Depresyjna, histeryczna i przypominająca stypę konwencja Komorowskiego była odpowiednikiem szczeniackiego pojedynku na miny Miętusa i Syfona z „Ferdydurke” Gombrowicza.
Desperacja i agresja - tak najkrócej można określić końcówkę kampanii przed pierwszą turą wyborów prezydenckich w wykonaniu Bronisława Komorowskiego i PO.
Zamykająca ten etap kampanii konwencja obecnego prezydenta była jednym wielkim atakiem na Andrzeja Dudę oraz Prawo i Sprawiedliwość, tak w wykonaniu Bronisława Komorowskiego, jak i wspierającej go Ewy Kopacz. Przy okazji Komorowski zaatakował też Pawła Kukiza. Oba wystąpienia pod szyldem „zgody i bezpieczeństwa” były pełne złości, irytacji, podszyte strachem i nienawiścią, zbudowane prawie wyłącznie na negatywnych emocjach. A mowa Ewy Kopacz to wręcz festiwal histerii. Nie dowiedzieliśmy się właściwie niczego o zaletach i atutach kandydata PO, lecz usłyszeliśmy, jak straszni są rywale, szczególnie jeden. Ale na poparcie tej tezy nie padły żadne merytoryczne argumenty. Był odpowiednik szczeniackiego pojedynku na miny Miętusa i Syfona z „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza, z podobnym strumieniem obelg, jakie wypowiadał Miętus.
Zarówno Bronisławowi Komorowskiemu, jak i jego sztabowi oraz partyjnemu zapleczu kompletnie puściły nerwy. Zaprezentowali się jak ludzie przerażeni widmem porażki i doprowadzeni do histerii myślą o przegranej. Partyjna publika na konwencji albo miała ponure miny, albo uczestnicy byli kompletnie nieobecni - jak szef MSZ Grzegorz Schetyna. To wszystko wyglądało jak stypa. Do tego dochodzi kampania negatywna w mediach, w tym nowy spot straszący Andrzejem Dudą zamieniającym się w Jarosława Kaczyńskiego. Wcześniej straszono Dudą jako złoczyńcą dybiącym na dzieci urodzone dzięki in vitro. Ale wyborczy spot z Kaczyńskim przekroczył wszelkie granice: dobry smak mamy tu na jednym biegunie, zaś rasizm na drugim. Prezes PiS został bowiem pokazany tak jak Żyd na plakatach i w filmach hitlerowskiej propagandy. W wyborczym spocie użyto najbardziej ohydnej antysemickiej kalki, żeby dowalić politycznemu przeciwnikowi. To rzecz niepojęta i absolutnie skandaliczna, pokazująca, że w desperacji można przebić każde dno.
Świadomie czy nie Bronisław Komorowski, wspierająca go Ewa Kopacz, sztab wyborczy oraz politycy PO pokazali, że panicznie boją się porażki, czyli że się z nią liczą. To nie był komunikat mobilizujący wyborców, lecz jeden wielki jęk i lament ludzi przegranych i rozżalonych, nabuzowanych złością, a przez to atakujących na oślep wszystko i wszystkich dookoła. Najbardziej znaczący był kompletnie bezsensowny z punktu widzenia wyborczych kalkulacji atak na Pawła Kukiza i jego wyborców. Dodatkowego smaczku, a właściwie brzydkiego zapachu temu atakowi na Kukiza dodaje to, że w końcówce musiał on zrezygnować z prowadzenia kampanii z powodu poważnej choroby ojca. Bronisław Komorowski błysnął więc przy okazji wyjątkową empatią. Zresztą cała napastliwa strategia końcówki kampanii jest kompletnie sprzeczna z zasadami uprawiania polityki, bo pokazuje wyborcom, że stosujący takie metody są słabi, nie wierzą we własny sukces. To tym bardziej zadziwiające, że przecież we wszelkich sondażach Bronisław Komorowski jest wciąż faworytem. I ten faworyt daje jasny sygnał, że sam nie wierzy w swoją przewagę oraz wygraną, więc wszyscy wokół nakręcają się w agresji i nienawiści.
Atmosfera panująca w sztabie wyborczym i wokół Bronisława Komorowskiego udzieliła się dziennikarkom TVN 24 Monice Olejnik i Justynie Pochanke. Wraz z Bogdanem Rymanowskim przepytywały one Andrzeja Dudę w specjalnym programie swojej stacji. Olejnik tak chciała czymś przygwoździć Andrzeja Dudę, że zmyśliła cytat z Jarosława Kaczyńskiego, jakoby Angela Merkel miała zakusy na nasze granice i domagała się egzegezy tego wymyślonego zdania. W prawdziwe kłopoty Olejnik wpadła, gdy zaczęła pytać o referendum. Po prostu pomyliła milion zebranych podpisów za referendum z wynikiem tegoż. I przez kilka minut upierała się, że ten milion przesądza wynik referendum, choć Andrzej Duda cierpliwie jej tłumaczył, że to tylko przesądza o tym, że referendum się odbędzie. Prowadząca na co dzień „Kropkę nad i” do końca swojej części programu nie potrafiła się wyplątać z tego miliona oraz z tego, co on oznacza. Z kolei Pochanke w swojej części domagała się, by Duda interpretował wypowiedzi innych polityków. Przez to nie zdążyła mu zadać ani jednego pytania odnoszącego się do kandydata na urząd prezydenta.
Na tle depresji pomieszanej z histerią w obozie Bronisława Komorowskiego Andrzej Duda i jego otoczenie zaprezentowali się jako ostoja spokoju, pogody ducha i wiary we własne siły. Duda miał świetne, energetyczne wystąpienie na konwencji. Nie szukał i nie zwalczał wrogów w obozie rywala, lecz opowiedział o swoich atutach i zadaniach jako prezydenta. Zaprezentował także (chyba trochę za późno) swój wielki atut, czyli żonę Agatę, która zademonstrowała wyjątkową klasę. Duda pokazał się jak poważny kandydat, człowiek spokojny, zrównoważony, kompetentny, rozsądny, inteligentny, empatyczny i potrafiący porwać słuchaczy. Czyli jak kompletne przeciwieństwo rozhisteryzowanego w końcówce Bronisława Komorowskiego. To ważne przeciwstawienie, bo przecież prezydent musi być stabilny emocjonalnie i nieopanowane nerwy nie mogą decydować o jego zachowaniach oraz posunięciach, bo przegrałby wszelkie negocjacje czy rokowania. Nie dawałby też gwarancji podejmowania racjonalnych decyzji.
Końcówka kampanii przed pierwszą turą pokazała wszystkie słabe strony Bronisława Komorowskiego i jego zaplecza, natomiast wyeksponowała dobre strony i zalety jego głównego rywala Andrzeja Dudy. I to wszystko o ogromnym stopniu na życzenie i przy wielkich staraniach samego Bronisława Komorowskiego i wspierającej go Ewy Kopacz. Zachowali się oni nie tylko bez jakiejkolwiek klasy, ale wbrew wszelkim zasadom prowadzenia kampanii. Ale to już ich zmartwienie.
W najnowszym numerze tygodnika „wSieci”: „Prezydent urządził mi piekło” – wstrząsająca relacja Wojciecha Sumlińskiego, dziennikarza, który rzucił wyzwanie Komorowskiemu.
Największy konserwatywny tygodnik opinii w Polsce w sprzedaży także w formie e-wydania. Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/243703-komorowskiemu-kompletnie-puscily-nerwy-na-finiszu-i-sam-dostarczyl-argumentow-ze-nie-nadaje-sie-na-prezydenta