Gdzie problem - gdzie szansa Komorowskiego. Układ sił z pierwszej tury sprawia, że urzędujący prezydent nie bardzo ma skąd pozyskiwać nowe głowy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Tomasz Waszczuk
PAP/Tomasz Waszczuk

Wyniki pierwszej tury były zaskoczeniem – także dla niżej podpisanego. Patrząc teraz na zimno na te wyniki, trzeba uznać, że największym problemem Bronisława Komorowskiego przed II turą nie jest słaby wynik w pierwszej, ale wąski margines manewru przed 24 maja.

Bywały bowiem w historii demokracji wielokrotnie takie wybory, kiedy kandydat z niższym poparciem w pierwszej turze ostatecznie zwyciężał w drugiej. Tyle, że tak się działo, gdy dynamika przepływu głosów sprzyjała temu kandydatowi. Nie wydaje się, by tak miało się stać tym razem.

Układ sił z pierwszej tury sprawia, że urzędujący prezydent nie bardzo ma skąd pozyskiwać nowe głowy. Kluczowym potencjałem do zagospodarowania jest elektorat Pawła Kukiza. Jest oczywiste, że większość jego wyborców (spośród tych, którzy pójdą do urn 24 maja) poprze Dudę. Spośród wyborców Korwin-Mikkego głosy rozłożą się bardziej równomiernie – ale to nie ma takiego znaczenia, bo to jest mały elektorat, pięciokrotnie mniejszy od elektoratu Kukiza. Magdalena Ogórek i Janusz Palikot mają razem 4 proc. głosów. Nawet jeśli większość z nich poprze Komorowskiego, nie da się w ten sposób wyrównać strat z przepływu głosów elektoratu Kukiza.

Zapewne sztab Komorowskiego zrobi wszystko, żeby przekonać tych wyborców do siebie. Będziemy obserwować próbę udowodnienia niemożliwego, bo trudno znaleźć bardziej odległe figury polityczne niż Komorowski i Kukiz. Będzie to dla tych sztabowców zadanie arcytrudne, bo o ileż bliżej jest do tych wyborców Dudzie, a jego sztab przecież też  nie będzie próżnował.

Jedyne zatem, co daje szansę Komorowskiemu na zwycięstwo, to masowe zmobilizowanie wyborców, którzy w pierwszej turze zostali w domu. Różnica frekwencji między pierwszą a drugą turą wyniesie zapewne ok. 10 proc. A w tej grupie raczej dominować będą wyborcy zadowoleni ze status quo, a więc znacznie bardziej podatni na argumentację Komorowskiego. A szczególnie na nierzetelny, ale jak dotąd skuteczny, straszak, że oto nadchodzi siła destrukcyjna, niszcząca wszystkie osiągnięcia 25-lecia.

Przewiduję serię katastroficznych tekstów w „Gazecie Wyborczej” z tytułami w rodzaju „Faszyzm nadchodzi”, czy „Macierewicz w przebraniu Dudy”. Tuż przed drugą turą nie obejdzie się zapewne bez kazań Adama Michnika, straszącego końcem Polski normalnej i perspektywą spec-ustaw, wszech-inwigilacji i sławetnego stukania do drzwi o 6 rano, które pod władzą PiS-u okaże się nie być niewinnym stukaniem mleczarza. Tak to zawsze dotąd było i to działało, dlaczego więc nie mogłoby zadziałać jeszcze raz? No właśnie, powiedz, proszę, dlaczego inteligencki kołtunie?

Andrzej Duda chyba też jest tego świadomy, bo jego wieczorne przemówienie po ogłoszeniu sondażowych wyników już, niejako a priori, rozbrajało tę bombę. Tu jest rzeczywiście jakiś czuły punkt z perspektywy psychologii społecznej (a na tym przecież głównie polegają wybory). Myślę więc, że tym będzie się musiał teraz zająć sztab Dudy, jeśli chce uprawdopodobnić szanse na jego zwycięstwo w drugiej turze.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych