Kamiński i Kamiński. Jedno nazwisko, dwa bieguny honoru i odwagi...

PAP/Bartłomiej Zborowski/YT
PAP/Bartłomiej Zborowski/YT

Jest Kamińskich w polityce dwóch. W zasadzie trzech, ale trzeci, zanim zdążył błysnąć, już odleciał na sejmowej darowiźnie, więc nie będziemy się nim zajmować, choć w tej samej partii, co tamci, miał - biedaczyna - swoje dwie i pół minuty.

Z dwóch znacznie ważniejszych Kamińskich pierwszy całe życie hasał po mediach, hulał i brylował na spin-doktorskich salonikach, kreował się na homofoba, a potem przyjaciela gejów, robił wszystko, by mieć. Drugi wolał być, więc w pocie czoła harował dla trochę lepszej Polski. Lepszej, rzecz jasna, nie dla wszystkich. Dla łapówkarzy, dla wszelkiej maści gamoni biznesmenów, którzy nie są w stanie do stu zliczyć, zanim nie dadzą komu trzeba paru baniek z lewego interesu, dla polityków pokroju strasznej Sawickiej, której duch w polityce wciąż unosi się załzawionym swądem – nie miała to być, rzecz jasna, Polska lepsza, ale gorsza.

Jednak dla Pani, Pana, mnie i ludzi, którzy choćby i mieli z czego, to i tak nie dadzą żadnemu szmaciarzowi niczego pod stołem, bo to szuję tylko rozzuchwali – na pewno Polska z marzeń drugiego Kamińskiego miała być lepsza.

Wróćmy jednak do pierwszego Kamińskiego – ten postanowił nagle, że się dłużej w swojej partii opozycyjnej nie mieści. Wyłysiał, dojrzał, opuchliznę pod pudrem zakopał, sińce pod oczami wytłumaczył przepracowaniem, następnie udał się do zaprzyjaźnionego (cóż to za bajka o miłości pod celą…) dziennikarza z prorządowej TVN24 – by mu jak na spowiedzi w podziemiach Komitetu Centralnego Peowskiej Zjednoczonej Partii Ochotniczej opowiedzieć ze szczegółami, jak strasznie zamykano mu usta w partii, która jego nieskromną osobę wyniosła aż na Wiejską. Jemu – facetowi, którego przegonić z telewizji było trudniej niż Niesiołowskiego. Kolega dziennikarz śmiał się w duchu jak głupi do sera.

W tym czasie drugi Kamiński musiał już się tłumaczyć przed Nieformalną Komisją do spraw Kręcenia Lodów - z tego, że ściganie przestępców i wypalanie korupcji żelazem naprawdę uważa za obowiązki szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Pierwszy Kamiński potępiał go jednak coraz bardziej, podobnie zresztą jak wszystko, co kojarzyło mu się z poprzednią partią i niedawnymi kolegami. Jakby nie mógł już nawet na nich patrzeć, jakby na sam ich widok stawała mu przed oczami jego marna osoba, z jej koniunkturalizmem, zdradą, bezwstydem, pychą i kompleksami. Ze świadomością, jak nisko upadł w drodze na szczyt. I że dziś leci dokładnie w przeciwną stronę. Drugi Kamiński czekał więc na najnowszy wyrok sądu, pewien swoich racji, kręgosłupa, wartości i zasad – w tym samym czasie, kiedy pierwszy Kamiński tonął w odmętach politycznego szamba, irytującego nawet tych, którzy podali mu rękę, gdy ugrzązł w politycznym wychodku.

A dziś? Drugiego sąd skazuje na trzy lata więzienia. Sąd rozgrzany jak policzki pierwszego, gdy robi dobrze tym, którzy kiedyś w twarz, a dziś za plecami, pluli na niego bez przerwy. Pierwszy jest symbolem i drugi jest symbolem, pierwszy być może spędzi na wolności całe życie, drugiego władza być może będzie chciała tej wolności na czas jakiś pozbawić…

Dlaczego zatem nikt z Państwa, także z Państwa przyjaciół, znajomych dalekich i bliskich, sąsiadów i kolegów z pracy, nigdy nie chciałby być taki jak pierwszy Kamiński? Dlaczego ci, którym Polska jest bliższa niż Polsat czy TVN, wierzą w uczciwość tego drugiego? Dlaczego jeden Kamiński kojarzy się z godnością, drugi z jej brakiem, jeden z zasadami, drugi z chorągiewką, jeden z ojczyzną, drugi z jakimś odpychającym bantustanem, do którego zresztą chciał uciekać w ambasadory? Odpowiedź jest prosta – bo jeśli czegoś ambasadorem może być Michał Kamiński, dawniej PiS, dziś PO, to wszystkiego tego, co reprezentuje sobą „bohater” wczorajszego dnia, sędzia Łąkodolny czy jak mu tam (nie chciałbym lansować zbiorów pustych), a czego nie ma skazany przez niego wczoraj Marusz Kamiński. Cynizmu, konformizmu, koniunkturalizmu.

Przyłączam się zatem do życzeń dla pana sędziego, które płyną na jego czyste ręce z kolejnych oddziałów milicji, pardon, Platformy Obywatelskiej. My, czyli ja, dziękujemy wam, Łąkodolny, z całego serca. Bo widać, że do pracy na rzecz umacniania władzy PO-ludowej, podchodzicie, jak trzeba. Tak trzymać, będą z was ludzie.

Czemu „będą”, a nie „już są”? Bo na razie to jesteście tchórzem podszyci jak futerko dla żony. I powiem wam, że trudno się z tego nie cieszyć, skoro w waszym zawodzie, Łąkodolny, to jest na ogół początek końca.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.