Bronisław Komorowski jest jak środek homeopatyczny: woda rozcieńczona wodą to wciąż tylko woda

Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Prezydentura Komorowskiego to drzemka, lecz przyszedł czas kampanii i jest on niemiłosiernie goniony po Polsce i mediach, żeby nie utrwalił się wizerunek „śpiącego misia”. Ale on nadal śpi.

Dlaczego Bronisław Komorowski, jego szogun Stanisław Koziej i dwaj inni urzędnicy kancelarii prezydenta przysypiali podczas sejmowego wystąpienia szefa MSZ Grzegorza Schetyny? Szogun Koziej i inni zapewne w geście solidarności, żeby prezydent miał stosowne uśpione tło. Natomiast Bronisław Komorowski przysypia niejako rutynowo. Gdy tylko ma jakiś fotel czy krzesło, a impreza z jego udziałem trwa dłużej niż 15 minut, po prostu ucieka w sen. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby to rutynowe przysypianie nie nałożyło się na finał kampanii wyborczej. Bo dopiero wtedy widać, jak bardzo medialny obraz obecnej głowy państwa jest sztuczny, wydumany i jak źle sam Komorowski się z tym czuje.

W ostatnich tygodniach jedynymi poważnymi przejawami aktywności prezydenta Komorowskiego były jego wizyty w Japonii i na Ukrainie. I obie właściwie zostały skompromitowane przez samego prezydenta. Z Tokio zapamiętaliśmy wchodzenie głowy polskiego państwa na meble, zachowanie typowe dla uczestnika rozpasanej szkolnej wycieczki z Głuchej Dolnej i bieganie gen. Kozieja po japońskim parlamencie, by zrobić chlebodawcy fotkę telefonem komórkowym. Plus przypisanie temuż Koziejowi ksywki „szogun”. W Kijowie najważniejszy był komunikat, że ukraińscy goście zrobili polskiego prezydenta „w żyrandol”, czyli najpierw pozwolili mu powiedzieć wiele ciepłych słów pod adresem Ukraińców i obecnych władz tego państwa, by za chwile przyjąć akty prawne czyniące z UPA i OUN narodową świętość, prawnie chronioną. Co obnażyło beznadziejne przygotowanie wizyty. Poza tym prezydent się nudził albo organizowano mu jakieś drugorzędne wycieczki, czyli jego prezydentura był jedną wielką drzemką.

Odnoszę się do ostatnich kilku tygodni urzędowania prezydenta Komorowskiego, ale one są bardzo reprezentatywne. Jego kadencja jest po prostu senna, nudna, leniwa i „żyrandolowa”. I pełna komediowych gagów, ale to nie jest akurat zamierzone. Kiedy widzimy więc prezydenta przysypiającego na mszy czy podczas wystąpienia Grzegorza Schetyny, Bronisław Komorowski jest po prostu sobą i normalnie urzęduje, a z nim, w geście solidarności i „wyrównywania” tła, jego otoczenie. Ale oto przyszedł czas kampanii wyborczej i prezydent jest niemiłosiernie goniony po Polsce i po mediach, żeby naród nie utrwalił sobie wizerunku „śpiącego misia”, bo jednak nie o to chodzi w prezydenturze. Widać jednak, że taka wymuszona aktywność bardzo głowę państwa męczy. Dlatego przysypia gdzie tylko może, a w dziesiątkach wywiadów powtarza te same dziesięć zdań. I zapewne też dlatego daje się wkręcać w takie imprezy w duchu Monty Pythona jak otwieranie nieistniejącej i niebudowanej na serio obwodnicy Inowrocławia.

Z mediów, a głównie z oglądania telewizji wyłania się obraz prezydenta, który haruje od świtu do nocy. To znaczy głównie opowiada o tej harówce, bo konkretów trudno się jednak doszukać. Ale w telewizji chodzi o opowiadanie różnych fabuł, czyli bajek, więc fikcja prezydenckiego zarobienia mieści się w konwencji. Powstaje jednakowoż ogromny dysonans poznawczy. Po pierwsze między tym, co na co dzień, a tym, co w kampanii. Codzienna laba jednak rzuca się w oczy przy kampanijnej wyreżyserowanej aktywności. Po drugie, widać, jak prezydenta i kandydata na prezydenta męczy wymuszona aktywność. Po trzecie, bardzo ostro rzuca się w oczy (i uszy), że zmuszony do działania (nawet pozorowanego) Bronisław Komorowski nie ma właściwie nic do powiedzenia i zaproponowania. Bo ile razy można wypowiadać frazę o zgodzie i bezpieczeństwie oraz świętym spokoju. Po czwarte, widać, że w sytuacjach kryzysowych (np. nieprzyjazne okrzyki, niewygodne pytania, krytyczne artykuły) Bronisławowi Komorowskiemu kompletnie puszczają nerwy. Co oznacza, że jest nieodporny na stres, a w sytuacjach nawet niespecjalnie dramatycznych zaczyna się zachowywać kompletnie nieracjonalnie. To fatalny komunikat, gdyż głowa państwa musi zachować chłód i racjonalność w każdej sytuacji, bo przecież realne jest na przykład zagrożenie obcą agresją. Po piąte, rzuca się w oczy, że prezydent nie potrafi odróżniać tego, co ważne od kompletnych bzdetów. Gdyby to potrafił, nie dałby się wkręcić w otwieranie nieistniejącej obwodnicy, nie zajmowałby się czymś, co nie ma żadnego znaczenia, gdy się sprawuje najwyższy urząd w państwie.

Niektórzy sztabowcy Bronisława Komorowskiego muszą sobie zdawać sprawę z jego wad i ograniczeń, ale znają też media w III RP, więc wpychają swego szefa w coraz bardziej karkołomne sytuacje i zmuszają do uczestniczenia w coraz bardziej obciachowych wydarzeniach. Słusznie sądzą, że „zaprzyjaźnione” telewizje to wszystko potem wygładzą i opatrzą stosownym, wazeliniarskim komentarzem. To przepędzanie Bronisława Komorowskiego po mediach i pozorowanie aktywności ma przykryć jego senne i zblazowane urzędowanie przez ostatnie pięć lat. Im więcej jednak prezydenta w telewizji, radiu, gazetach i na portalach, tym więcej osób zadaje sobie pytanie, co Bronisław Komorowski ma im do zaproponowania. Bo przekaz płynący z dziesiątek jego medialnych ustawek jest taki jak w wypadku różnych preparatów homeopatycznych. Homeopatia polega na rozcieńczaniu jakiejś substancji czynnej tyle razy, że właściwie w roztworze nie zostaje ani jedna cząsteczka tej substancji. Preparat homeopatyczny to w istocie nic, zero, pustka, pic na wodę. Ewentualnie to tylko alkohol, czyli czasem używany roztwór. I leczy on tak jak alkohol, gdyby wypić odpowiednio dużą dawkę.

Wielka aktywność medialna Bronisława Komorowskiego w ostatnich tygodniach pokazuje pustkę jego prezydentury. Bronisław Komorowski jest właściwie wzorcowym preparatem homeopatycznym polskiej polityki. A jego kolejne wystąpienia medialne są sukcesywnym rozcieńczaniem czegoś, co i tak w punkcie wyjścia było już rozcieńczone. Nie ma nawet cienia naukowego dowodu, że preparaty homeopatyczne są ewentualnie czymś więcej niż placebo, czyli niczym. I prezydentura Bronisława Komorowskiego także jest tylko co najwyżej placebo. Adepci środków homeopatycznych mogą nas zalewać milionami dyrdymałów o „dynamizowaniu”, „prawie podobieństw” czy „pamięci wody”, co nie zmienia faktu, że to czysta szarlataneria. I podobnie jest z opowieściami o „dynamizowaniu” Bronisława Komorowskiego oraz jego różnych domniemanych zaletach. Po prostu woda rozcieńczona wodą i tak jest tylko wodą. I niczym więcej.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.