Nie zamierzam analizować w tym miejscu dokładnie debaty prezydenckiej jaka wczoraj odbyła się w TVP. Nie będę oryginalny pisząc, że zawiódł harcerzykowaty i pozbawiony swojego luzu Andrzej Duda, a Paweł Kukiz potwierdził, że górę bierze nad nim anarchia i roztrzepanie nie pasujące do poważnego polityka.
Opalony na solarium Janusz Korwin-Mikke, który nie trzymał w ryzach nawet swoich bon-motów był cieniem samego siebie, pompowany wciąż przez Gazetę Michnika Janusz Palikot znów bredził o władzy biskupów. Magdalena Ogórek była tak samo piękna jak sztuczna niczym T-100 w „Terminatorze 2”, zaś Adam Jarubas wyglądał jak polityk partii opozycyjnej, a nie członek koalicji rządzącej. Grzegorz Braun najwyraźniej świetnie się bawił celebrując swoje błyskotliwe powiedzonka i piękną polszczyznę, zaś Jacek Wilk dowiódł kim byłby Korwin pozbawiony celebrytyzmu i ekscentryzmu. Wciąż nie mam zielonego pojęcia kim jest wyglądający jak aktor z norweskiej telenoweli ( nie wiem nawet czy coś takiego istnieje) Paweł Tanajno.
Choć jestem daleki od Ruchu Narodowego niczym Bronisław Komorowski od odwagi i honoru, to najbardziej w debacie podobał mi się Marian Kowalski, który w antyestablishmentowym duchu wyrósł na prawdziwego ludowego trybuna.
Spokojnie, ale ostro uderzał w patologie III RP, wybijając wszystkie swoje cechy, na których zbudował skromną kampanię. Nie zamierzam na Kowalskiego głosować, bowiem libertarianina i Putinofoba zbyt wiele dzieli od jego wyborczych postulatów, ale bez wątpienia będę przyjaźniej patrzył na RN dzięki jego wystąpieniu.
Co mnie uderzyło w tej debacie? Coś, co powinno cieszyć wolnościowca i zarazem go smucić. Korwin podsumowując swoje słabe wystąpienie słusznie zauważył, że połowa kandydatów szerzy jego, wyśmiewane przez lata wolnorynkowe, idee. Moim zdaniem te idee głosiło ¾ kandydatów.
W końcu nawet socjalny Andrzej Duda i Magdalena Ogórek zwracali uwagę na potrzebę walki z biurokracją i fiskalnym zniewoleniem. I taka też była główna myśl unosząca się w studio na Woronicza. Polska jest zniewolona absurdalnymi podatkowymi przepisami, socjalizmem i brakiem gospodarczej wolności. Należy dać Polakom możliwość nieskrępowanej pracy i ograniczyć władzę wszechwładnego i opresyjnego państwa. Piękne pomysły, które podziela każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek. Skąd więc mój smutek podczas tych wystąpień?
Obawiam się, że wolnorynkowe recepty, które jako jedyne mogą uratować zatrzymać masową emigrację najlepszej krwi narodu pozostaną niedoścignioną ideą, a zwycięży tani populizm i obietnica rozdawnictwa publicznej kasy. Zawsze prościej jest obiecać kilkaset złoty dodatku od państwa niż zdjęcie kajdan z obywatela. PO również szła niegdyś z hasłami obniżki podatków i uwolnienia Polaków spod jarzma państwa niańki, a podatki ostatecznie obniżał pro socjalny rząd Kaczyńskiego i Millera.
A może się jednak mylę? Może fakt, że nawet kandydatka popierana przez SLD mówi o obniżce podatków i brak podczas debat prezydenckich jawnych socjalistów, komunistów i innych propagatorów złodziejskich ideologii jest przejawem tego, że Polska normalnieje? Cóż, nie było na debacie najważniejszego przedstawiciela lewicy. Propagator in vitro i entuzjasta skrajnie lewackiej „Konwencji antyprzemocowej” wciąż ma największe szanse na zwycięstwo w nadchodzących wyborach. Oby chociaż debatujący z nim w II turze Andrzej Duda nie zapomniał, że serce narodu zaczyna pompować inną krew. Mniej socjalistycznie czerwoną.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/243414-po-debacie-jkm-w-jednym-mial-racje-niemal-wszyscy-mowia-nim-czy-panstwo-nianka-odejdzie-w-niebyt