9 dni do wyborów. Gdyby to Duda albo Kaczyński wrzeszczeli na wiecach w stylu Komorowskiego, to w telewizjach dyżurowaliby zafrasowani psychiatrzy. [WIDEO]

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
YT
YT

9 dni do wyborów.

Czwartkowy występ Bronisława Komorowskiego na wiecu w Stargardzie Szczecińskim wpisał się w dotychczasową kampanię kandydata Platformy Obywatelskiej. Pan prezydent znów wrzeszczał, że „nie ma zgody na brak zgody”, znów pojawiły się w przemówieniu krowy, kury z Mazur i zaciśnięta pięść Komorowskiego.

WIĘCEJ: Wrzaski, krzyki i zaciśnięta pięść Komorowskiego: „Musimy ich zepchnąć na kompletny margines!” Prezydentowi po raz kolejny puszczają nerwy. ZOBACZ WIDEO!

Abstrahując od kiepskiej formy i puszczających nerwów pana prezydenta, czemu specjalnie nie ma się co dziwić, patrząc na sondażowy zjazd poniżej czterdziestu procent, poparcia i konieczność wzięcia udziału w debacie po 10 maja, proponuję mały eksperyment myślowy. Jak zachowałyby się główne media, gdyby to Andrzej Duda albo Jarosław Kaczyński w taki sposób wrzeszczeli na wiecach.

Pytania o kondycję umysłową i alkoholową chorobę przecież dobrze znamy. Lech Kaczyński niejednokrotnie był brany na celownik tego typu ataków, choć dalibóg, powodów nie dawał nawet w jednej setnej takich jak dziś. Kiedy Duda dość nieprecyzyjnie wypowiedział się o wsparciu wojskowym na Ukrainie czy in vitro, w mediach mieliśmy kilkudniowe wzmożenie analizujące klatka po klatce jego słowa czy wręcz mimikę twarzy. Kiedy Kaczyński dał pole do rozważań, o co chodzi mu z Angelą Merkel, uczyniono z tego temat numer jeden kampanii. Długo by można wymieniać.

W zasadzie nie chodzi mi jednak o kolejny odcinek rytualnych narzekań, jak to źle traktowana jest jedna strona sporu w Polsce, a druga hołubiona. Ale nie da się nie odnieść do sytuacji, która zupełnie przerasta Bronisława Komorowskiego. Grupka krzyczących korwinistów na wiecach mogłaby zostać przedmiotem zgrabnego bon motu czy riposty prezydenta, a nie festiwalu irytacji czy wręcz furii. Jeśli Komorowski traci nerwy w tak błahej sytuacji jak kilka gwizdów i mało śmiesznych postulatów wysłania na Mazury (by „macać kury”), to jakiego formatu jest on politykiem? Bazarowego? Sołtysowego? Na pewno nie prezydenckiego.

Gdyby Komorowski startował na radnego małej gminy gdzieś pod Radomiem, to musiałby się zmierzyć z o wiele bardziej agresywną polityką. Gdyby był wójtem, to musiałby permanentnie odpowiadać na postulaty (a często i próby) wywiezienia na taczkach. I to jest, przykro mówić, miejsce, gdzie być może by się odnalazł.

A to (jeszcze) jest prezydent dużego kraju z wielkimi ambicjami. Nie chcę, by reprezentował go polityk bazarowy. Trochę jednak wstyd.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych