Po debacie. Taki Duda wyborów nie wygra. Dobry ruch tchórza Komorowskiego

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Andrzej Duda wypadł w telewizyjnej debacie słabo. Bardziej publiczności przed telewizorami zapadli w pamięć zapewne Paweł Kukiz i Janusz Korwin-Mikke. Pozostali kandydaci stanowili tło, choć niektóre wypowiedzi Grzegorza Brauna, Mariana Kowalskiego czy Janusza Palikota mogły przykuć uwagę. Nieobecność Bronisława Komorowskiego wyszła mu na dobre.

CZYTAJ WIĘCEJ: Debata w TVP. Andrzej Duda: „Polskę trzeba naprawić w wielu dziedzinach - do tego potrzebna jest zmiana władzy!” Kukiz czyta list Olewników do Komorowskiego. RELACJA NA ŻYWO

Zdaje się, że Duda chyba najpilniej przygotowywał się do telewizyjnego starcia. I to był chyba jego błąd. Widać było, że starannie nauczył się przemówień, bardzo pracował gestykulacją, ale zabrakło mu charakterystycznej w dotychczasowej kampanii energii i jasno sformułowanych propozycji. Konkretów (poza początkowymi zapowiedziami inicjatywy ustawodawczej ws. powrócenia do wcześniejszej granicy wieku emerytalnego i podniesienia kwoty wolnej od podatku) pokazujących, że to on jest alternatywą i wie, jak uzdrowić państwo. Wielokrotnie pomysły zastępował diagnozą patologii, którą dobrze znamy. Zamiast przedstawiać konkretne plany, mówił o kolejkach do lekarzy czy zamiarze powołania ciała doradczego w formie rady rozwoju. Od człowieka, który chce i może wyrwać zwycięstwo Komorowskiemu należy oczekiwać większej ofensywności.

Takiej, jaką już w pierwszym zdaniu zaprezentował Kukiz wyjmując krzesełko wędkarskie dla nieobecnego kandydata. Później nieco się pogubił, miał problem z kontrolowaniem zasad debaty i wyjściem poza rytualne odcinanie się od politycznych sitw. Jego koncepcję JOW-ów widowiskowo skontrował Korwin-Mikke zapowiadając swoją rezygnację ze startu i poparcie Kukiza, jeśli JOW-y sprawdzą się za dwa dni w Wielkiej Brytanii. Obaj panowie (zdaje się, że rywalizujący w prezydenckim wyścigu o pozycję nr 3 i ten sam elektorat) najwięcej ze sobą dyskutowali (co ciekawe, kilkakrotnie okazało się, jak wiele ich łączy…) i to JKM wyszedł z tej małej debaty zwycięsko, bardziej przekonująco, z większą pewnością siebie.

Trudno oczywiście oczekiwać od Dudy happeningów czy wchodzenia w interakcje z kontrkandydatami (rozumiem tę strategię – dla niego partnerem ma być tylko Komorowski), jednak debaty telewizyjne rządzą się swoimi prawami, do których trzeba się dostosować. Porwać widzów jakimś bon motem, gadżetem, czymś zostającym w pamięci. Duda nie miał niczego takiego.

Trudno spodziewać się w niedzielę jakiejś sensacji, więc nie ma sensu szczegółowo analizować wszystkich propozycji kandydatów, jakie padły w studiu TVP, choć niektóre z nich wydają się ciekawe i byłoby dobrze dla Polski, gdyby zwycięzcy majowych i jesiennych wyborów do nich sięgnęli. Mam na myśli np. opodatkowanie zagranicznych koncernów stawiających w Polsce supermarkety, czym wykończyły małe i średnie sklepy oraz konieczne generalne porządki (zwłaszcza w kierunku obniżenia) podatków czy obligatoryjność referendum po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów.

Jakie wrażenie pozostawili po sobie pozostali kandydaci?

Adam Jarubas na czas debaty przekonał chyba nawet samego siebie, że z rządzącym od wielu lat PSL nie ma nic wspólnego.

