Polacy na rosyjskim celowniku, a rozkład III RP w niebezpiecznie zaawansowanym stadium...

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Rosyjska wojna propagandowa przeciwko Polsce trwa. W ostatnich miesiącach staliśmy się stałym celem rosyjskiej wojny informacyjnej.

To oni pomagali przygotowywać nacjonalistów, szkolili bojowe grupy w zachodniej Ukrainie, w Polsce i częściowo na Litwie

mówił niedawno Władimir Putin po swojej kilkunastodniowej nieobecności w życiu publicznym. Prezydent Rosji oskarżając Polskę o udział w wojnie na Ukrainie wsparł wielomiesięczną akcję przeciwko Polsce.

Los krajów bałtyckich i Polski jest przesądzony! Trzeba ich bić dusić i niszczyć

mówił wcześniej znacznie dosadniej Żyrinowski, uchodzący za politycznego błazna człowiek od specjalnych zadań propagandowych na Kremlu.

To jedynie przykłady szeroko zakrojonej kampanii przeciwko Polsce. Kampanii ogarniającej świat polityki, mediów, internet. Rosyjscy politycy, agenci wpływu, oddziały cybernetycznych propagandzistów od tygodni prowadzą zmasowaną akcję przeciwko Polsce.

Od dłuższego czasu prorządowe media w Rosji starają się przedstawić Polskę i Polaków w jak najgorszym świetle. Niestety, putinowska propaganda robi swoje. Ogłupieni nią ludzie, zaczynają nas nienawidzić. Dowodem na to są tworzone przez zwykłych Rosjan demotywatory - niecenzuralne, obleśne i prostackie obrazki dotyczące Polski

pisał na początku marca „Fakt” i prezentował galerię wymierzonych w Polskę memów.

Rosja szerzy nienawiść wobec Polski, zaś w Polsce dezinformacje, panikę, chaos, czyli robi to, czego należy się po niej spodziewać. Robi to, po co chętnie sięga od lat.

Ostatnio można się było przekonać o sile tej propagandy. Jeden z żołnierzy z Kirgizji przyznał, że dał się zwieść rosyjskiej propagandzie, która przedstawia wojnę na Ukrainie, jako wojnę przeciwko nazistom i faszystom.

Jechałem do Ługańska przekonany, że są tam faszyści. Rosyjska telewizja informowała, że na Ukrainie podnoszą głowy faszyści i naziści, pokazywała swastykę. Okazało się, że to zwykła propaganda

mówił człowiek o pseudonimie Manys. Został tak zmanipulowany, że przebył tysiące kilometrów, by walczyć z ukraińskimi oddziałami. Dopiero po jakimś czasie zobaczył, że stał się ofiarą kłamstwa. I wycofał się z frontu.

Warto mieć w pamięci przykład tego emerytowanego żołnierza, gdy widzi się antypolską kampanię, gdy czyta się o kolejnych jej skutkach. Niedawne sondaże wskazują, że rosyjska propaganda może być bardzo skutecznym narzędziem zaogniania relacji polsko-rosyjskich. W audycji TVN24 dziennikarz postkomunistycznej „Polityki” wskazał na ciekawe badania, jakie miały się odbyć w Rosji. Marek Ostrowski wskazał, że „przez działalność kremlowskiej propagandy rosyjska opinia publiczna uważa Polaków za większych wrogów niż np. Niemców”.

Polacy awansowali na drugiego z kolei wroga Rosjan po Ameryce

— mówił, dodając, że sprawa jest poważna.

I rzeczywiście należy ją traktować jako sytuację poważną, szczególnie w świetle innych badań. Okazuje się, że w ocenie 68 procent Rosjan ich kraj jest zagrożony agresją wojskową. Rosjanie czują, że mogą stać się ofiarami wojny. Choć obiektywnie patrząc te wyniki trzeba uznać za oderwane od rzeczywistości, niestety łączą się one w całość z innymi doniesienia o Rosji.

Cytowane sondaże oraz historia „Manysa” wskazują, jakie zagrożenie wiążę się z wojną informacyjną przeciwko Polsce. Rosjanie, czujący nienawiść do Polaków, czujący zagrożenie wojną, poddawani skutecznej indoktrynacji mogą wręcz zacząć wymagać, by ich władze prowadziły agresywną politykę, a może nawet dokonały uderzenia wyprzedzającego. To realny problem wynikający z działań rosyjskiej wojny informacyjnej wymierzonej m.in. w Polskę. W rozumieniu doktryny wojennej Rosji kampanie informacyjne są częścią nowoczesnej wojny. To pokazuje skalę wyzwania i zagrożenia, jakie płynie ze Wschodu.

Niestety mimo tego Polska nie wydaje się podejmować skutecznych działań. Nie widać żadnej chęci podjęcia ofensywy informacyjnej, ani na odcinku wschodnim, ani zachodnim. Na Zachodzie Polska nie zabiega o poparcie i zrozumienie naszej sytuacji i interesów. Unika tego, m.in. szerząc fałszywy przekaz historyczny o Polakach i Polsce, wzmocnienia w narodach Zachodu poczucia, że o Polsce warto pamiętać i warto ją wspierać. A to tym bardziej zasadne, im mocniej Europie Zachodniej zagraża islamski radykalizm, odwracający uwagę od Wschodu. A że zagraża mieliśmy już kilka przykładów. Na wschodzie Polska nie toczy natomiast, np. za pośrednictwem wzmocnionego i przebudowanego kanału TV Biełsat, wojny informacyjnej na obszarze rosyjskojęzycznym. Unika walki o coraz bardziej zmanipulowaną, a także nieprzychylną nam opinię publiczną. Widać brak dobrej diagnozy z czym mamy do czynienia, widać brak chęci działania i samych działań. To oznacza zgodę na niebezpieczny dla Polski i Polaków trend.

Ten trend niestety rozlewa się również po polskiej rzeczywistości. W związku z kolejnymi falami działań Rosji na Wschodzie w mediach tzw. głównego znów roi się od ludzi uwikłanych w związki z Rosją. O tym, jak rozumieć Rosję i reagować na jej działania mówią Polakom komunistyczni działacze, politycy, ludzie powiązani z prorosyjskimi służbami pokroju Dukaczewskiego, Czempińskiego czy Makowskiego. Ludzie rozpracowywani przez Rosję, ludzie kształtowani przez ZSRS zależni od Moskwy są dziś mentorami polskiej opinii publicznej i interpretują to, co dzieje się na Wschodzie. To więcej niż zbrodnia na opinii publicznej, to błąd, który może się mścić. Widząc jednak popularność takich ludzi nie dziwi fakt, że w Polsce jawnie działają partie prorosyjskie, że firmy np. Gazprom korumpują młodych naukowców stypendiami i wyjazdami do Rosji, że na UJ organizuje się wykłady rosyjskiego ambasadora itd. Lista działań rozmiękczających Polskę i rusyfikujących społeczeństwo jest długa. W wojnie informacyjnej Rosja ma wielu sojuszników również w Polsce.

Wojna informacyjna prowadzona jest nie tylko na poziomie mediów i świata kultury. To również domena działań polskich służb specjalnych. Dziś powinniśmy wzmocnić działanie na kierunku wschodnim, powinniśmy wzmacniać sieci agenturalne w Rosji, w tym w obwodzie królewieckim, na Białorusi, na Ukrainie, by monitorować co dzieje się wokół naszego kraju, by wiedzieć czego się spodziewać. Coraz więcej osób przekonuje, że wojna Rosji przeciwko Ukrainie powinna być dla Polski swoistym polem doświadczalnym, które pozwoli nam uczyć się jak wygląda rosyjska wojna nowego typu, jak wygląda strategia Rosji i w jaki sposób się jej przeciwstawiać. Do tego jednak potrzebne są przede wszystkim właśnie skuteczne i efektywne służby, a także aktywna polityka zagraniczna. Tymczasem z oboma gałęziami działalności państwa jest źle. Polska polityka zagraniczna nie istnieje na odcinku wschodnim. Z Polską nikt się nie liczy, nikt nie pyta o zdanie. Nikt też nie stara się prowadzić z nami negocjacji ani walczyć o nasze poparcie. Rząd PO-PSL sam zrezygnował z działań na odcinku wschodnim. Dziś trudno liczyć, że w obliczu zagrożenia działaniami wojennymi Ukraina będzie zainteresowana wzmacnianiem relacji z Polską, która pokazała wiele razy, że nic nie może i nic nie chce móc. Tymczasem właśnie stałe, dobre relacje z Ukrainą stanowić powinny podstawę wyciągania przez Polskę wniosków z wojny na wschodzie Ukrainy. Współpraca dyplomatyczna z napadniętą Ukrainą jest niezbędna, byśmy mogli wyciągnąć dobre wnioski z tego, jak działa Rosja. Tak będzie nam się łatwiej zabezpieczyć.

Niestety jednak na autorów polskiej polityki zagranicznej nie ma co liczyć. Oni nie wydają się zdolnymi do powrotu do gry w polityce międzynarodowej. Niestety również z działalnością służb specjalnych nie jest dobrze. W ostatnich miesiącach mieliśmy szereg dowodów, że polskie służby specjalne działają źle. Szczególnie na odcinku kontrwywiadowczym. O tym, co dzieje się w ABW pisały jakiś czas temu media, na podstawie wiadomości, które miały wypłynąć z samej Agencji. W świetle tych informacji ABW jest przeżarta „nepotyzmem, samobójstwami, aferami. Panuje tam totalny bałagan. I niestety można zaobserwować kolejne sygnały świadczące, że polski kontrwywiad cywilny i wojskowy nie działa dobrze. Jak się okazuje polskie służby nie były w stanie wykryć i zapobiec fatalnej praktyce nagrywania najważniejszych osób w Polsce. Fakt, że dopuszczono do nagrywania ministrów, prezesa NBP, najważniejszych ludzi w rządzie i polskiej gospodarce jest skandalem, a być może celowym zaniedbaniem służb. To działanie służb doprowadziło do destabilizacji polskiego państwa, a być może do powstania tzw. kompromatów na postaci z życia publicznego. Okazało się, jak bardzo zdegenerowany jest cały obszar bezpieczeństwa narodowego. Służby nie były w stanie zapobiec przestępczemu procederowi, który ponoć był realizowany przez „gang kelnerów”. Jeśli z nimi sobie nie poradzono, na co można liczyć w starciu z rosyjską machiną?

Sytuacja jest więcej niż poważna, o czym świadczy również historia pewnego zdjęcia. Fotografia prezydenta Komorowskiego ze skompromitowanym człowiekiem WSI, Piotrem P. zamieszanym w milionowe oszustwa za czasów Fundacji Pro Civili, a potem w SKOK Wołomin, jest znacznie poważniejsza niż próbuje się wmówić Polakom. Kolejny raz okazuje się, że polskie państwo, w szczególności służby nie istnieją. W Polsce nie funkcjonuje ochrona kontrwywiadowcza najważniejszych osób w kraju. Otoczenie prezydenta Komorowskiego twierdzi, że prezydent i P. się nie znali, a zdjęcie było przypadkowe, a wykonano je na promocji filmu, którego P. był producentem. Niewiarygodnie brzmi przekonywanie, że Komorowski P. nie znał, ponieważ P. działał w Fundacji Pro Civlii, gdy Komorowski był szefem MON, a nadzorowane przez niego WSI prowadziły ponoć poważną operację przeciwko P. (dziwnym trafem nie zakończoną niczym). Jednak jeśli przyjąć, że rzeczywiście obóz prezydenta nie był świadomy z kim ma do czynienia, powstaje pytanie dlaczego odpowiednie służby nie zapewniły prezydentowi ochrony kontrwywiadowczej? Dlaczego nie informowano go o przeszłości P., człowieka którego de facto promocję wsparł Komorowski obecnością na premierze filmu? Dlaczego służby nie informowały o przeszłości P. i jego związkach z wyłudzaniem pieniędzy z WAT-u? Dlaczego nie informowały prezydenta, że jego syn pracuje w spółce powiązanej właśnie z aferzystą? Czy prezydent miał taką wiedzę i ją zignorował, czy też służby zawiodły? Trudno przesądzić, ale nie można uznać tego za drobny incydent.

