Prezydencka kampania przebiega wedle zasady, temu damy konia z rzędem, temu buzi, temu w gębę. Rzeczowa debata dopiero nastąpi

fot. PAP/ J. Turczyk/R. Guz
fot. PAP/ J. Turczyk/R. Guz

Gdyby komuś umknęło, prezydenta wybierać będziemy już 10 maja. A jeśli nie wyjdzie, to w dogrywce 24 maja. Do tej pory zgłosiły się aż 23 komitety aspirantów różnej maści. Startować każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, niekiedy człowiek musi, inaczej się udusi…

W najgorszym razie zawsze będzie można wpisać sobie w cv, że się kandydowało na prezydenta RP, a i ludziska przy okazji dowiedzą się o istnieniu takich np. partii, jak Dzielny Tata, Wspólnota Patriotyczna Solidarnej Deliberacji, czy Wspólnota Kazachska, której pani prezes chciałaby z pałacu zmieniać postrzeganie muzułmanów w naszym kraju. Pretendentów do najwyższego urzędu w Rzeczpospolitej różni to i owo, ale łączy ich jedna cecha: choć nie wszyscy są katolikami, wszyscy wierzą w cuda.

Taki np. latający recydywista, który o prezydenturę ubiegał się już w 1995, 2000, 2005, 2010 roku i teraz, Janusz Korwin-Mikke. Na co liczy? - nie wiem. W każdym razie kandydat w pilotce powinien za wytrwałość w teorii obalania socjalizmu, likwidacji „bandyckich podatków dochodowych” oraz w żądaniu przywrócenia kary śmierci otrzymać tytuł honorowego muszkietera (od muszki, ma się rozumieć). Albo równie barwna postać, imiennik Korwin-Mikkego, Janusz Palikot - znawca musujących win, trawki, nierogacizny, seksgadżetów i broni krótkolufowej, samozwańczy przyjaciel hinduskiego mnicha, ostatnio widziany na fotografii w trumnie. Kiedyś nie lubił nie lubiących Kościoła, aż sam go znielubił i dokonał publicznego aktu apostazji pod kurią Franciszkanów w Krakowie, przybijając niczym Marcin Luter swoje pismo do drzwi katedry. Pedałów też nie lubił, czego dał wyraz na okładce swego tygodnika „Ozon” z coverem pt. „Zakaz pedałowania”, w końcu jednak ich pokochał, i transis itp., i teraz oczekuje, żeby jego kochano.

Niestety, ludzie są wredni, podli i źli, na wdzięczność ludzką nie ma co liczyć. Nawet była partnerka Palikota do tańca Anna Grodzka, dawniej Krzysztof Bęgowski, instruktor polityczny młodych kadr w komunistycznej PZPR, a w stanie wojennym członek uniwersyteckiej egzekutywy Podstawowej Organizacji Partyjnej, rzuciła mu kłodę pod nogi i postanowiła sama ubiegać się o to, o co walczy jej były protektor. Cóż, kobieta Grodzka zmienną jest, ale też sama chciałaby coś pozmieniać w naszym polskim zaścianku, o czym rozpisywał się niedawno nawet niemiecki „Bild”.

Do dokonania zmian w pałacu prezydenckim pali się również kandydat ludowców Adam Jarubas, który zna się na naszej wsi spokojnej, wsi wesołej, a dodatkowo interesuje go także polityka zagraniczna. Np. umowa o wolnym handlu Europy i USA, która stwarza - jak ostrzega - „wiele zagrożeń” dla naszych rolników. Jarubas boi się, czy nasi chłopi podołają konkurencji z „wysokoproduktywnym, takim towarowym” amerykańskim rolnictwem. Ponadto lider PSL mówi, że wie, co zrobić z agresywną Rosją: nic, nie machać szabelką i szanować ją, znaczy tę Rosję. Jak trzeba, Jarubas może też zatańczyć i zaśpiewać „Będziesz moją panią” z repertuaru Marka Grechuty.

Kandydatka lewicy Magdalena Ogórek ani do śpiewu, ani do tańca, ani do różańca się nie pali, w ogóle się nie pali i małomówna jakaś. Może to i lepiej dla Leszka Millera. Pani Magda jest bardzo wrażliwa na ludzkie nieszczęście, np. z powodu katastrofy niemieckiego samolotu we Francji odwołała w Polsce swoje wyborcze występy. Może i słusznie, bo chyba powiedziała już co miała, żeby ludzie do niej pisali, bo ona też pisze, ba, w planie ma napisanie całego prawa od nowa. Poza tym, skoro reprezentuje SLD, chodzi jej o to, żeby Polska rosła w siłę i ludziom żyło się dostatniej. Młodym zwłaszcza, którzy emigrują i tułają się po świecie za chlebem.

Kto tam jeszcze? - wszystkich nie wymienię, ale kandydata Pawła Kukiza pominąć nie sposób: też rozśpiewany i jaki bezkompromisowy: to dołoży proboszczowi, który po pijaku zniszczył toyotę, to znów lewicy stojącej za panią Ogórek, że zacytuję in extenso:

„Jak ja się wami k…y brzydzę/Jak ja was dobrze k…y znam/Jak ja się bardzo ludziom dziwię/Którzy wybrali taki chłam”…,

czy np. szwabom, jak w patriotycznym tekście spod jego pióra pt. „Heil Sztajnbach”, albo o „Rozmowach u Sowy”, z refrenem:

„Co się stało !?!/Co się dzieje !?!/Co się dzieje tutaj !?!/K…a jego mać !?!”.

Prezydentura Kukiza mogłaby być troszkę straszna, troszkę śmieszna, a w każdym razie całkiem oryginalna. Na tym tle kandydat PO, urzędująca głowa naszego kraju nad Wisłą, prezydent Bronisław Komorowski nie ma się czym popisać. Coś-tam niby popełnił w mowie i piśmie, miał nawet parę hitów, i na gościnnych występach w japońskim parlamencie pohasał, ale krytycy twierdzą, że to nieporozumienie i beztalencie. Nieprawda. Właśnie zaczął umacniać naszą międzynarodową pozycję na Dniach Przyjaźni Polsko-Węgierskiej, pomnik obrońców Żydów odsłonił, na panel dyskusyjny w Brukseli poleciał, a i o Rosji odważnie napomyka, że przez jej zachowanie na Ukrainie „fundamenty bezpieczeństwa są nadwyrężone”. Czasem też zahaczy swego największego rywala Andrzeja Dudę z PiS, bo ten zamiast wychwalać prezydenta RP, że jest najwspanialszy i uwielbiany przez naród, bruździ mu i podrywa autorytet.

Zamiast sam wytłumaczyć się ze „Skoków”, Duda atakuje Bogu ducha winnego Komorowskiego. Ostatnio, że prezydentowi euro się zachciewa, co oznaczałoby drożyznę w polskich sklepach (tak jakby dziś była tanizna…), i cuda-wianki obiecuje rolnikom, znaczy ten Duda, że nie dopuści do wykupu ziemi przez cudzoziemców i doprowadzi do wyrównania dopłat dla naszych chłopów do takiego poziomu, jak w RFN czy we Francji. Nie wie, co plecie i ma za swoje:

„Gwałtowanie runęło poparcie dla Dudy”, doniósł w tytule nasz odpowiednik „Bilda”, bulwarowy „Fakt”. Daje po oczach. Co prawda pod względem zebranych głosów lider PiS wręcz rozgromił konkurentów i w doniesieniu tabloidu chodziło po prawdzie o to, że przewróciły się kartony zawierające półtora miliona podpisów z poparciem dla Dudy, ale może komuś nie będzie chciało się czytać o tym nudziarzu i zapamięta sam nagłówek…

Co wynika z dotychczasowego przebiegu kampanii prezydenckiej? Ogólnie rzecz biorąc, niewiele. Trochę folkloru, trochę wywlekania tematów zastępczych przez obóz rządowy dla odwrócenia uwagi od własnego nieróbstwa, trochę prowokacji i szukania haków na konkurencję. Prezydencka kampania wyborcza przebiega wedle zasady, temu damy konia z rzędem, temu buzi, temu w gębę. Nic jednak nie jest przesądzone. Jak można się spodziewać, rzeczowa debata nastąpi dopiero w drugiej turze, gdy odcedzony zostanie cały ten polityczny plankton.

„To nie żadna wpadka oddać głos na Radka. Tym bardziej nie wiocha, gdy się Bronka kocha”,

— wierszował Komorowski w Toruniu podczas prawyborów w macierzystej PO w 2010r. Dziś wiadomo, że głosy na Radka to była wielka wpadka, zaś co do wiochy - prezydentowi wyszła słoma z butów bez niczyjej pomocy. Prócz analiz co zrobił i czego nie zrobił, pozostają do wyegzekwowania odpowiedzi na pytania o ciemną stronę mocy postawione m.in. przez Marka Pyzę i Marcina Wikłę w tygodniku „ wSieci” z początku marca. Choćby tylko z tego względu warto doprowadzić do drugiej tury.


Więcej o szansach B. Komorowskiego, A. Dudy i pozostałych kandydatów i specyfice kampanii prezydenckiej w Polsce mówi Ludwik Dorn w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”.

wSieci” - Największy konserwatywny tygodnik opinii w Polsce  w sprzedaży także w formie e-wydania.

Szczegóły na:http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.