Zbudowała nas wspólna reakcja polskich polityków i publicystów w sprawie nieszczęsnych słów szefa FBI o polskiej współodpowiedzialności za Holokaust. Od lewicy do prawicy - jedni ostrzej, drudzy bardziej dyplomatycznie - ale jednak zwracali uwagę na niestosowność słów tak ważnego urzędnika amerykańskiej dyplomacji.

Ale wspólnota zbudowana wokół dobrej sprawy nie odpowiada Tomaszowi Lisowi, który wraz ze swoim tygodnikiem kpi z reakcji polskiej opinii publicznej.

Nie warto reanimować tego potworka zwanego polityką historyczną, która jakimś dziwnym trafem zawsze jest polityką absolutnie histeryczną. Nie warto opowiadać głupstw o tzw. pedagogice wstydu

— drwi pan redaktor.

I dodaje:

Polska nigdy nie w historii nie miała tak dobrego wizerunku jak dziś. I to zasłużenie

— cieszy się Lis.

W „potworka polityki historycznej” uderza również Jan Tomasz Gross, który na łamach wcześniej wspomnianego pisma krzyczy z okładki o odpowiedzialności Polaków za Holokaust.

Podskórnie czujemy, że coś w naszej historii, w naszym zachowaniu w dobie Holokaustu nie było w porządku

— czytamy.

Gross również nie rozumie reakcji Polaków na słowa szefa FBI.

Nas w stan alarmu stawia właściwie każde zestawienie słów „Polska” i „Holokaust”, co może już świadczyć o tym, że próbujemy zakrzyczeć wyrzuty sumienia. (…) Sprawiedliwi byli w okupowanej Polsce pariasami bezwzględnie i okrutnie tępionymi przez polskie społeczeństwo

— przekonuje.

By na końcu dodać:

Nigdy nie wyzwoliliśmy się jako naród z piętna antysemityzmu

— ocenia Gross.

Bawiłaby nas ta krucjata Lisa i jego mediów, gdyby nie fakt, że przynosi opłakane skutki. Szkoda, że nawet w tak dobrej i, wydawałoby się, nie budzącej kontrowersji sprawie jak jedność w sprawie polskiej historii, część polskojęzycznej opinii publicznej nie potrafi zachować się przyzwoicie.

Co, oczywiście nie przeszkadza im kilka słów dalej ronić łez nad śmiercią Władysława Bartoszewskiego…

wwr, newsweek.pl