Otarliście już twarz ze śliny prokuratorów? Nie odkładajcie chusteczek, niebawem znów się przydadzą

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. msz.gov.pl
Fot. msz.gov.pl

Obrzydliwie zatytułowałem, wiem, przepraszam. Ale też dość obrzydliwie się czuję. Dokładnie tak, jakby ktoś z uśmiechem splunął mi w twarz. Fakt, że dzieje się to niezwykle często, wcale nie pozwala się przyzwyczaić.

Prokuratura umorzyła śledztwo ws. „kilometrówek”, czyli okradania nas przez parlamentarzystów poprzez wyłudzanie zwrotu kosztów za rzekome podróże służbowe prywatnym samochodem. Nie wiem, ilu spośród 25 objętych postępowaniem posłów faktycznie zawyżyło nabite kilometry. Wiem, że jeden przypadek jest szczególny. Był też szczególnie potraktowany przez prokuraturę.

Chodzi o Radosława Sikorskiego, dziś drugą osobę w państwie, człowieka słynącego ze skromności, uczciwości i rzadkiej ogłady, do niedawna szefa polskiej dyplomacji, szanowanego tak w Berlinie, jak i w Moskwie, jednocześnie posłującego w pierwszym szeregu PO jako reprezentanta Bydgoszczu (tak to się pisze, panie premierze Rostowski?), a zwłaszcza jego/jej okolic.

Przytoczę cały fragment uzasadnienia komunikatu o umorzeniu postępowania dotyczący Sikorskiego:

W przypadku Radosława Sikorskiego, którego rozliczenia zapoczątkowały niniejsze postępowanie, ustalono, iż w różnych okresach w latach 2007-2014 był on właścicielem łącznie czterech samochodów, a nadto korzystał z dwóch innych pojazdów na podstawie umów użyczenia. Z towarzystwa ubezpieczeniowego uzyskano dane dotyczące przebiegów samochodów stanowiących jego własność.

Nadto z Biura Ochrony Rządu uzyskano szczegółową informację dotyczącą okresów, w których Radosław Sikorski zwracał się z prośbą o zrzeczenie się ochrony i nie korzystał z transportu BOR. Informacje te objęte są klauzulą „poufne”.

Przesłuchany w charakterze świadka Radosław Sikorski zeznał, iż w latach 2007-2013 wykorzystywał około 1/3 przysługującego posłowi limitu kilometrów. Do przejazdów wykorzystywał cztery własne podjazdy [sic!], nadto użyczał auta od dwóch wskazanych osób. Ryczałt wykorzystywał do podroży do okręgu wyborczego oddalonego od Warszawy o ok. 300 km oraz do spotkań z pracownikami biur w Bydgoszczy i Nakle nad Notecią. Starał się regularnie udawać do swojego okręgu wyborczego, średnio dwa razy w miesiącu. Był także zapraszany na uroczystości i spotkania do różnych miejscowości na terenie całego kraju.

Cały komunikat znajduje się tutaj.

A teraz fakty, które nie przeszkodziły prokuratorom w wydaniu tej skandalicznej decyzji. Będziemy omawiać rok 2011, bo to najjaskrawszy przykład, który bez konieczności prowadzenia śledztwa pokazuje, że coś tu nie gra.

Na podróże prywatnymi samochodami w samym 2011 r. Sikorski pobrał z sejmowej (czyli Twojej, drogi Czytelniku) kasy 26,5 tys złotych. Za 1 kilometr Sejm zwraca 83 grosze. Pan minister musiał więc przejechać jako poseł 32 tys. km. Da się? Pewnie, że się da, ale nie pełniąc obowiązki szefa MSZ.

W marcu w tygodniku „wSieci” opisałem dość dokładnie kalendarz ministra za rok 2011. Wymieniłem wszystkie jego podróże zagraniczne i spotkania w Polsce jako szefa dyplomacji. Pozwolę sobie przypomnieć:

5 stycznia był w parlamencie. 19 gościł swojego greckiego odpowiednika, 20 znów głosował, a 21 wyleciał do Madrytu. Dodatkowo między 26 a 30 stycznia przebywał w Lichtensteinie i w Davos. Odejmijmy jeszcze weekendy – zostaje 12 dni (zakładając, że nic nie robi w tym czasie jako szef dyplomacji) na śmiganie po Polsce jako poseł własnym golfem lub qashqaiem.

Luty. 3 dni w Monachium, 2 w Izraelu, 4 dni przyjmowania delegacji w Warszawie i jeden w Strasbourgu. Dwa z nich pokrywały się z głosowaniami, a dodatkowy jeden – nie. Odejmujemy soboty i niedziele. Pozostaje 9 męczących dni za kółkiem prywatnego auta.

Marzec. 6 dni w krajach Beneluksu, 1 - w Londynie, 3 – roboczych spotkań w Warszawie i dodatkowe 3 niepokrywające się z innymi obowiązkami dni głosowań. Bez weekendów pozostaje 10 dni.

Kwiecień. Po 1 dniu w Luksemburgu i Katarze oraz 2 - w Berlinie. Dodatkowo ministerialne spotkanie w Warszawie i 3 dni głosowań. Wolnego czasu na motanie na prywatne opony wstęgi szos pozostaje aż 13 dni.

Maj. Wizyty w Libii, Królewcu, Brukseli, na Ukrainie oraz spotkania w Warszawie, Bydgoszczy i Sopocie zajmują Sikorskiemu 8 dni. Głosowania – 3. Po odjęciu weekendów (w tym długiego) pozostaje 9 dni „wolnych” od najważniejszych zadań.

Pracowity czerwiec. Wrocław, Egipt, Tunezja, Luksemburg, Warszawa, Paryż, Kijów, Bruksela i Wilno – obowiązki w tych miejscach pochłaniają ministrowi 8 dni. Dodatkowe 2 zasiada w rządowych ławach przy Wiejskiej. Poza Bożym Ciałem i weekendami – ma 11 dni bez oficjalnych wizyt w kalendarzu.

W lipcu wcale nie odpoczywa. 1 dzień głosowań i aż 13 dni roboczych spotkań jako szefa dyplomacji (na Litwie, we Włoszech i Watykanie, Indiach, Turcji, Belgii, Anglii i Warszawie). Bez weekendów – ostaje się ledwie 7 dni.

Pierwsze cztery dni sierpnia Radosław Sikorski spędza w Pakistanie i Afganistanie. Od razu po powrocie zaczyna się kampania wyborcza (trwa do 9 października), w trakcie której nie wolno korzystać z ryczałtów na podróże prywatnym autem. Podobnie jest we wrześniu.

W październiku minister ma 5 dni spotkań roboczych w Warszawie oraz w Libii, a po zakończeniu kampanii, nie licząc weekendów, pozostaje mu 11 dni na zjeżdżanie nissanem bądź volkswagenem swojego okręgu wyborczego.

W listopadzie zaczyna się nowa kadencja Sejmu (3 dni głosowań) i sporo (10 dni) spotkań ministerialnych (poza stolicą Polski, Sikorski jest też w Londynie – m.in. we Wszystkich Świętych – Brukseli i Berlinie). Po wyłączeniu sobót, niedziel i Święta Niepodległości wychodzi tylko 6 dni „wolnych”.

I wreszcie grudzień. 5 dni spotkań (Bruksela, Bonn, Sztokholm i Moskwa) plus 4 dni przy Wiejskiej. Do tego 5 dni weekendowych i 8 przerwy świątecznej. Ile pozostaje czasu na jeżdżenie po ośnieżonych szosach Kujaw? 9 dni.

Wszystkich dni bez spotkań na najwyższym szczeblu i bez sejmowych głosowań w całym roku wychodzi 87. Ale powyższe zestawienie nie obejmuje obrad Rady Ministrów. W 2011 r. wtorkowych posiedzeń gabinetu Donalda Tuska, gdy szef MSZ nie przebywał za granicą było 46, a więc liczba dni bez obowiązków ministerialnych kurczy się do 41.

Prosty rachunek pokazuje, że w każdy z tych dni poseł Radosław Sikorski musiałby przejeżdżać prywatnym autem 780 kilometrów. A gdzie czas na przygotowanie tych wszystkich wizyt? Na kierowanie resortem? Na narady z premierem i wiceministrami? Na pracę parlamentarzysty i uczestnictwo w sejmowych debatach oraz posiedzeniach komisji? Że o pomniejszych obowiązkach stacjonarnych nie wspomnimy.

Kiedy więc Sikorski jeździł do Bydgoszczy, Nakła, na te wszystkie uroczystości, spotkania etc.? Przypomnijmy: 32 000 kilometrów! Musiałby to robić po nocy, przemierzając dystanse dłuższe niż jego szofer za kółkiem rządowej limuzyny.

Czy prokurator wziął pod uwagę kalendarz ministra? Czy wziął do ręki ołówek, wykonał proste działania na poziomie podstawówki – albo kalkulator, jeśli to zbyt wysoki poziom – i doszedł do wniosku, że wyjaśnienia Sikorskiego nie mają prawa skleić się z tymi liczbami?

Trawestując rządowego kolegę Sikorskiego: polskie prawo istnieje tylko teoretycznie… A prokuratury swoimi kuriozalnymi decyzjami odnośnie ludzi władzy co krok plują nam w twarz. Dlatego tytułowe chusteczki na pewno jeszcze nie raz się przydadzą.

Mam ważniejsze rzeczy na głowie, ale obiecuję poświęcić parę godzin i zajrzeć do akt tego śledztwa, by sprawdzić, jak wnikliwie prokuratorzy zbadali, czy jaśnie państwo z immunitetami mnie i Państwa nie okradają.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych