Oni i ich kandydat na prezydenta

fot. PAP/Grzegorz Momot
fot. PAP/Grzegorz Momot

Źle się dzieje w państwie polskim i z państwem polskim. Nasz kraj wysycha demograficznie, zadłużenie rośnie w lawinowym tempie, utrzymuje się wysokie bezrobocie. W ostatnich latach powiększył się obszar ubóstwa, wielu Polaków marnie zarabia, rosną różnice majątkowe. Ponad połowa Polaków nie uczestniczy w wyborach. Nie ma dziedziny, która funkcjonowałaby bez zarzutu. Ale władza jest z siebie bardzo kontenta.

Oto prezydent Bronisław Komorowski, kandydat Platformy Obywatelskiej w wyborach prezydenckich, na konwencji 7 marca stwierdził, że „żyjemy w złotym wieku dla Polski”. Jednocześnie wiele mówił o „zgodzie i bezpieczeństwie” oraz „dobrobycie naszych dzieci”.

Rzeczywiście, „oni” czyli władza, mają powody do indywidualnej i grupowej satysfakcji. Rządzą nieudolnie, arogancko, dbając jedynie o swoich. Zamiatają afery pod dywan i permanentnie opluwają polityczną konkurencję. Podporządkowują media i ignorują inicjatywy obywatelskie. Zniechęcają Polaków do aktywności, są antyobywatelscy. Nie dotrzymują wyborczych obietnic. Wiodą przyjemne życie na koszt podatnika. Nie bacząc na kryzys przyznają sobie wysokie pensje, nagrody i premie - jednocześnie podnoszą podatki. Puściły im moralne hamulce. Dawniej głoszone ideały cisnęli w kąt i stali się bezideową grupą kurczowo trzymającą się posad. A jednak - a może właśnie dlatego, bo licząc na awans do ekskluzywnej grupy - wciąż sporo Polaków jest gotowych na nich głosować. Tak, dla nich czyli działaczy PO i ich akolitów, obecne czasy to „złoty wiek”… „Oni” chcą władzy na dziesięciolecia.

Świadomie i konsekwentnie budują system oligarchiczny, w którym to oni, a następnie ich dzieci, będą kastą władzy kontrolującą zasoby i prestiż. Są z siebie zadowoleni, bo póki co udaje im się realizować swój plan. Żyją dużo lepiej niż ogół obywateli, odkładają oszczędności, kupują nieruchomości. Kiedy mówią o „bezpieczeństwie” mają na myśli swoje i swoich protegowanych bezpieczeństwo na stołkach. Kiedy opowiadają o „zgodzie”, chodzi im o spokój umożliwiający niczym niezakłóconą konsumpcję fruktów związanych ze sprawowaniem władzy. Kiedy rozprawiają o „dobrobycie naszych dzieci” mają na uwadze los własnych dzieci. Potrzebują biernego i zatomizowanego społeczeństwa, wycofanego Kościoła, słabych związków zawodowych, podzielonej i ubogiej opozycji, dyspozycyjnych mediów. „Oni” są jak czarna dziura zagarniająca i podporządkowująca sobie kolejne przestrzenie życia publicznego, są jak ławica wiedziona stadnym instynktem na kolejne żerowiska.

Ich kandydatem, a zarazem gwarantem ich interesów, jest Bronisław Komorowski - człowiek przeciętny, popełniający liczne gafy, czytający przemówienia z kartki, bez politycznej wizji i wyobraźni, skoligacony (rodzice jego żony pracowali w UB) i sympatyzujący (głosował przeciwko rozwiązaniu WSI) z funkcjonariuszami systemu komunistycznego. Jego zwycięstwo w wyborach prezydenckich to utrzymanie status quo, ugruntowanie się oligarchii, gnicie państwa i pogłębienie nierówności społecznych. Sukces natomiast Andrzeja Dudy, kandydata zjednoczonej prawicy skupionej wokół Prawa i Sprawiedliwości, to postawienie na zmianę i rozpoczęcie naprawy Rzeczypospolitej. Od decyzji, którą podejmą Polacy w maju bieżącego roku, bardzo wiele zależy.

Roman Kowalczyk

Wrocław

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.