Kolejna wrzutka na rocznicę... Lis z Kamińskim o Smoleńsku! Zegarkowy „Miś” w jednym ma rację: „Lech Kaczyński uznałby mnie za zdrajcę”

fot. wPolityce.pl/Wikimedia Commons / Ryszard Hołubowicz / licencja CC-BY-SA 3.0
fot. wPolityce.pl/Wikimedia Commons / Ryszard Hołubowicz / licencja CC-BY-SA 3.0

Tomasz Lis i Michał Kamiński urządzili sobie wspólny seans nienawiści do Jarosława Kaczyńskiego. Jako temat do bzdurnych dywagacji posłużyła tragedia smoleńska.

W zamieszczonej w „Newsweeku” rozmowie dotyczącej głównie pierwszych dni po 10 kwietnia 2010 r. , pytania Lisa cały czas sugerują, że PiS, a szczególnie Jarosław Kaczyński rozpętali po Smoleńsku falę nienawiści, hipoteza o zamachu to „brednie”, a Platforma z - Donaldem Tuskiem i Ewą Kopacz i Bronisławem Komorowskim na czele – to niewinne ofiary wojny „polsko-polskiej”.

Lis pyta: „Ale czy wyczuwa pan, że w powietrzu jest złość?”, „Kiedy po raz pierwszy słyszy pan, że to był zamach?”, „A słyszy pan złość?”, „A kiedy do pana dotarło, że wyjdzie przy tym straszna polska nienawiść?”.

Kamiński wije się w swoim stylu, zapewniając jakim to ogromnym szacunkiem darzy śp. Lecha Kaczyńskiego, ale staje na wysokości zadania. Wygłasza m.in. hołd dla Donalda Tuska, zapewniając, że katastrofa smoleńska była dla ówczesnego premiera „bardzo ciężkim i traumatycznym przeżyciem”.

I za rzecz bardzo haniebną uważam obarczanie go winą za tragedię smoleńską. Jestem przekonany, że oddałby bardzo wiele, żeby nie powiedzieć wszystko, żeby do tej tragedii nie doszło

— mówi Kamiński.

Lis dzieli się swoim wspomnieniem, z którego wynika, iż redaktor tuż po 10 kwietnia wietrzył wojnę „polsko-polską”, którą – jak sugeruje – wywołała kandydatura Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta.

Ja byłem wtedy w Paryżu. Gdy córka zadzwoniła z informacją o katastrofie, to najpierw pomyślałem, że tragedia, że Mariusz Handzlik i inni znajomi zginęli. A potem, że za chwilę będzie taka wojna polsko-polska, jakiej jeszcze nie widzieliśmy. I że Jarosław będzie kandydował, nie ma innej opcji

— opowiada Lis.

W wywiadzie pełno jest kuriozalnych dywagacji „co by było, gdyby było”. Lis pyta m.in. „jak by wyglądała Polska bez smoleńska?”.

Myślę sobie, że pewnie doszłoby do rozpadu PiS. Ale Smoleńsk usakralizował przywództwo Jarosława Kaczyńskiego. Poza tym go wzmocnił. Gdyby nie było Smoleńska w 2010 r. Jarosław stanąłby przeciwko partii, rozedrgany porażką brata, brat byłby rozedrgany własną porażką. Byliby kompletnie nieracjonalni

— wyrokuje Kamiński.

Co ciekawe, chwilę wcześniej Kamiński nie wyklucza, że Lech Kaczyński mógł wygrać wybory prezydenckie. Gdy Lis oskarża śp. Prezydenta RP, że jego prezydentura była „bardzo słaba”, Kamiński nie jest w stanie zaprzeczyć.

Na pewno obciążeniem była olbrzymia trudność zbudowania pozytywnego wizerunku prezydentury człowieka, którego brat bliźniak stał na czele partii politycznej. Partii tak kontrowersyjnej

— stwierdza.

Lis nawiązuje do wolty politycznej, jakiej dokonał Kamiński.

Dziś broni pan wizji Polski, którą Lech i Jarosław zwalczali z całego serca. Której uosobieniem jest dziś pana szefowa Ewa Kopacz i Bronisław Komorowski. Lech Kaczyński powiedziałby, że jest pan zdrajcą

— zauważa.

On by mnie uznał za zdrajcę z całą pewnością. Gdyby mierzyć ludzką miarą – stwierdza Kamiński.

I w tym jednym, jedynym punkcie, trudno nie przyznać zegarkowemu „Misiowi” racji.

JUB/”Newsweek”


Przemysł pogardy trwa nadal!

Polecamy wSklepiku.pl książkę Sławomira Kmiecika „Przemysł pogardy 2”. Mowa nienawiści wobec Lecha i Jarosława Kaczyńskich przed i po 10 kwietnia 2010 r.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych