Generał Marek Dukaczewski, "prezes" Bronisława Komorowskiego

Fot. PAP/Marek Zimny
Fot. PAP/Marek Zimny

Bronisław Komorowski co i raz zarzeka się, że w odróżnieniu od Andrzeja Dudy nie ma żadnego prezesa: „Na wszelki wypadek - ja naprawdę nie mam żadnego prezesa!”. A przecież prezydent ma prezesa i to w stopniu nie byle jakim, bo generalskim. Generał Marek Dukaczewski piastuje funkcję Prezesa Zarządu Głównego Stowarzyszenia „Sowa”.

Stowarzyszenie to skupia między innymi byłych funkcjonariuszy Wojskowych Służb Informacyjnych, czyli tak zwanego długiego ramienia Moskwy w Polsce. Dukaczewski był szefem Wojskowych Służb Informacyjnych za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego.

Komorowski jako jedyny poseł głosował w Sejmie przeciwko likwidacji długiego ramienia Moskwy. Dukaczewski pił szampana po zwycięstwie wyborczym Komorowskiego w 2010 roku. Komorowski bronił i broni imienia WSI, czyli także Dukaczewskiego, jak nie przymierzając niepodległości. Likwidację WSI uznał za „zbrodnię i hańbę”. Identyczną opinię ma na ten temat Dukaczewski. Obaj równie serdecznie nienawidzą głównego likwidatora WSI, Antoniego Macierewicza.

Nie można wątpić, że z równym żalem i wściekłością na Macierewicza, likwidację swojego długiego ramienia przyjęły służby Rosji. Dukaczewski był szkolony Moskwie na kursach GRU. Komorowski w swoim czasie parł do pojednania z kagiebistą Putinem jak ruski czołg. Wszystko więc tutaj pięknie się dopełnia i pasuje, także na kierunku zagranicznym - rosyjskim. Taki wspólny etos dźwigają.

Prezydent Komorowski gorliwie pełni obowiązki członka wspierającego Stowarzyszenie „Sowa”. W swoim statucie „Sowa” określa je następująco:

Do obowiązków członków wspierających należy: 1. propagowanie celów Stowarzyszenia oraz przestrzeganie postanowień Statutu i uchwał władz Stowarzyszenia, 2. wspieranie Stowarzyszenia prawnie, finansowo, rzeczowo i merytorycznie.

Nie ulega zatem wątpliwości, że Komorowski swoim nieskrywanym uwielbieniem dla Wojskowych Służb Informacyjnych spełnia warunki członkostwa wspierającego Stowarzyszenia „Sowa”. Chociaż nie jest członkiem formalnym, to jednakże taka persona życia politycznego jest dla „Sowy” po tysiąckroć cenniejsza niż tysiąc formalnych członków. Prezydent Komorowski swoją postawą propaguje cele byłych funkcjonariuszy długiego ramienia Moskwy, a wspierał ich merytorycznie głosując przeciwko likwidacji WSI.

Z pewnością także prezydent Komorowski jest członkiem honorowym Stowarzyszenia „Sowa”. Jeśli nawet nie formalnie, nie na papierze, to – używając sformułowania kościelnego - jest członkiem „in pectore”, czyli w sercu prezesa Dukaczewskiego. Bowiem w świetle powyższych faktów nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Komorowski i Dukaczewski z wzajemnością noszą się w sercach i wspierają się nawzajem. Sami sobie nawzajem sterem, okrętem, prezesem i prezydentem.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych