Przyznaję – nie tylko kilka miesięcy temu, ale nawet kilka dni temu nie przypuszczałem, że wynik I tury wyborów prezydenckich może dać zwycięstwo Andrzejowi Dudzie. I w tamtym czasie, na podstawie tamtych danych i doświadczeń z przeszłości taka ocena była racjonalna i zasadna.
Na wyniku głosowania z wczoraj zaważyło kilka czynników, które jeszcze na początku tego roku nie działały.
Po pierwsze - imponująca praca, jaką wykonał kandydat PiS. Praca nad wyborcami i nad sobą.
Po drugie - chyba najlepsza kampania tej partii od 2005 roku, czyli od dziesięciu lat. Spójna, konsekwentna w przekazie, względnie oszczędna gdy idzie o niebezpieczne dla PiS tematy takie jak katastrofa smoleńska i nieeksponująca przesadnie Jarosława Kaczyńskiego. Tu nie tylko była przemyślana strategia, ale co równie ważne – była ona bardzo konsekwentnie realizowana.
Po trzecie – konsekwencja zamiany ról między PiS a PO. Już jakiś czas temu przestała działać reguła, zgodnie z którą Platforma była silna słabością opozycji. Od miesięcy, co najmniej od wyjazdu Donalda Tuska na saksy do Belgii, to opozycja zyskiwała na słabości partii rządzącej. Ten efekt w zdwojonej postaci widać było podczas kampanii prezydenckiej – zdwojonej, bo z jednej strony Komorowskiemu nie pomagała drewniana i odrzucająca Ewa Kopacz, a z drugiej jego kampania przejdzie do annałów polskiej polityki jako jedna z najbardziej nieudolnych.
Po czwarte – ta nieudolność miała też źródło w trudnej do ukrycia pysze – uczuciu dla polityków zgubnym – która wpoiła w działaczy rządzącej formacji przekonanie, że bez większego wysiłku, przy współpracy zawsze przychylnych kręgów medialnych, uda się tak jak zawsze. Wystarczy sięgnąć po kilka wypróbowanych chwytów. Problem w tym, że chwyty były nie tyle wypróbowane, co raczej zużyte.
Po piąte – zawiodły częściowo rachuby na zgodną i ofiarną pracę systemu na rzecz zwycięstwa Komorowskiego. Gdzieniegdzie system się rozszczelniał (pamiętamy słynną tyradę Bożeny Dykiel), co mogło wynikać z jego wewnętrznych napięć lub po prostu z rozczarowania wyjątkowo kiepską prezydenturą i kampanią.
Jedno jest pewne: nawet gdyby po ostatecznym podliczeniu głosów przewaga Dudy stopniała tak bardzo, że znalazłby się na drugim miejscu, zapewne przegrywając zaledwie jednym, najwyżej dwoma punktami, to i tak ten wyborczy wynik pokazuje pękanie dotychczasowego układu. Wskazuje na to zwłaszcza imponujący rezultat Pawła Kukiza, który zapewne (tę tezę potwierdzą lub sfalsyfikują ewentualne badania) skłonił do głosowania wyborców zwykle niegłosujących lub głosujących pierwszy raz, czyli wprowadził do gry nowe kręgi elektoratu. I tu powtórzę swoją tezę sprzed paru dni: to naturalny elektorat zmiany, owszem, nieufny wobec całej klasy politycznej, ale jednak w znacznej części bliższy Dudzie jako temu, który faktyczną zmianę oznacza. Duda bardzo umiejętnie zagrał o tych ludzi już w swoim pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu exit polls. Ostatecznie może tu zadziałać efekt mobilizacji dobrym wynikiem kandydata PiS z I tury. Wielu wyborców Kukiza mogło na niego głosować w geście protestu, zarazem bez nadziei, że zmiana może faktycznie nastąpić. Tymczasem w postaci wygrywającego I turę (lub zyskującego niemal remisowy wynik z Komorowskim) Dudy dostają ofertę polityka na pewno nie antysystemowego, ale przecież de facto oznaczającego zmianę, będącą w zasięgu ręki. Inaczej mówiąc, będą mieli na stole nie to, czego by najbardziej chcieli, ale z drugiej strony bardzo poważną szansę na zmianę układu.
Pytanie brzmi, czy uznają tę ofertę z wystarczająco dobrą, żeby z niej skorzystać. Sądząc ze słów Andrzeja Dudy – na pewno będzie się ich starał przekonać, że tak właśnie jest. I bardzo dobrze. Najlepsze, czego kandydat PiS może teraz oczekiwać od wspierających urzędującego prezydenta, to teksty takie jak powyborczy komentarz Adama Michnika, obrażającego wyborców Dudy i Kukiza po równo.
Nie mam złudzeń: najbliższe dwa tygodnie to będzie polityczno-medialna jatka, jakiej nie widzieliśmy od co najmniej ośmiu lat, zaś wygrana Andrzeja Dudy w II turze nie jest najbardziej prawdopodobnym wariantem rozwoju wypadków. Jednak z kategorii „niemal niemożliwe” przeniosła się do kategorii „całkiem niewykluczone”. Między innymi dlatego, że aby łatwo wygrać, sztab Komorowskiego musiałby całkowicie zmienić strategię, a na to nie ma ani czasu, ani środków, ani ludzi. Komorowski jaki jest – widać i tego się nie zmieni. Gdyby otoczenie prezydenta miało w zanadrzu pomysły lepsze niż to, co na swojej okładce daje dziś „Newseek” oraz babranie się w SKOK-ach, już by tego użyło, choćby dlatego, że w dużym pałacu panicznie bano się II tury.
Będziemy więc mieli prawdopodobnie zmianę nie jakościową, ale ilościową: zwiększy się drastycznie ilość wylewanych pomyj. No i wzrośnie ilość serwowanego we wszystkich możliwych miejscach bigosu. Jednak reakcja wyborców może być odwrotna od oczekiwanej: może nią być odruch wymiotny. Zresztą nie jest nawet powiedziane, że wszyscy dotychczasowi sojusznicy medialni będą karnie stać przy boku tonącego prezydenta. Tonącego, nawet gdyby tonięcie miało trwać kolejne pięć lat (choć, trzeba dodać, szkoda Polski).
Co w tej sytuacji powinien robić Andrzej Duda? W jego akurat przypadku odpowiedź jest znacznie prostsza niż w przypadku rywala: nic nie zmieniać. Siłą kandydata PiS był kontrast z coraz bardziej spanikowanymi i agresywnymi poczynaniami ekipy oponenta.
Gdyby zaś Duda wybory prezydenckie przegrał, sprawą kluczową jest zrobienie z niego frontmana PiS przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. To on powinien pociągnąć partię i on powinien być jej kandydatem na szefa rządu.
Polecamy najnowsze wydanie tygodnika „wSieci”, a w nim wiele ciekawych artykułów m.in. na temat wyborów 2015 i sposobu na wygraną Andrzeja Dudy. W numerze także w prezencie oryginalny dodatek o marszałku Piłsudskim z 1935 r.
Największy konserwatywny tygodnik opinii w Polsce w sprzedaży także w formie e-wydania. Szczegóły na:http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/244011-piec-czynnikow-ktore-zawazyly-na-wyniku-glosowania-najblizsze-dwa-tygodnie-to-bedzie-polityczno-medialna-jatka-jakiej-nie-widzielismy-od-co-najmniej-osmiu-lat