10 maja miliony Polaków zobaczyły, że Komorowski i rząd to „oni” – nowa wersja komunistycznych kacyków

Fot. PAP/Supernak
Fot. PAP/Supernak

Problemem Komorowskiego przed drugą turą jest nie to, że ma złą kampanię, lecz, że Polacy dostrzegli wreszcie, iż są przez władzę traktowani w najlepszym wypadku jak plebs, zaś w najgorszym jak bydło.

Jest coś niezwykle zabawnego w obrażonym po pierwszej turze majestacie polityków, stronników i przydupasów Bronisława Komorowskiego oraz PO. Zaczęło się od tak skwaszonej miny obecnego prezydenta po ogłoszeniu exit poll, jakby zjadł bigos ze stuletniej kapusty kiszonej. A pierwsza dama walnęła szczęką o podłoże i w stuporze trwała kilka minut. Potem za pryncypałami swoje zniesmaczenie społeczeństwem, które nie zdało egzaminu wyrazili politycy PO, urzędnicy z kancelarii prezydenta, jego sztabowcy, a wreszcie totalnie „spietrani” pracownicy medialnego frontu w rodzaju Janiny Paradowskiej, Dominiki Wielowieyskiej, Adama Michnika czy Jacka Żakowskiego.

Społeczeństwo powinno nas kochać, a tak szpetnie nas zostawiło na pastwę Dudy, Kaczyńskiego, PiS i IV RP – labiedzili obrażeni nieodpowiedzialnością narodu poplecznicy Komorowskiego. Z ogromną determinacją robili strasznie zawiedzione miny, jęczeli oraz zawodzili. Problemem jest to, że nikt z tego towarzystwa nie zadał sobie pytania, dlaczego społeczeństwo miałoby ich kochać. Od dawna tak prezydent Komorowski, jak jego dwór, tak premierzy Tusk i Kopacz, jak ich ministrowie, tak działacze PO, jak zwolennicy tej partii, a wreszcie medialny zaciąg PO traktowali Polaków, a nawet własnych wyborców totalnie „z buta”. Nie było takiej pychy, lekceważenia, arogancji, zarozumialstwa, obojętności czy nieczułości, jakich obecny prezydent i PO nie okazaliby społeczeństwu. Dla tych „wybrańców” liczyła się tylko wąska grupa pasożytów żerujących na władzy, a jednocześnie dzielących się z nią konfiturami, do których się dzięki władzy dorwali.

Alienacja od problemów zwykłych ludzi prezydenta Komorowskiego i jego dworu oraz rządów Tuska i Kopacz, a także ich zaplecza jest porównywalna z najgorszymi latami rządów komunistycznych kacyków. Posługując się analogią z książki Teresy Torańskiej, obecna ekipa rządząca to „oni” w najczystszej postaci. To znaczy w najbardziej patologicznej postaci. Bezczelni, cyniczni, zdemoralizowani, interesowni, pozbawieni z jednej strony wszelkiej empatii, a z drugiej – niemający najmniejszej ochoty, by cokolwiek robić dla wspólnego dobra. Pod wieloma względami ta ekipa przypomina odesłany przez Węgrów do lamusa, totalnie zdemoralizowany i bezwzględnie pasożytniczy układ rządzący spinany przez premiera Ferenca Gyurcsanya. To degrengolada tej ekipy utorowała drogę do władzy Viktorowi Orbanowi. I nie chodzi mi wcale o to, żeby w Polsce powtórzyć scenariusz Orbana, lecz by wskazać na rozmiary patologii władzy.

Równie zdemoralizowane jak rządzący media głównego nurtu stanowiły osłonę rządzącego obecnie Polską układu. Wskutek tej osłony wielu ludzi obecnej władzy żyło do 10 maja, a spora część żyje nadal, pod ochronnym kloszem. Są przekonani, że duża część społeczeństwa ich kocha, a przynajmniej popiera. Rozczarowanie, a wręcz szok tych ludzi, jakiego byliśmy świadkami po zamknięciu lokali wyborczych, wynika z jednej strony z ich funkcjonowania w nierzeczywistości, a z drugiej z przekonania, że zwykli ludzie nie mają żadnych praw. No może poza prawem do głosownia na nich. Na co dzień społeczeństwo jest traktowane w najlepszym wypadku jak plebs, zaś w najgorszym jak bydło. Dotychczasowe wyniki wyborcze, które zaczadzały ludzi władzy, a jej wyborców czyniły zakładnikami układu, pozwalały sądzić, że wszystko „gra i buczy”. Bo przecież zwolennikami prawicowej opozycji nikt się nie przejmował – jeszcze przed przejęciem władzy przez PO byli traktowani jak bydło, a z czasem już tylko jak podludzie. I nagle 10 maja mieliśmy wielkie „bęc”, bo wprawdzie obecny system jest jeszcze całkiem mocny, ale na oczach milionów otrzymał cios w zęby.

Po wieczornych „bęckach” z 10 maja nie nastąpiła żadna refleksja, nawet u najmocniej „trafionego” Bronisława Komorowskiego, że może coś jest nie tak nie po stronie plebsu i bydła, tylko po stronie władzy. O tym, że żadnej takiej refleksji nie było, świadczy poranne wystąpienie prezydenta 10 maja oraz jego referendalne propozycje. Świadczy też o tym kontynuacja kampanii negatywnej, a wreszcie totalne obrażenie się na społeczeństwo. Za to, że nie chce być plebsem i bydłem, tylko domaga się szacunku i respektowania godności oraz podmiotowości. Problem Bronisława Komorowskiego i wspierającego go układu rządząco-medialnego polega na tym, że kłopoty widzą oni w kształcie kampanii, kondycji kandydata oraz zaangażowaniu sztabu, natomiast realne przyczyny są ulokowane zupełnie gdzie indziej. Właśnie po stronie aroganckiej, pysznej, zdemoralizowanej i wyalienowanej władzy.

Bronisław Komorowski, jego zaplecze, politycy PO oraz ich zastępy ich medialnych janczarów chcą do 24 maja naprawić wszystko ulepszając pracę sztabu, lepiej przygotowując kandydata oraz obrzydzając Andrzeja Dudę, PiS i strasząc ich rządami. Dotychczas to działało, ale teraz może nie zadziałać. Wieczorem 10 maja Polacy zobaczyli obecny układ rządzący z symbolicznie ściągniętymi majtkami i kompletnie in flagranti. Czyli mieliśmy do czynienia ze swego rodzaju iluminacją. Czy jej efekt będzie trwały, to inna sprawa. Miliony ludzi zobaczyły jednak, że za fasadą tej władzy jest tylko brzydka, goła sempiterna. I władza właśnie tam ma obywateli. To może być ten przełom, który zdecyduje, że 24 maja zacznie się w Polsce zupełnie nowy rozdział.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.