Magdalena Ogórek po opanowaniu tremy i ustabilizowaniu spokojnego tonu lektorki GPS wygłaszała tradycyjnie okrągłe zdania o konieczności pisania prawa od nowa (konkret z przelicytowaniem Dudy w kwestii podwyższenia kwoty wolnej od podatku) i niekonfliktowania się z Rosją. Leszek Miller musiał sięgnąć po kolejną szklaneczkę czegoś na rozluźnienie…

Janusz Palikot – medialne zwierzę (niekoniecznie w najlepszym tego słowa znaczeniu) wciąż, to już jakaś obsesja, próbował uwodzić antyklerykałów.

Grzegorz Braun pokazał, że potrafi mówić krótko. To rzecz sensacyjna. Często odwoływał się do chrześcijańskich korzeni Polski. Przez większość czasu fruwał jednak na meta-poziomach.

Paweł Tanajno kilkoma przygotowanymi gagami i energetycznymi wypowiedziami starał się zrobić wszystko, by jakkolwiek zapaść widzom w pamięć. Zadanie karkołomne i obawiam się, że większość widzów, już zapomniała, jak nazywał się ten dynamiczny człowiek.

Marian Kowalski okazał się całkiem niezłym mówcą. Przypominał mi nieco Andrzeja Leppera – w dobrym znaczeniu, jeśli chodzi o połączenie naturalności, z podzielaną przez większość Polaków diagnozą patologii państwa. Ujął też kończącym swój występ „Czołem wielkiej Polsce!”. Na pewno umocnił się w oczach piłkarskich kibiców („chłopaków pomordowanych na stadionach”) i dowiódł, że dotrzyma słowa danego w jednym z niedawnych wywiadów, że… na pewno zdobędzie więcej niż 0% głosów.

Jacek Wilk – kandydat bardzo merytoryczny, ale bez jakiejkolwiek przebojowości (w tej kwestii ustąpił pola jedynie kandydatce Leszka Millera). Nie potrafił sprzedać swoich ciekawych koncepcji choćby konieczności współpracy gospodarczej z Chinami, reorganizacji Senatu czy polonijnych okręgach wyborczych. Ten ostatni postulat to wręcz oblig do podniesienia dla dzisiejszej opozycji i zaktywizowania Polaków-emigrantów, których coraz bardziej tracimy. Duży plus dla kandydata KNP!

Czy Bronisław Komorowski dobrze zrobił dezerterując z debaty? Chyba jednak tak. Zyskał spokój, bo nie musiał robić dobrej miny do tych wszystkich (jakże słusznych) analiz rozkładu państwa PO, którego jest twarzą. Nie musiał też stawać na głowie, by zmieścić się ze swoimi wywodami bez treści np. w 45 sekundach. Pokazał oczywiście, że ma gdzieś telewidzów i równe prawa wszystkich kandydatów. W wielu oczach jawi się dziś po prostu jako dezerter przed krytyką. I jest nim. Choć tchórzostwo w tym przypadku było moim zdaniem opłacalne.

Co za tydzień-dwa? Wszystko wskazuje, że debata Duda-Komorowski. Kończący kadencję prezydent i jego sztab mogą być nieco uśpieni dzisiejszą formą pretendenta. Dla ekipy Dudy jest więc czas na wykreowanie pomysłów na telewizyjne starcie, przygotowanie medialne swojego kandydata i „doenergetyzowanie”, a jednocześnie „odsztywnienie” go.

Coś mi się wydaje, że w pojedynku jeden na jednego obejrzymy zupełnie innego Andrzeja Dudę.


Super oferta dla czytelników tygodnika „wSieci”! Zamów roczną prenumeratę naszego pisma a oszczędzisz nie tylko czas, ale i pieniądze! Tylko dla prenumeratorów ceny niższe niż w kiosku nawet o 47%!

Więcej informacji o warunkach prenumeraty na http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych