realiów. Trudno więc przewidywać, jak zachowają się zwolennicy Kukiza.

Co jeśli okaże się, że jednak ich głosy wrócą do Bronisława Komorowskiego i to on wygra? Co dla Pana będzie to oznaczało?

Gdyby się okazało, że Bronisława Komorowski pozostanie prezydentem to zapewne przełożyłoby się to również na wybory parlamentarne w tym roku. Jednak co ważniejsze, ponowny wybór Komorowskiego oznaczał będzie, że jesteśmy na drodze do katastrofy społecznej i państwowej. Wszystkie emocje, które wzbierają w społeczeństwie znów nie znajdą bowiem dobrego ujścia. One znajdują ujście w emigracji, w odwracaniu się od spraw publicznych, czy radykalizacji społeczeństwa. Po to wymyślono demokrację, by w takiej sytuacji, w jakiej jest Polska, następowała zmiana władzy. A jeśli nowa władza się nie sprawdzi, to znów powinno dojść do zmiany. Taka jest cykliczna natura demokracji. My jednak mamy zakorkowanie, zamknięcie kotła, który jest pod parą, bo jedna część społeczeństwa, ta lepiej ustawiona, uznała, że Polska należy włącznie do niej, zawieszając de facto demokrację. Zalutowanie tego kotła jest rzeczą bardzo niebezpieczną. Jako wyborca i obywatel na samą myśl, że mielibyśmy spędzić następne pięć lat z Bronisławem Komorowskim jako prezydentem dostaję gęsiej skóry.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.