Nie wiem, kto wygrał tę debatę, zresztą bardzo trudno jest to obiektywnie wyliczyć. Dla wyborców wahających się – bo o nich przecież ubiegają się obaj kandydaci – wygrał ten, kto sprawiał lepsze ogólne wrażenie. Niestety.
Żadne względy merytorycznie nie miały tutaj znaczenia. A nawet gorzej: kto by chciał być merytoryczny, niechybnie by przegrał. Dlatego kandydaci, jak ognia unikali dyskusji o prawdziwych problemach i jak ognia unikali odpowiedzi na trudne pytania swoich przeciwników.
Niekiedy jednak konkurenci atakowali jako defekt coś, co było – akurat - zasługą ich adwersarza. Wtedy kandydaci, żeby zyskać to, co można w takiej debacie zyskać, czyli owo nieszczęsne ogólne dobre wrażenie, odżegnywali się od swoich decyzji czy opinii.
Kiedy Komorowski zarzucił Dudzie, że ten opowiadał się w kampanii do Parlamentu Europejskiego za rygorystycznymi normami Komisji Europejskiej w sprawie emisji CO2, postawił go w kłopotliwej sytuacji, ale to Duda miał w tej sprawie rację. Kiedy Duda zarzucił Komorowskiemu poparcie dla podniesienia wieku emerytalnego, Komorowski był w kłopocie, ale to on miał rację. Podobnie prezydent miał rację w sprawie Jedwabnego, a jednak musiał się tłumaczyć jak uczniak przyłapany na ściąganiu. I podobnie to Duda miał rację w sprawie finansowania partii politycznych (ściślej rację ma PiS, kiedy opowiada się za utrzymaniem ich finansowania ze środków publicznych), ale Duda musiał się tłumaczyć z rozwiązania dobrze służącemu państwu tak, jak gdyby to była jakaś katastrofa. I tak dalej, i tym podobne. Dramat.
Można by na tej podstawie dojść do wniosku, że demokracja schlebia najniższym instynktom. Coś na rzeczy jest, oczywiście. Ale czy jesteśmy na to skazani?
Myślę, że nie w tym stopniu, jak to było widać dzisiejszego wieczoru w TVP. Można było zorganizować tę debatę inaczej: więcej przepytywania każdego z kandydatów z osobna przez dociekliwych dziennikarzy i więcej debaty twarzą w twarz z prawem wielokrotnej repliki (przy zachowaniu równej ilości czasu w całej debacie). Wtedy możliwości mówienia nie na temat i uciekania od odpowiedzi byłyby dużo mniejsze.
Gdyby pełnienie urzędu czy to przez jednego, czy przez drugiego z kandydatów, miało rzeczywiście wyglądać tak, jak to nam obaj przedstawili, to biedny ten kraj, a my w nim.
Wiemy, że aż tak źle nie będzie. A zatem był jakiś defekt w zasadach tej debaty, że pokazywała obu kandydatów jako populistów, którymi – ani jeden, ani drugi – przecież nie są.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/244817-debata-unikow-i-schlebiania-glupocie-zadne-wzgledy-merytorycznie-nie-mialy-tutaj-znaczenia