Minister edukacji posyła swoje dzieci do szkół niepublicznych. To swoiste świadectwo dla polskiego systemu oświaty...

fot. fb/MEN
fot. fb/MEN

No i ładnie! Joanna Kluzik - Rostkowska przyznaje, że dwoje z trójki jej dzieci chodzi do szkół niepublicznych. Czyżby minister edukacji nie wierzyła w publiczny system nauczania?

Ze swoich wyborów edukacyjnych minister Kluzik - Rostkowska - zwierzyła się w rozmowie z Super Expressem.

Mam troje dzieci - w liceum, gimnazjum i podstawówce. Liceum i gimnazjum są niepubliczne, podstawówka jest publiczna

— powiedziała minister edukacji. Tabloid przytomnie przypomniał jej, że kiedy wnuczka Millera poszła do niepublicznej szkoły, a on był wówczas premierem, wybuchła afera.

Pani minister nie dostrzega jednak w swoich decyzjach nic niestosownego.

Prywatne [szkoły - red] są lepsze?

— dopytywał Super Express.

To jest bardzo różnie

— ogólnikowo odpowiedziała minister.

O niepubliczną edukację walczyła Solidarność przy okrągłym stole. Jest ona elementem polskiego systemu edukacji. Podział nie przebiega tak, że szkoły publiczne są słabsze, a niepubliczne lepsze. Jest bardzo różnie. Natomiast nie dam się wpędzić w uliczkę, że szkoła niepubliczna jest jakaś dziwna.

— dodała.

Odnosząc się do zapowiadanego przez ZNP strajku nauczycieli ( w sobotę na ulice ma wyjść 20 tys. ludzi) - Kluzik- Rostkowska stwierdziła:

Jestem w stałym kontakcie zarówno z ZNP, jak i Solidarnością czy Forum Związków Zawodowych. I będę mogła im powiedzieć tylko to, co mówiłam już wcześniej: jestem przekonana, że czas podwójnej kampanii wyborczej nie jest najlepszym momentem, aby rozmawiać o tym, co trzeba zmienić w polskiej edukacji.

Minister chwali się: „w ciągu 10 lat dosypaliśmy do systemu 15 mld, z czego zdecydowana większość poszła na podwyżki dla nauczycieli.”

Jeśli środowisko nauczycielskie nie zauważyło dopływu 15 mld zł, to znaczy, że system jest dziurawy. Dlatego wątpię, czy zauważyliby następne 4 mld

— stwierdza.

Kluzik- Rostkowska broni też decyzji o posłaniu sześciolatków do szkół i  nie przyjmuje uwag krytycznych na temat nieudanego darmowego elementarza.

( SE przytacza opinię prof. Gruszczyk-Kołczyńskiej, która uważa, że nie uwzględnia on właściwości rozwoju umysłowego pierwszoklasistów.)

Podręcznik zawsze się pisze, opierając się na podstawie programowej. A akurat pani profesor tę podstawę pisała

— broni się minister.

Można się spierać o wykonanie każdego podręcznika. Chciałabym się dowiedzieć, czy pani profesor jest zadowolona ze wszystkich komercyjnych wydawnictw, z którymi walczyłam, i sposobu przedstawiania w nich matematyki

— dodaje.

Nasz podręcznik do 1. klasy spowodował, że w kieszeniach rodziców zostało 120 mln zł

— zapewnia rozmówczyni SE.

Nie chce natomiast rozmawiać na temat religii w szkołach.

Nie dam się wkręcić w tę rozmowę. Mamy konkordat, który zobowiązuje państwo do wielu różnych rzeczy. I ludzie mają różne opinie na jego temat. To jest temat do rozmowy, ale nie w czasie kampanii

— mówi minister Ewy Kopacz.

No cóż, jeśli kampania utrudnia pani minister zajmowanie stanowiska we wszystkich drażliwych kwestiach, to oznacza, że przez najbliższe pół roku - resort edukacji będzie unikał rozwiązywania jakichkolwiek problemów. Strategia trwania najwyraźniej jest bezpieczniejsza…

ansa/SE

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.