Zostaliśmy sprzedani? Działania MON ws. Caracali budzą wątpliwości i podejrzenia, że nie o optymalne rozwiązania tu chodzi...

PAP/Rafał Guz
PAP/Rafał Guz

Czy był polityczny deal: Caracale za poparcie Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej? A może Polska kupuje francuskie śmigłowce, żeby Paryż mógł wycofać się ze sprzedaży Rosji mistrali bez ponoszenia poważnych kosztów tej decyzji? Pytania o drugie dno dot. rozstrzygnięcia przetargu na śmigłowce wciąż padają. I niestety wydają się zasadne. Sposób podjęcia decyzji w tej sprawie, działania MON budzą poważne wątpliwości i podejrzenia.

Błędy dotyczące postępowania widać od początku. Można sądzić, że decyzje już zapadły. Szef resortu obrony kilkakrotnie wskazywał na palącą potrzebę zamówienia na śmigłowce. Wskazuje się, że polskie wojska lotnicze muszą wymienić stare wysłużone maszyny. MON jasno daje do zrozumienia, że był pod ścianą. Wiadomo natomiast, że nad procedurą zamówień na śmigłowce władze pracują od lat. Wycofanie się z zakupu francuskich maszyn wydaje się więc bardzo bardzo wątpliwe. Doprowadzenie do takiej sytuacji jest dla Polski szkodliwe. MON de facto podjął już decyzje, tymczasem śmigłowce francuskie jeszcze nie były testowane poligonowo. Dopiero teraz MON zamierza więc zobaczyć, czy w praktyce Caracale spełniają pokładane w nich nadzieje. Fakt, że jedynie francuskie maszyny przeszły do testowej fazy przetargu, połączony z presją na wymianę maszyn, oznacza, że MON kupuje kota w worku. Powstaje pytanie, czy jeśli testy helikopterów wypadną źle, resort wycofa się z zakupu? To oznaczałoby przecież utratę cennego czasu, konieczność rozpisania nowego przetargu i rozpoczęcie kolejnego długotrwałego procedowania. Na to, jak wskazywał minister, Polska nie ma czasu. Odrzucenie w przedbiegach oferty Sikorsky i AgustaWestland z racji „niespełnienia kryteriów”, bez dopuszczenia ich do choćby do testów, oznacza de facto, że Polska jest już skazana na Francuzów, nawet jeśli ich śmigłowiec testów nie zaliczy.

Praktyczne rozstrzygnięcie przetargu na tak wczesnym etapie postępowania rodzi słuszne pytania, czy aby przetarg był dobrze rozpisany, czy nie był pisany ze wskazaniem na jednego dostawcę? Tego jednak nie sposób zweryfikować, bowiem jak wskazywał niedawno Marek Opioła w wywiadzie dla Stefczyk.info nawet komisja obrony narodowej nie znała szczegółów kryteriów przetargowych, jakie wyznaczył MON. Możliwości weryfikacji warunków nie ma więc żadnych. Brakuje w tej sprawie faktów. Faktem jednak jest, że MON decydując o zawężeniu testów do jednej oferty działa w sposób nieefektywny dla Polski. Ta sytuacja obniża w sposób istotny polską pozycję negocjacyjną w dalszych rozmowach z Francją. Skoro Paryż już właściwie jest pewien, że śmigłowce do Polski dostarczy, nie musi się „wysilać” ani w sprawie warunków offsetu, ani w sprawie szczegółów dotyczących samych śmigłowców. Skoro ma już przetarg w kieszeni, może odpuścić. To działanie budzi zdziwienie, oczywiste jest, że w tej sprawie do samego końca powinna być widoczna zdrowa konkurencja wszystkich producentów, którym powinno zależeć na kontrakcie z Polską. Gdyby oni musieli zabiegać o zamówienie, byliby zapewne bardziej ulegli i hojni. Francuzi są jednak w znacznie korzystniejszej sytuacji. Tego niestety nie można powiedzieć o Polsce.

Przetarg na śmigłowce budzi i inne pytania. Czy wybór francuskich maszyn jest optymalnym dla Polski rozwiązaniem? W debacie na ten temat brakuje wiedzy dotyczącej wymagań, jakie wojsko stawia producentom. Jednak mimo wszystko nie to wydaje się w tej sprawie najważniejsze. Być może francuskie maszyny są jakościowo najlepsze, być może udało się Airbusowi wyprodukować śmigłowce lepsze od konkurencji (eksperci wskazują, że Caracale są większe, o innych przewagach nad konkurencją nie słychać), jednak nawet to nie jest kluczowe dla stwierdzenia, żę mamy do czynienia z optymalnym dla kraju wyborem. Najważniejsze bowiem zdaje się, by wybrane zostały śmigłowce, które (oczywiście spełniające normy jakościowe) mogą być produkowane w Polsce. I to od podstaw. Chodzi o to, by w sytuacji zagrożenia wojennego kraj był w stanie w sposób błyskawiczny, być może w kilka dni, czy tygodni, przejąć odpowiedzialność za całą procedurę produkcyjną maszyn, kluczowych dla polskiego bezpieczeństwa narodowego.

To oznacza, że śmigłowce muszą być produkowane w Polsce. I to od zera. Właśnie po to, by w sytuacji zagrożenia wojennego kraj mógł przejąć i samodzielnie prowadzić politykę zbrojeniową. To przede wszystkim z tego punktu widzenia wybór Caracali jest niepokojący. Polska kupuje bowiem maszyny, które w kraju nie będą produkowane. Airbus zapowiada, że będzie budował zakłady w Polsce, ale na razie to jedynie zapowiedzi (ta sama firma pod inną nazwą nie wywiązała się z podobnych zapewnień składanych przy okazji przetargu na śmigłowiec sanitarny). Nawet jeśli doszłoby do realizacji obietnic, strona francuska mówi jedynie o montowniach, a nie o zakładach produkcyjnych. To oznacza, że wybór francuskich maszyn skazuje Polskę de facto na podległość ws. produkcji Caracali. Nawet w sytuacji poważnego kryzysu bezpieczeństwa będziemy zdani na to, czy Francuzi udostępnią nam części, czy zgodzą się na montaż w Polsce kolejnych maszyn. Przejęcie odpowiedzialności za produkcję śmigłowców może być poza możliwościami kraju. To oznacza z kolei, że inwestowanie we francuską ofertę jest wątpliwe i obarczone wysokim ryzykiem. Wyższym niż wspieranie firm, które produkują maszyny w Polsce od podstaw, jak PZL Mielec, czy PZL Świdnik. To właśnie one powinny być promowane w przetargach śmigłowcowych. I to nie tylko z racji potrzeby wspierania obecnego już w Polsce przemysłu obronnego, ale głównie z racji bezpieczeństwa narodowego i zagwarantowania krajowi możliwości wzmocnienia naszego potencjału w chwili zagrożenia.

MON tłumacząc zasadność wyboru dot. śmigłowców i wstępnej decyzji dot. obrony przeciwrakietowej (rząd chce rozmawiać o tym z USA) tłumaczył, że w tej drugiej sprawie podejmuje decyzje polityczne, zaś ws. śmigłowców decyzje merytorycznie najlepszą. To nie tylko postawiło znak zapytania nad wyborem amerykańskiej oferty ws. obrony przeciwlotniczej (czy stanowisko MON oznacza, że ona nie jest najlepsza), ale również budowało fałszywy obraz przetargu śmigłowcowego. Każdy przetarg zbrojeniowy dotyczący tak wysokich zamówień jest kwestią polityczną, co do tego nie ma żadnych złudzeń. W wyborze oferty rząd musi brać pod uwagę również kwestie polityczne. A tu oferta francuska wypada blado. Francja w znacząco inny sposób prowadzi i rozumie politykę bezpieczeństwa niż Polska. W sposób widoczny nie upatruje w Rosji tak znaczącego zagrożenia, jak rząd w Polsce (nawet obecny). To wskazuje na kolejny znak zapytania ws. zasadności prowadzenia działań zbrojeniowych akurat z tym krajem. Czy będziemy mogli liczyć na francuską lojalność? Czy będziemy mogli liczyć, że w chwili krytycznej Francuzi nie sprzedadzą Rosji kluczowych danych dotyczących Caralali, które pozwoliłyby Moskwie unieszkodliwić przy ponoszeniu najmniejszych możliwych kosztów polskich maszyn (a może już takie dane wymieniano)? Czy mamy jakąkolwiek pewność, że Paryż nie wybierze współpracy z Rosją naszym kosztem? Doświadczenia ostatnich lat nie wskazują, byśmy mogli mieć pewność. A to z kolei budzi kolejne pytania dotyczące procedury budowy Caracali dla polskiego wojska. Polska powinna mieć bowiem możliwość zabezpieczenia systemów łączności śmigłowców, powinna mieć możliwość wprowadzenia takich rozwiązań, które zwiększałyby możliwość ochrony maszyn przed atakami, również niekonwencjonalnymi ze strony wroga. Pytaniem otwartym pozostaje, czy będzie to możliwe, jeśli śmigłowce będą przysyłane do nas „w paczkach”, a nie budowane od podstaw w Polsce. Jeśli nie powstaną w kraju zakłady produkujące Caracale może się okazać nie tylko, że nie mamy możliwości zwiększenia ich produkcji, ale również, że te już latające w armii są w starciu z wrogiem zupełnie bezużyteczne. Kluczowe więc pozostaje pytanie o produkcję w Polsce. Problem w tym, że nad zapowiedzią budowy u nas zakładów wisi nie tylko widmo niezrealizowanych obietnic sprzed lat, ale również doświadczenia brazylijskie. Tam, jak przyznał szef Airbus Helicopters Guillaume Faury, zakłady budowano pięć lat, czyli znacznie dłużej niż okres, w którym firma ma dostarczyć Polsce śmigłowce.

W sprawie bardzo ważnego przetargu na sprzęt wojskowy MON działa w sposób nieoptymalny, co budzi podejrzenia, że nie o najkorzystniejsze dla Polski rozwiązania tu chodzi.

Czy polityka znów wygrała z bezpieczeństwem Polski? Czy zostaliśmy „sprzedani”?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.