Jerzy Zelnik: „Duda jest dynamiczny i nie boi się pracy. Komorowski to celebryta, celebrujący samego siebie”. NASZ WYWIAD

fot. Fratria/Julita Szewczyk
fot. Fratria/Julita Szewczyk

wPolityce.pl: Otwarcie popiera pan Andrzeja Dudę w kampanii wyborczej. Co on takiego ma, czego Polska mogłaby teraz potrzebować?

Jerzy Zelnik: To jest człowiek, który imponuje mi swoją klasą. Taki człowiek, można by nawet powiedzieć, z innej epoki. On nie ma w sobie tej agresji, którą wielu polityków ma. Ma za to dorobek i parlamentarny i ministerialny i u boku prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale poza tym wszystkim, najważniejsze jest to, że on ma konkretne pomysły dla Polski. Wie, jak Polskę wyprowadzić z tej choroby, która ją toczy.

Myśli pan o sprawach gospodarczych?

Tak, ale pojmowanych bardzo szeroko. Andrzej Duda głośno mówi o tym, że teraz jesteśmy świadkami dążenia do niesuwerenności, a to z kolei prowadzi nas do uzależniania się pod każdym względem, ale przede wszystkim gospodarczym od obcych producentów i obcego kapitału. Mamy też do czynienia z takim infekowaniem Polski mentalnością, filozofią i nowinkami z Zachodu, pochodnymi rewolucji francuskiej i marksizmu, które są także niezgodne z polską tradycją i polską racją stanu. Jeśli chodzi o demografię czy stan przemysłu to jesteśmy narodem, któremu raczej teraz ubywa niż przybywa.

Jakiej zmiany w stylu sprawowania urzędu prezydenta oczekuje pan od Andrzeja Dudy?

Pokładam w nim ogromne nadzieje, bo jest to człowiek przeźroczysty, nieuwikłany, w przeciwieństwo do obecnego prezydenta. Bronisław Komorowski nie do końca potrafi wytłumaczyć się ze swoich zależności, ze swoich powiązań ze służbami, ze środowiskami postkomunistycznymi, którymi wciąż się otacza. Przeszkadza mi to, jak budował ich pozytywny obraz, jak choćby Jaruzelskiego, który skutecznie unikał osądzenia, aż został z honorami pochowany jako ważny polski obywatel. A znamy przecież jego szkodnictwo i działalność przestępczą, bo tak należałoby nazwać komunizm w wydaniu polskim. A Andrzej Duda jest człowiekiem dynamicznym, młodym, który się nie boi intensywnej pracy w przeciwieństwie do pana Komorowskiego, który jest takim celebrytą, celebrującym samego siebie.

Nawet jak byśmy bardzo chcieli uniknąć kampanii negatywnej, to w przypadku wyborów prezydenckich chyba trudno chyba uciec od porównań?

W tym wypadku kampania negatywna też jest istotna, aby pokazać dobrze tego kandydata, który aż zaciera rączki, że stworzono mu możliwość promowania siebie w licznych uroczystościach państwowych od 1 do 9 maja, aż do samych wyborów. Bronisław Komorowski uprawia swego rodzaju karierowiczostwo, nawet na pograniczu cynizmu. To człowiek, który uważa, że mu się należy prezydentura, bo on nie wiadomo jakich rzeczy dokonał. Tymczasem widzimy jaki jest stan polskiego wojska, polskiej służby zdrowia, jak brak nam bezpieczeństwa energetycznego. Pod tymi rządami kraj się stacza w objęcia Niemców, a z drugiej strony Rosjan. Musi nastąpić jakieś takie potrząśnięcie, bo ludziom wydaje się, że chcą stabilizacji, ale nie rozumieją, że ta tzw. stabilizacja to jest zsuwanie się po równi pochyłej. I to równia pochyła nie pod ostrym kontem, jeśli nie lecą na łeb, na szyję, tylko powoli się zsuwają, to nawet tego nie czują.

Bronisław Komorowski mówi o „zgodzie i bezpieczeństwie”, tymczasem w finale kampanii wypuszcza spot, w którym straszy Andrzejem Dudą, którego twarz zmienia się w twarz Jarosława Kaczyńskiego. Jak pan ocenia użycie takich narzędzi do politycznej walki?

To takie działanie „tuskopodobne”. Nabija się sobie punkty głównie tym, że straszy się opozycją. A co to za demokracja, w której nie szanuje się opozycji, nie szanuje się jej pomysłów? Straszyć Jarosławem Kaczyńskim jak diabłem - to jest działanie na najniższych uczuciach. I mniej więcej to kopiuje pan prezydent, jednocześnie nawołując do zgody narodowej. Przypomnijmy, że swoje urzędowanie zaczął od tego, że przepędził ludzi spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Potem na przykład nazywał szaleńcami tych, którzy podważali wiarygodność ostatnich wyborów. Szaleńcy? W taki sposób nie powinien się wyrażać prezydent, do którego napływają wyrażane z obywatelską troską wątpliwości dotyczące najważniejszego z aktów demokracji. Samo zgolenie wąsów nie przydaje mu godności.

Czy wynik wyborów prezydenckich będzie miał wpływ na jesienne wybory parlamentarne?

Moim zdaniem tak i to ogromny. Bo, albo teraz stworzy się taki zaczyn zmian w Polsce, albo dalej będziemy mieli to miłe taplanie się w ciepełku znanym nam od ośmiu lat. Ciepełku, któremu pan prezydent Komorowski patronuje od lat pięciu. Pozory, pozory. Dużo uśmiechów, czekolada zamiast orła, wszystko na różowo, tak pomiędzy białym a czerwonym. Z przykrością stwierdzam, że wielu ludzi ma oczy zamknięte, wydaje im się, że jak nie nie wiedzą, albo mniej wiedza, to będą mieli święty spokój. Wiedza czasem boli, ale żeby dokonywać jakichkolwiek wyborów to wiedzieć trzeba. Moim zdaniem, ten 2015, to jest rok decydujący. Albo będziemy silnym państwem, które będzie się potrafiło bronić, będzie niezależne i my będziemy ku temu dążyć, albo będziemy taką ziemią niczyją, wyspą takiej siły roboczej. W pewnym momencie trzeba zabrać się do naprawy Polski, konstytucja, która w 1997 roku została wymuszana głosami SLD wymaga natychmiastowej korekty. Nie jest tak, jak mówił Tusk, że mamy Polskę w budowie. Polska wymaga pilnego remontu.

Rozmawiał Marcin Wikło

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.