W pewnych kręgach, z których najbardziej znane jest środowisko Pawła Kukiza, pokutuje przeświadczenie, że aby doprowadzić do oczekiwanych przez społeczeństwo fundamentalnych zmian w Polsce wystarczy jedna reforma, która miałaby pociągnąć za sobą wszelkie inne. Mowa oczywiście o zmianie systemu wyborczego w wyborach do Sejmu, który z proporcjonalnego miałby zostać przekształcony w ordynację opartą na jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW).
Praktyka funkcjonowania JOW w innych państwach, jak również w przypadku polskich wyborów do Senatu, pokazuje że wiązane z nimi nadzieje są złudne, stanowiąc w najlepszym przypadku efekt głębokiej naiwności osób proponujących ich wprowadzenie. Środowiska postulujące decentralizację państwa i oddolny wybór posłów nie powinny popierać JOW, ponieważ prowadzą one do czegoś zupełnie przeciwnego niż ich oczekiwania.
Przede wszystkim, jednomandatowe okręgi wyborcze są obarczone wadą braku reprezentatywności. Parlament wyłoniony w taki sposób zupełnie nie odzwierciedla faktycznych nastrojów społecznych, prowadząc do systemu dwupartyjnego, w ramach którego przez wiele lat może dominować jedna partia. Dobrze odzwierciedlają ten stan rzeczy polskie wybory do Senatu, gdzie na 100 mandatów aż 62 przypadły Platformie Obywatelskiej.
Wynika to stąd, że aby zdobyć mandat w tej ordynacji, wystarczy uzyskać w jakimkolwiek stopniu najlepszy wynik w okręgu. Prowadzi to do sytuacji, w której posłami zostają osoby poparte przez 15, 20, czy 30% głosujących, co pozbawia reprezentacji pozostałą ogromną część okręgu. Oznacza to, że w danym rejonie każdorazowo ogromna część jego mieszkańców nie będzie miała reprezentanta w parlamencie. Poseł uzyskujący w ramach JOW najlepszy wynik, przykładowo rzędu 25%, nie reprezentuje pozostałych 75% mieszkańców okręgu, którzy głosowali na innych kandydatów.
Prowadzi to do wykluczenia w skali kraju ogromnej części społeczeństwa, która nie może mieć w tym systemie przedstawicieli w parlamencie. Za przykład może posłużyć Wielka Brytania, gdzie oscylująca przy 15% poparcia UKIP prawdopodobnie wprowadzi do parlamentu maksymalnie kilku posłów, natomiast uzyskujący w sondażach maksymalnie 9% w skali kraju Liberalni Demokraci przynajmniej kilkunastu. Często partie z poparciem 5 – 10% nie uzyskują żadnego mandatu, co zaprowadziło Wielką Brytanię do systemu dwu lub trójpartyjnego.
Przypuszczam, że nie o to chodzi zwolennikom Pawła Kukiza, którzy deklarują chęć wprowadzenia bardziej „obywatelskiego” wyłaniania posłów. JOW w polskiej rzeczywistości prowadziłyby do zdecydowanego wzmocnienia pozycji Platformy Obywatelskiej, która w poprzednich wyborach parlamentarnych uzyskałaby samodzielną większość w Sejmie, podobnie jak to miało miejsce w Senacie.
Natomiast „kandydatami niezależnymi”, których obecność w parlamencie wyłanianym przy pomocy JOW prognozują zwolennicy tej ordynacji, byliby prawdopodobnie lokalni oligarchowie, dysponujący ogromnymi sumami pieniędzy. Właściciele dużych zakładów pracy w regionach o wysokim bezrobociu w łatwy sposób mogliby uzależnić od siebie swoich pracowników, którzy każdorazowo wybieraliby ich do parlamentu. Za przykład może posłużyć sprawa „senatora niezależnego” Henryka Stokłosy, któremu ostatecznie prokuratura postawiła około 20 zarzutów, przede wszystkim korupcyjnych.
Dokładnie taka sytuacja miała miejsce na dużą skalę na Ukrainie, gdzie obowiązywał system mieszany, w ramach którego występowały również JOW. W takim kraju jak Polska wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu spotęgowałoby różnego rodzaju patologie już dzisiaj funkcjonujące w naszym życiu publicznym.
Nieuprawnione są analogie do JOW funkcjonujących na poziomie małych gmin wiejskich i miejsko-wiejskich, gdzie aby zostać wybranym powinno się przygotować około 100 ulotek, przejść kilka ulic i porozmawiać z mieszkańcami. W przypadku wyborów do Sejmu czy Senatu taki sposób prowadzenia kampanii wyborczej byłby niemożliwy, ponieważ okręgi – nawet w ramach JOW – byłyby za duże. To właśnie prowadziłoby nas do sytuacji, w której moglibyśmy mieć w Sejmie przynajmniej kilku Stokłosów.
Wybór naszych przedstawicieli poprzez JOW na każdym wyższym poziomie, od rad powiatów i sejmików wojewódzkich począwszy, gdzie okręgi są większe, oznacza radykalne ograniczenie reprezentatywności wyłonionego w ten sposób ciała oraz dominację jednej partii. JOW w polskich realiach są ordynacją szytą na miarę dla Platformy Obywatelskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/243316-jow-y-sa-ordynacja-szyta-na-miare-platformy-obywatelskiej