W wirze kampanii, na ostatniej prostej, gdy trwa walka o każdy głos - bo każdy głos może zdecydować - Bronisław Komorowski znalazł czas, by interweniować w procedurę wyboru prezesa TVP.
Konkretnie polecił interweniować swojej Kancelarii:
Prezydent Bronisław Komorowski jest zaniepokojony faktem, że już na początkowym etapie konkursu na członków zarządu TVP, rada nadzorcza podjęła decyzję o pominięciu kandydatów związanych z obszarem kultury - podkreśliła w oświadczeniu przesłanym PAP Kancelaria Prezydenta.
Media publiczne, w tym TVP są bowiem ważnymi instytucjami kultury. Procedura konkursowa trwa, ale decyzja o wykluczeniu z niej kandydatów, których identyfikuje się jako ludzi kultury, jest dla Pana Prezydenta niezrozumiała — oświadczyła szefowa prezydenckiego biura prasowego Joanna Trzaska-Wieczorek.
To reakcja na ogłoszenie w poniedziałek listy kandydatów na szefa i członków zarządu TVP, którzy dostali się do ostatniego etapu konkursu.
W liście Kancelarii Prezydenta czytamy, że głowa państwa troszczy się o „ludzi kultury”. Realnie troszczy się jednak - tu nie ma wątpliwości - o dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Agnieszkę Odorowicz.
Tę samą, która tak hojnie wspiera wszelkie produkcje wzmacniające wizerunek Polaków jako współsprawców Holocaustu. Tę samą, która tak zdecydowanie odmawia wsparcia na produkcje dotyczące prawdziwych problemów życia narodowego (np. na film „Smoleńsk”) Antoniego Krauzego.
Wiele to mówi o kulturowych wyborach Bronisława Komorowskiego. Z jednej strony okręca nas boleśnie biało-czerwoną flagą, z drugiej forsuje sztandarową postać pedagogiki wstydu.
Warto postawić pytanie: co działoby się w Polsce, gdyby np. śp. Lech Kaczyński wydał oświadczenie jawnie ingerujące w proces wyboru Prezesa TVP?
Co by się działo, gdyby taki komunikat wydał Aleksander Kwaśniewski?
Obaj oberwaliby bardzo mocno. Bo przecież media mają być „niezależne”. Jasne, że media - nie tylko publiczne - zawsze działają w jakimś kontekście politycznym. To prawda. Ale strzec należy choć tego, co możliwe do ochrony, tego, co utrudnia politykom bezpośrednie zarządzanie. Np. zasady, że to nie prezydent - ani premier - wskazuje prezesa Telewizji Publicznej.
Ale Bronisław Komorowski tych reguł nie uznaje, tak jak nie uznał reguł dotyczących debaty, pod którymi podpisał się jego sztab. 8 lat rządów PO i 5 lat jego prezydentury mają swoje skutki: władza w III RP staje się coraz brutalniejsza, coraz bardziej bezwzględna. Kandydat „zgody i bezpieczeństwa” zgodę rozumie jak małe dziecko, albo jak władca udzielny: ma być tak, jak chcę ja. A jak nie, to tupię. W tym kontekście „bezpieczeństwo” ma zapewne oznaczać likwidację zagrożenia politycznego, a więc samej możliwości wymiany władzy.
Dziś Komorowski chce już nawet dyktować nazwiska do Zarządu TVP. Za chwilę zacznie wybierać dziennikarzy, którzy mają pojawiać się na antenie. Chyba, że już wybiera.
To także jest stawka niedzielnych wyborów: czy w Polsce nadal będzie tak koszmarnie duszno, czy też pojawi się trochę tlenu? Czy nasza demokracja będzie normalna, i żadna siła polityczna nie będzie miała wszystkiego, czy też inaczej myślących albo skorumpują, albo przyduszą do ściany?
Wybierzmy prezydenta wolności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/245069-komorowski-chce-osobiscie-wybierac-prezesa-tvp-to-pokazuje-jak-obecny-prezydent-rozumie-wolnosc-i-zgode-ma-byc-tak-jak-on-sobie-zyczy