Prawica otrząsnęła się z przaśności, a Komorowski przegrał tę kampanię. Pytanie, czy przegra także wybory? 5 wniosków po "najciekawszej kampanii od lat"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Profile na FB Dudy i Komorowskiego
Fot. Profile na FB Dudy i Komorowskiego

Wbrew powszechnym i modnym narzekaniom była to - i będzie przez kolejne dwa tygodnie - bardzo ciekawa kampania wyborcza. Esencję problemu opisał na Twitterze dr Błażej Poboży.

TT
TT

Wypada się tylko podpisać pod tymi wnioskami. Staraliśmy się na bieżąco opisywać i komentować tę kampanię - na koniec wypada dodać tylko kilka generalnych wniosków.

Po pierwsze - żaden z dwóch głównych kandydatów nie wyczuł i nie wykorzystał fali nastrojów społecznych. Zarówno próba narzucenia opinii publicznej tematu wejścia do strefy euro, jak z drugiej strony potrzeby stabilizacji i „zgody’ nie trafiły na podatny grunt. Jasne, Duda nawiązywał do tematów, które najmocniej bulwersowały opinię publiczną (na czele z podwyższeniem wieku emerytalnego), ale nie była to wielka, spójna wizja - z próbą narzucenia jasnego podziału. Raczej podpisanie się pod złością oburzonych niż jej wywołanie i stanięcie na czele buntu. Skorzystał na tym przede wszystkim Paweł Kukiz, który swoją prostotą i bezpośredniością wykorzystał niezagospodarowanych przez Dudę i Komorowskiego. Banałem byłoby powtórzenie tezy, że decyzja wyborców Kukiza będzie kluczowa w drugiej turze, ale tak po prostu jest.

Po drugie - prawica w Polsce, po długiej przerwie, udowodniła, że może przeprowadzić sprawną i profesjonalną kampanię, bez wpadek i wewnętrznych walk hamujących jej przebieg. Andrzej Duda miał w tej kampanii momenty rewelacyjne (konwencja wyborcza, programowa, większość z wyjazdów Dudabusem), średnie (mało udana i kiepsko zorganizowana wizyta w Londynie), jak i słabe (inercja w przedostatnim tygodniu kampanii). Ale wniosek na przyszłość, zarówno tę bliską, dotyczącą drugiej tury, jak i jesienną i jeszcze dalszą, jest optymistyczny.

Pisowska prawica otrząsnęła się z przaśności - zainwestowała w profesjonalną organizację, zauważyła i wykorzystała internet, zabawiła się nowoczesnymi kanałami komunikacji. Nie zawsze to wychodziło, ale jednak - Andrzej Duda był w ciągu tych kilku miesięcy trochę jak kampanijny Donald Tusk. I jest to komplement.

Po trzecie - Bronisław Komorowski przegrał tę kampanię wyborczą, pytaniem otwartym pozostaje, czy przegra także wybory. Zjazd poparcia do urzędującego prezydenta z 65 procent (jeszcze w lutym były takie sondaże!) do 35 jest czymś, co powinno być przedmiotem analizy politologów i socjologów.

Zderzenie prezydenta z rzeczywistością było aż nadto widoczne - okrzyki o kaloszach, kurach, Mazurach i smerfach kompletnie nieprzystające do funkcji, jaką sprawuje. Dopóki przypinał medale w Pałacu Prezydenckim - ludzie go tolerowali. Ale w kampanii okazało się, że król jest nagi. Nieprzypadkowo mało kto przyznaje się dziś do głosowania na kandydata Platformy - jeśli już, to bardziej dominuje zniechęcenie i odrzucenie wszystkich kandydatów.

Nawiasem mówiąc balonik napompowany poparciem dla Komorowskiego mógł pęknąć z jeszcze większym hukiem, gdyby Magdalena Ogórek nie pozorowała kampanii, ale naprawdę się w nią zaangażowała.

Po czwarte - widoczny był kontrast w podejściu do mediów. Andrzej Duda zapraszał do swojego Dudabusa wszystkie redakcje - w końcówce kampanii zajrzał nawet do „jaskini lwa”, stawiając czoła Monice Olejnik i Justyny Pochanke. W zasadzie odmówił tylko „Gazecie Wyborczej”.

Bronisław Komorowski nie zgodził się na podobną formułę w konserwatywnych stacjach telewizyjnych, nie chciał umówić się na wywiad z dziennikarzami, którzy mogą zadać mu niewygodne pytanie (w tym z naszą redakcją), nie zorganizował ani jednej otwartej konferencji prasowej. Gdy łapaliśmy go gdzieś w przelocie - między jednym miastem a drugim - reagował nerwowo, odmawiał nawet krótkiej rozmowy. Gdy niespodziewanie usłyszał pytanie o WSI i parabank Parucha od Moniki Olejnik, zareagował niemalże furią. To nie są zachodnie standardy, jakimi szczyci się obecna ekipa rządząca.

Skrajnie tendencyjne podejście Telewizji Publicznej w kampanii wyborczej (dominacja w TVP urzędującego prezydenta kosztem innych, agresywne traktowanie przedstawicieli opozycji) stanie się czymś, z czego dający dziś swoją twarz na Woronicza będą się jeszcze wstydzić.

Po piąte wreszcie - tak naprawdę dzisiejszy pojedynek Komorowski-Duda to kolejna odsłona ośmioletnich zmagań między zwolennikami status quo, a tymi, którzy dążą do zmiany. I tak też zapewne będzie wyglądać próba narzucenia narracji na czas przed drugą turą - głosowanie 24 maja będzie jednym wielkim plebiscytem „za” lub „przeciw” tej władzy.

Jeśli Andrzej Duda dotrze do choć części tych, którzy domagają się zmian, ale są dziś niechętni wobec PiS, ma szansę w tych wyborach. Ale to już opowieść na czas po 10 maja.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych