Zamiast rządzić, premier Kopacz plecie o Dolce i Gabbanie, a prezydent Komorowski bigosuje

Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Gdy wojna u granic, protesty społeczne i rekordowa liczba samobójstw (6165 w 2014) - głównie osób mających ponad 55 lat i niemogących utrzymać rodzin, Ewa Kopacz rozlicza panów Dolce i Gabbanę.

Co robi premier kraju frontowego, za którego granicą toczy się wojna, któremu zagraża agresywne mocarstwo? Uspokaja społeczeństwo i podnosi jego ducha przedstawiając plany obronne, agendę szybkiego dozbrojenia armii, plany ćwiczeń i mobilizacji, proobronne działania na forum międzynarodowym? Nic z tego. Premier kraju frontowego opowiada dyrdymały o tym, czy bojkotować produkty Domenico Dolce i Stefana Gabbany i czy ich poglądy na zapłodnienie in vitro oraz adopcję dzieci przez homoseksualne pary są naganne i jak bardzo. Choćby to jedno wydarzenie dowodzi, że Ewa Kopacz nie powinna być na stanowisku premiera ani godziny dłużej.

Ewa Kopacz nie jest w stanie - jako premier szóstego pod względem potencjału i znaczenia państwa Unii Europejskiej i 22. gospodarki świata - oderwać się od bohaterki sesji w piśmie „Viva” oraz nałogowej czytelniczki tego magazynu. Jest po prostu niezdolna do sprawowania funkcji premiera. Nie tylko premiera dużego państwa, obecnie zagrożonego, ale nawet funkcji kapitana-regenta (kogoś w rodzaju szefa państwa) spokojnej i malutkiej Republiki San Marino. Jest nie do wyobrażenia, żeby kanclerz Niemiec czy premierzy Woch bądź Hiszpanii, które obecnie są bezpieczne, zajmowali się na konferencji po obradach Rady Ministrów takimi bzdurami, jak opinia na temat panów Dolce i Gabbana. To może wymyślić i zrealizować tylko Ewa Kopacz.

Gdyby ktoś z zagranicy posłuchał w marcu 2015 r. premier polskiego rządu, pomyślałby, że ma do czynienia albo z przedstawieniem w stylu Kabaretu Moralnego Niepokoju (obecnie Robert Górski gra „prezydenta” Europy Donalda Tuska), albo z jakąś groteską. To się dzieje przecież w momencie, gdy opinia publiczna dowiaduje się nie tylko o zagrożeniu ze strony Rosji, ale i o kolejnych 11 nagraniach w aferze taśmowej, które dowodzą kompletnej degrengolady państwa oraz zawłaszczeniu go przez mafię. To się dzieje w czasie, gdy protestują albo organizują się do protestu kolejne wielkie grupy społeczne, które na zielonej wyspie ledwie zipią, takiego doświadczają dobrobytu. To się dzieje wtedy, gdy kolejni politycy rządzącej PO są zatrzymywani za korupcję, której rzeczywista skala jeży włosy na głowie. To się wydarza w momencie, gdy ujawniane są dane o rekordowej liczbie samobójstw Polaków (6165 w 2014 r.), przede wszystkim tych, którzy mają ponad 55 lat i nie są w stanie utrzymać swoich rodzin. Przykłady negatywnych zjawisk i procesów można by mnożyć. I w takim momencie premier Ewa Kopacz o żadnym z tych problemów nie zająknęła się nawet słowem, natomiast wdała się w żenujące dywagacje o poglądach panów Dolce i Gabbana.

Powiedzieć, że premier Kopacz i jej ministrowie oraz politycy rządzącej PO żyją w alternatywnej rzeczywistości, to mało. Oni już dawno opuścili granice Układu Słonecznego i krainę zdrowego rozsądku, elementarnej logiki oraz podstawowych zasad etycznych. Ale ich „odjazd” byłby jeszcze jakoś do zniesienia. Chodzi o to, że oni kpią w żywe oczy z przeciętnych obywateli i gardzą nimi w sposób wielokrotnie przewyższający pogardę aparatczyków z PZPR. To samo demonstruje w swoich podróżach wyborczych po Polsce prezydent Bronisław Komorowski. Gdy posłuchać, jak poucza i strofuje Polaków na wiecach wyborczych, widać to samo poczucie lekceważenia i pogardy dla ludzi, jakie wobec stoczniowców demonstrował 25 sierpnia 1983 r. ówczesny wicepremier Mieczysław Rakowski. Robi to ten sam swojski „wujcio Bronek”, który pozuje na dobrotliwego sołtysa całej Polski. Bronisław Komorowski jako prezydent bawi się w nic nieznaczące pozory w postaci posiedzeń fasadowej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie mówi się o oczywistościach i tym gadaniem zastępuje potrzebne i konieczne działania. No i mamy jeszcze nieustanne bigosowanie Komorowskiego, choć nie w sensie znanym w staropolszczyźnie (jako rwaniu się do bitki), lecz polegające na ględzeniu o niczym, czyli m.in. o bigosie z kapusty.

Obserwując to, czym się zajmują rząd i prezydent, można odnieść wrażenie, że funkcjonują oni w doskonałej nierzeczywistości (w sensie opisanym w 1977 r. przez Kazimierza Brandysa). I udają, że poza tą ich nierzeczywistością nie ma innego, groźnego i nieprzyjaznego świata. Z jednej strony świadczy to o kompletnej intelektualnej nieporadności, która nie pozwala nawet poprawnie opisać realnego świata, z drugiej - o totalnym immoralizmie, objawiającym się w nieodpowiedzialności jako zasadzie działania. To się wręcz w głowie nie mieści, jak można rządzić 38-milionowym narodem i dużym państwem nie posiadając nawet elementarnych umiejętności technicznych i organizacyjnych, bo o kwalifikacjach intelektualnych i moralnych nawet nie warto wspominać. Jedynym pragnieniem obecnej władzy jest to, żeby Unia Europejska i NATO decydowały za nią, bo wtedy jakoś ujdą ich kompletna nieudolność i brak kwalifikacji. Tylko że ani UE, ani NATO nie zastąpią suwerennego rządu, co na każdym kroku w Polsce widać, słychać i czuć. Ale władzy to nie obchodzi. Stąd mamy co jakiś czas takie wytryski intelektu i strategii jak dywagacje o panach Dolce i Gabbana.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych