10 maja 2015 r. w Polsce zaczął się koniec Platformy Obywatelskiej.
Oczywiście pamiętajmy, że podane dziś wyniki mogą się jeszcze odwrócić i we wtorek dowiemy się od panów z PKW, że pierwszą turę wygrał jednak Bronisław Komorowski. Jeśli tak się stanie, niewiele to jednak będzie oznaczać.
Bo najważniejszy wniosek, jaki należy dziś wyciągnąć z wyników exit poll, z ostatnich dni kampanii, ze strategii, jaką przyjął sztab kończącego kadencję prezydenta i z przemówienia głowy państwa po ogłoszeniu sondażowych wyników brzmi: Andrzej Duda jest na potężnej fali wznoszącej, przekonał do siebie Polaków, kroczy ku zwycięstwu, a Komorowski, któremu nie pomogło wodolejstwo i chwytanie się radykalnej (tak, tak – radykalnej) brzytwy w ostatnim momencie, dziś wie, że jego czas dobiega końca.
W sztabie kandydata PO z każdej twarzy, a zwłaszcza z tej najważniejszej, biło jedno: porażka. Zaś biorąc pod uwagę tendencje ostatnich tygodni można by powiedzieć: klęska. Prezydencka zapowiedź jakichś jutrzejszych konsultacji z ludźmi oczekującymi szybkich zmian zabrzmiała wręcz groteskowo. Tam już nie ma pomysłów. Jest schyłek. Widać to było w kwaśny ćwierć-uśmiechu Bronisława Komorowskiego, gdy odchodził od mównicy. Zabrakło mu sił do zrobienia dobrej miny na tyle, że nawet ciężko było się zorientować, że już zakończył wystąpienie.
Problem pana prezydenta polega na tym, że MUSI zmienić strategię w kampanii. Dotychczasowa – bezwzględne atakowanie głównego kontrkandydata, lekceważenie innych i zadufanie, jakie biło od Bronisława Komorowskiego przy każdej okazji, okazały się strzałem w stopę. Dobrego wyjścia chyba jednak nie ma. A przecież jeszcze debata… U la la! To dopiero może być kabaret! W Belwederze, pałacu i kancelarii mogą powoli brać się za opróżnianie sejfów.
Drugi wniosek – Polacy mają dość buty Platformy i czarowania ich okrągłymi zdaniami. Dojrzeli do prawdziwej zmiany. Niekoniecznie takiej, jakiej życzyłoby sobie Prawo i Sprawiedliwość – przepłynięcia elektoratu do głównej partii opozycyjnej – ale ono będzie jednym z głównych beneficjentów tego zmęczenia. Czy najwięcej skorzysta ruch pod wodzą Pawła Kukiza? Na dziś wygląda, że tak. I choć Janusz Korwin-Mikke cieszył się, że to on będzie od jesieni z Kukizem zmieniał Polskę, dziś takiego scenariusza nie widać. Bardziej prawdopodobny jest sejmowy układ sił trzech ugrupowań, z których partia Jarosława Kaczyńskiego stworzy większość ze zbuntowanymi ufającymi Kukizowi. Szturmem zdobywający polityczną scenę rockowy muzyk wicepremierem? Za pół roku taki scenariusz wydaje się bardzo prawdopodobny.
Co u innych? W SLD, jak cieszył się przed paroma dniami mój przyjaciel, szykuje się Noc św. Bartłomieja; Palikota mamy wreszcie z głowy (choć Monika Olejnik nie da o nim zapomnieć biednym widzom tefałenu); PSL-owcy – biorąc pod uwagę ich liczebność oraz „operacyjność” mogą złapać tradycyjny oddech przed jesienną elekcją, ale też wreszcie rysuje się scenariusz parlamentu bez zielonych. Kiedyś to się przecież musi stać.
Ale do tego czasu jeszcze dużo się może pozmieniać, a mainstreamowe media dostaną kociokwiku (zwłaszcza wobec swojej coraz większej nieefektywności) i pokażą, na co je jeszcze stać.
Będzie to jednak czas, gdy Bronisław Komorowski będzie już miał autorytet z kategorii Kwaśniewskiego czy Wałęsy i nawet oficjalnie będzie mógł sięgnąć po strzelbę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/243989-wnioski-po-i-turze-duda-prezydentem-kukiz-wicepremierem-a-komorowski-strzelba-w-dlon