Przecież dokładnie tę samą historię przeżywaliśmy zaledwie kilka lat temu, gdy rodzina tym razem premiera, czyli Michał Tusk, pracował na rzecz Marcina P. i firmy OLT Express. Firmy aferzysty, który do dziś nie odpowiedział za aferę Amber Gold. To wtedy w kampanię promocyjną linii lotniczej włączyli się ludzie PO ciągnąc samolot po płycie lotniska w Gdańsku. To wtedy establishment III RP i państwo polskie było ślepe na sprawę realnych działań P. i jego oszukańczego biznesu. A wręcz je wspierało i promowało. Gdzie były wtedy służby? Czy działały? Czy ostrzegały premiera? Czy ostrzegały władze lokalne na Pomorzu? Do dziś te pytania pozostają otwarte, zaś afera Amber Gold niewyjaśniona.

Równie niepokojące są sygnały płynące od lat z kontrwywiadu wojskowego. Do dziś nie wiadomo o co chodziło w sporze SKW-gen. Skrzypczak. Nie wiadomo czy zarzuty podnoszone przez Skrzypczaka, dotyczące przemytu przez ludzi SKW, dotyczące wyłudzania publicznego mienia, dotyczące de facto pracy na rzecz lobbystów z branży przemysłu obronnego są zasadne. Do dziś nie jest jasny statut powiązań SKW i rosyjskich służb. Nie wiadomo czy umowa z FSB zawarta kilka lat temu jest wciąż obowiązującą, czy też została zerwana. Nie wiadomo czego de facto dotyczy, ani czy została zawarta zgodnie z prawem. Nie wiadomo, czym skończyły się działania wymierzone w szpiegów złapanych przez służby. Czy SKW nie za późno złapało oficera, który miał sprzedawać Rosji materiały dotyczące F 16? Pytań dotyczących polskich służb jest wiele. Dotyczą one również sprawy afery taśmowej, która miała skłonić MSW do podsłuchiwania byłych szefów służb, którzy byli ponoć podejrzewani o organizację afery. Choć były szef MSW, policja i ABW zaprzeczyły, by istniała tajna grupa inwigilująca generałów, pytanie w tej sprawie pozostaje otwarte.

Do tego obrazu działań służb i wojny informacyjnej należy dołożyć kolejne wnioski płynące z wydarzeń sprzed tygodni. Pożar mostu w Warszawie pokazał upadek zarządzania obiektami strategicznego przeznaczenia. Okazało się, że ważnego mostu w stolicy nikt nie monitoruje, że ważne systemy łączności MON są bez należytego zabezpieczenia. Ba, że most jest nielegalnie eksploatowany przez firmy telekomunikacyjne, które układają swoje kable bez pozwoleń i konsekwencji. Można sądzić, że podobna samowolka i brak nadzoru może dotyczyć wielu innych obiektów strategicznych. A jak wskazuje historia budowy gazoportu w Świnoujściu również strategicznych inwestycji kluczowych dla bezpieczeństwa narodowego. Dziś okazuje się, że służby specjalne nie zadbały o to, by zabezpieczyć Polskę przed negatywnymi skutkami podpisania kontraktu z firmą Saipem, która ma powiązania z rosyjskim kapitałem. Wiadomo tymczasem, że gazoport zagraża rosyjskim interesom. Dziś gazoportu nie ma a Saipem nie może realizować kontraktu. Gdzie zatem były służby? Jak dbały o polskie interesy narodowe? Czy zabezpieczyły interesy państwa? Efektów takich działań nie widać…

Polskie służby, polskie państwo jest niewydolne i niezdolne do wejścia w działania ofensywne w wojnie informacyjnej, jaką wypowiedziała nam Rosja. Na bazie działań informacyjnych, w służbach oraz szczeblach decyzyjnych widać niepokojący bezwład, brak umiejętności i chęci dbania o polskie interesy i bezpieczeństwo kraju i narodu. Rosja zwiększa opresję wobec Polski, zaś państwo polskie kolejny raz demonstruje w jak dramatycznym rozkładzie znajdują się elity rządowe oraz struktury państwa. Wygaszanie Polski jest w niebezpiecznie zaawansowanym stadium…

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.