PiS ma szansę aby stać się autentyczną siłą działającą na rzecz partycypacji i uobywatelnienia Polaków. I nie będzie to cyniczna gra, jak w przypadku przedstawienia granego przez sztab kandydata PO.
Gdy napiszę, że to co się dzieje z kampanią Bronisława Komorowskiego to widowisko pod tytułem „pycha ukarana”, napiszę skończony banał. Prawicowi komentatorzy się tym delektują i mają do tego prawo.
Co zabawniejsze ten spektakl trwa cały czas. Kolejne upokorzenia Komorowskiego zmuszonego do wędrowania po ulicach i zgłaszania wniosków, o których wczoraj nawet nie pomyślał, to dalszy ciąg tego samego. Na tym tle Andrzej Duda radzi sobie całkiem dobrze i – co najważniejsze – jest sobą. Skoro jednak nie ma sensu natrząsać się z obozu rządzącego, łącznie z Adamem Michnikiem właśnie uhonorowanym przed Konfederację Lewiatan nagrodą za… odwagę w głoszeniu poglądów, zajmijmy się na chwilę kimś innym. To także okazja do wypomnienia absurdalnych postaw i zachowań wielu reprezentantom obozu prawicowego, przy czym w pierwszym rzędzie nie tym ze świata czystej polityki, raczej z tzw. intelektualnego i ideowego zaplecza. Przez lata przekonywali ze srogimi minami, że samo zalecanie swoim ulubieńcom, aby zachowywali się zgodnie z regułami polityki, to zgroza, jeśli nie zdrada. Czy warto aby nie zrażali niepotrzebnie kogo się da, za to starali się być estetyczni i sympatyczni? Ależ skąd! Polityczny PR był dla nich dziełem służb specjalnych – naprawdę czytałem takie poważne analizy kultowych komentatorów. Teraz nadszedł czas ścierania sobie z ust zdawało się przyklejonych raz na zawsze cierpiętniczych grymasów.
Oczywiście nadal nie jest łatwo, bo wybór tej strony jest wyborem realnej antysystemowości ściągającej prawdziwe kłopoty. To Duda, a nie Kukiz był przedmiotem rzeczywistych medialnych nagonek. Ale pojawiła się szansa. Pojawiła się w następstwie splotu okoliczności – każdy obóz rządzący się zużywa, nawet najbardziej opancerzony setkami zabezpieczeń. Ale gdyby nie trafnie wybrany kandydat i względnie udana kampania, szans na zwycięstwo także by nie było.
Jarosław Kaczyński, inaczej niż Żyd z dowcipu, dał Panu Bogu szansę i kupił los. Choć dziesiątki samozwańczych doradców wzywały go aby tego nie robił. Aby ignorował reguły polityki, był ponad nie, naturalnie z poczuciem moralnej wyższości.
Ta reguła została potwierdzona nie tylko przez Dudę. Przecież Paweł Kukiz, do którego można mieć setki zastrzeżeń (i ja je mam, nie muszę zabiegać o glosy jego zwolenników jak Komorowski i Duda), przełamał skutecznie klątwę prawicy. Umiał być charyzmatyczny, a nawet sympatyczny.
Szuka się teraz klucza do tych dwóch tygodni. Bez wątpienia gra będzie polegała w znacznej części na robieniu lepszego wrażenia. Tak wygląda polityka na całym świecie – ci co narzekają na rzekomą miałkość polskich kampanii, niczego nie pojmują, nawet jeśli są subtelnymi intelektualistami.
Ale klucz merytoryczny nasuwa się sam. PiS ma wszelką szansę, aby stać się autentyczną siłą działającą na rzecz partycypacji i uobywatelnienia Polaków. I w tym przypadku nie będzie to cyniczna gra, jak w przypadku przedstawienia granego przez sztab kandydata PO.
Mówił o tym w wielu momentach sam Duda, mówili inni politycy tej partii i tego obozu. Tak naprawdę PiS poruszał tę tematykę od dłuższego czasu, choć czasem ginęła w potokach partyjnej nowomowy. Czym innym były obywatelskie kampanie na rzecz referendów i obywatelskich projektów? Kto podnosił, może za słabo ale jednak, problem dostępu szarego obywatela do informacji?
A czym innym jest bezskutecznie forsowany w Sejmie Pakiet Demokratyczny? Tylko pozornie chodzi tam o prawa opozycyjnych grup parlamentarnych. W rzeczywistości za tymi prawami kryją się prawa samych obywateli. Prawa do stawiania nowych tematów, ba do należytej informacji. Nie brzmi to tak efektownie jak propagowanie JOW-ów jako recepty na wszystko, ale może się okazać bardziej owocne.
Pisze o tym dzisiaj autor Pakietu Demokratycznego, europoseł PiS Kazimierz Ujazdowski. I mówi o tym bardzo sensownie Paweł Soloch, szef Instytutu Sobieskiego w wywiadzie, który z nim przeprowadziłem dla ostatniego numeru wSieci.
Soloch zapowiada kolejny warszawski kongres Polska Wielki Projekt – odbędzie się on w tym tygodniu. Uderzające: wspólnym mianownikiem wszystkich paneli organizowanych przez Instytut jest obywatelska partycypacja. O ile Ujazdowski komentuje wybory, o tyle wywiad z Solochem był robiony przed niedzielnym starciem. To środowisko nie musi się dziś gimnastykować, podszywać pod cudze postulaty i cudze role.
Przy okazji ostatnia uwaga: od kilku lat obóz rządzący i jego sojusznicy odgrywają inny spektakl. Narzekają ustawicznie, że antysystemowa opozycja odmawia rytualnych konsultacji, np. udziału w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Tym między innymi uzasadniał Komorowski odmowę debatowania przed pierwszą turę.
Tymczasem żyjemy w kraju, gdzie opozycja nie jest w stanie doprowadzić do powstania komisji śledczej ani do dodania chociaż jednego punktu do parlamentarnego porządku dziennego. W RFN komisje śledcze powołuje się na wniosek 25 proc. posłów do Bundestagu. We Francji 10 proc. posłów jest w stanie zmienić porządek obrad. Po co w takim razie odgrywać w Polsce komedię partnerstwa, skoro go nie ma?
Żyjemy też w kraju, gdy strumień rządowych dotacji płynie niemal bez wyjątku do organizacji i stowarzyszeń dobrze widzianych przez władzę. To ważny, może podstawowy temat obecnej kampanii. Oddajmy Polskę Polakom, i to wszystkim.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/244270-temat-kampanii-oddac-polske-polakom-prawica-nie-musi-tu-nikogo-udawac