Sędziemu Łączewskiemu do sztambucha: nadgorliwość gorsza od faszyzmu

fot. PAP/Leszek Szymański
fot. PAP/Leszek Szymański

Wiele z tego, co chciałbym napisać o orzeczeniu sędziego Łączewskiego, napisał już Wiktor Świetlik. W sytuacji, gdy wyrok jest kompletnie niespójny z innymi orzeczeniami, dotyczącymi tej samej sprawy, gdy zapada w apogeum kampanii wyborczej i jest ostrzejszy niż żądania prokuratora, trzeba być skrajnie naiwnym, aby nie uznać, że jest odbiciem prywatnych poglądów sędziego.

Nie sugeruję tutaj przyjmowania zleceń od polityków. Wystarczy, że sprawa zostaje przekazana słusznemu sędziemu. A sędzia Łączewski jest niewątpliwie sędzią słusznym, co można też sprawdzić na jego twitterowym koncie (@wlaczewski). O ile go jeszcze nie zablokował lub nie zlikwidował.

Warto natomiast zatrzymać się na moment nad kpinami tych wszystkich, którzy od paru godzin suflują zgraną kliszę, że „ha ha ha, wszyscy są teraz prawnikami”. Otóż przepisy prawa – karnego, cywilnego czy w części innych kodeksów – nie nakazują sędziemu wydawać w konkretnej sprawie konkretnego wyroku, ale zostawiają mu swobodę w pewnych ramach. Generalnie zaś sędzia ma pełną dowolność oceny materiału dowodowego i zeznań świadków. Jeśli w tych ramach podejmuje wyrok rażący swoją surowością i niespójny z innymi w tej samej (mówiąc potocznie, nie formalnie) sprawie, to nie trzeba być prawnikiem, aby takie orzeczenie krytykować.

Wyrok zapadł, w kręgach rozgrzanych publicystów prorządowych i polityków PO panuje euforia. Może w jakimś gabinecie zaczęto już szykować awans dla sędziego Łączewskiego? Rachuby mogą się jednak okazać niecelne.

Kilkakrotnie pisałem już o tym, że warto zastanowić się, jak poszczególne motywy kampanii widzą zwykli wyborcy, którzy polityki nie śledzą i nie są w stanie pojąć zbyt skomplikowanych mechanizmów. Z wyroku na Kamińskiego dwie strony politycznego konfliktu będą próbowały zrobić użytek. Jak zadziała PO, to dość jasne: będzie próbowała odgrzać stary przekaz z 2007 roku o strasznym PiS i dusznej atmosferze. Jednak skuteczność tego zabiegu może się okazać nikła. Osiem lat to dla wyborców prehistoria, nie pamiętają też okoliczności zdymisjonowania Kamińskiego ze stanowiska szefa CBA. Odwoływanie się do dawnych strachów w sytuacji, gdy Kamiński od lat występuje głównie w roli podsądnego, raczej się nie uda, podobnie jak nieskuteczne jest już ogólne straszenie PiS-em. Niezdecydowani, chwiejni wyborcy nie widzą oddziałów CBA, które pod wodzą Kamińskiego wchodzą o 6 rano do domów Bogu ducha winnych ludzi, ale widzą Kamińskiego przed sądem, a zarazem przypominają sobie wyraźnie – bo to sprawa świeża – ośmiorniczki i obiady za nasze (tyle pamiętają z afery podsłuchowej), konsumowane przez polityków rządzącej elity. I to im się ładnie komponuje: politycy to złodzieje.

Ale, co ważne, nie Kamiński, bo jemu nikt nigdy nie postawił żadnych zarzutów typu etycznego, a tym bardziej korupcyjnego. Jako jeden z niewielu ma wizerunek osobiście uczciwego. Wyborcy mają wbitą w mózg zbitkę „polityk = złodziej” i niekoniecznie kolejny taki przypadek robi na nich wrażenie. Ale robi przypadek odcinający się na plus, a taki jest właśnie Kamiński i to w tym przypadku istotne.

Konkurować będą z sobą zatem dwa przekazy. Pierwszy, który będzie pompować Platforma, dotyczy materii wyroku, czyli przekroczenia uprawnień, za co został skazany Kamiński. Powtórzmy: nie jakiejś kradzieży, przywłaszczenia, korupcji, co można łatwo opisać zbitką „polityk złodziej”, lecz przekroczenia uprawnień. Tego przeciętny wyborca nie rozumie. To zbyt skomplikowane, za trudne. „Przekroczenie uprawnień? A co to jest?”. Do przeciętnego wyborcy ma szansę dotrzeć następujący przekaz: Kamińskiego chcą wsadzić, bo chciał walczyć ze złodziejami. Z kim konkretnie? Z Kwaśniewskimi.

To kolejny problem dla PO: „ofiarą” CBA nie miał być zwykły Kowalski, co mogłoby wzbudzić sympatię, ale były prezydent, który emocji ani sympatii już nie budzi. Ludzie są raczej skłonni myśleć: „Kwaśniewski się nakradł, a Kamiński chciał złodzieja złapać”.

Kolejna kwestia to sąd. Polacy sędziów i sądów nie lubią i nie darzą zaufaniem. Zatem w prostym przekazie cała historia znakomicie się układa: „Złodziej Kwaśniewski się nakradł, Kamiński chciał go złapać, ale sędzia go skazał. A sędziowie, wiadomo, pod rękę z władzą, też złodzieje. Jedna mafia”. I to widzenie sprawy akurat idealnie współgra z przekazem wyborczym PiS. Na miejscu sztabowców PiS zrobiłbym z wyroku na Kamińskiego jeden ze sztandarów kampanii, a na koniec wysłałbym sędziemu Łączewskiemu butelkę dobrego łyskacza z bilecikiem zawierającym znaną sentencję: „Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu”.


Aleksander Majewski w wywiadzie z najlepszymi polskimi dziennikarzami śledczymi: „Afery III RP”. Książka do nabycia w naszym internetowym sklepie wSklepiku.pl. Polecamy!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.